[ Pobierz całość w formacie PDF ]
postanowiła jadać z nimi każdy posiłek. To na pewno pozbawi wszystkich apetytu. Co za tupet wycedził Parry z ledwie powstrzymywaną wściekłością. Nikt nie zapraszał cię na śniadanie. Jolie postawiła talerz i filiżankę na stole. No, no, wujku Parry, mówisz takim tonem, że ktoś gotów pomyśleć, że mnie nie lubisz. Usiadła koło Clarice. Poza tym, trudno, nie potrzebuję zaproszenia, żeby zjeść śniadanie we własnym domu. Oczywiście. Jesteś tu mile widziana. Georgette spojrzała na Jolie i uśmiechnęła się. Bardzo nam miło, że zechciałaś zjeść z nami śniadanie. Na litość boską, mamo, daruj sobie południową etykietę mruknęła Mallory, łypiąc na Jolie spode łba. Co tu robisz? O co ci chodzi? W innych okolicznościach Jolie doceniłaby ikrę Mallory. Ale fakt, że były przyrodnimi siostrami, nie mógł przysłonić tego, co liczyło się naprawdę: Mallory była jedną z nich wrogiem. Gdzie twoje maniery, siostrzyczko? Odwal się fuknęła Mallory i pokazała jej język. Dziecinny gest. Jolie parsknęła śmiechem. Zachowuj się upomniał Max siostrę pozbawionym emocji tonem, po czym przeniósł wzrok na Jolie. Czy zechcesz nam powiedzieć, co tu właściwie robisz? Jolie sięgnęła po widelec i wzięła do ust kęs jedzenia. Przełknąwszy, posłała Maksowi drapieżny uśmiech. Jak to co? Jem śniadanie. Pomińmy to, co oczywiste. Co tu robisz? powtórzył Max. Wszystkie oczy skupiły się na niej. O tak, zaniepokoiła wszystkich. Nawet chłodnego i opanowanego Maximilliana. Nienawidził jej tak samo jak reszta jego rodziny, tylko lepiej maskował swoje uczucia. Podniosła do ust filiżankę i napiła się wyśmienitej kawy Yvonne. Spoglądając na Maksa znad złoconego brzegu naczynia, odrzekła: Postanowiłam z wami zamieszkać. Nie możesz się tu wprowadzić! zawołała Mallory. Natychmiast dzwońcie do Gara! krzyknął Parry. Zamierzasz z nami zostać? Policzki Georgette oblał rumieniec. Witamy cię z otwartymi ramionami. Jesteś córką Louisa, a to zawsze był twój dom. Zerknęła na syna. Max, wnieś bagaże Jolie. Znów zwróciła się do Jolie. Pewnie zechcesz zająć swój stary pokój? Mallory zerwała się na równe nogi i krzyknęła: Do diabła, mamo, przestań w tej chwili! Dlaczego jesteś dla niej tak cholernie uprzejma? Ona nie ma prawa tu być. To nasz dom. Gdy nikt nie zareagował, Mallory obróciła się na pięcie i wybiegła z pokoju. Max syknął Parry zrób coś, do cholery. Max wstał, obszedł stół i chwyciwszy Jolie za ramię, poderwał ją z krzesła. Spiorunowała go wzrokiem, ale nie próbowała się wyrywać. Był wściekły, choć tylko lekko pulsująca żyła na szyi zdradzała kipiącą w nim złość. Prowokowanie Maksa w tym momencie byłoby jak drażnienie grzechotnika. Ale Bóg jej świadkiem, uwielbiała go drażnić. Musimy porozmawiać oświadczył. Na osobności. W gabinecie. Jolie popatrzyła znacząco na swój nadgarstek. Chcesz mnie tam zawlec siłą? Jeśli to konieczne. Sprawdziłaby go, gdyby uważała, że blefuje. Ale nie miała wątpliwości, że poderwałby ją z ziemi i wyniósł z jadalni, gdyby nie poszła z nim po dobroci. W takim razie zgadzam się. Porozmawiajmy na osobności. Próbowała uwolnić rękę. Nie puścił jej od razu, jakby rozważał wszystkie dostępne opcje, chcąc rozstrzygnąć, która jest najlepsza. W końcu rozluznił uchwyt na tyle, by zdołała się wyrwać, i szerokim gestem wskazał jej drogę. Jolie ruszyła w stronę drzwi, a Max podążył za nią. Wykop ją stąd na zbity pysk zawołał Parry. Parry, opanuj się upomniała go Clarice. Twoje uwagi są nie na miejscu. Jolie, nie zatrzymując się, spojrzała na Maksa i spytała: Czy to właśnie zamierzasz zrobić wykopać mnie stąd na zbity pysk? Chciałbym odparł szczerze ale masz prawo mieszkać w tym domu. Nie rozumiem tylko, dlaczego ci na tym zależy. Jolie otworzyła drzwi i weszła do gabinetu ojca. Nawet teraz, po śmierci Louisa, w obitym boazerią pokoju unosił się jego duch. Wydawało się, że lada chwila ojciec wrócił i usiądzie za masywnym biurkiem albo z fajką w dłoni zagłębi się w którymś z wielkich foteli. Przeniosła się w przeszłość do czasów, kiedy była ukochaną córeczką tatusia. Potrząsnęła głową, próbując się uwolnić od natrętnych obrazów z przeszłości. Ale wiedziała, że jeśli tu zostanie, będzie musiała zmierzyć się ze wspomnieniami. Siedzimy czy stoimy? Słucham? zapytała roztargniona. Max wzruszył ramionami. Postoimy. Skinęła głową. Max wyglądał, jakby czuł się w tym pokoju równie swojsko jak jej ojciec. Ciocia Clarice mówiła jej, że stał się dla Louisa prawdziwym synem. Jakże szczęśliwa musiała być z tego powodu Georgette. Dlaczego się wprowadzasz? zapytał. Szczerze? Byłoby miło. Uśmiechnęła się. Dlaczego wprowadzam się do Belle Rose? Roześmiała się kpiąco. Ponieważ mam prawo. I nikt nie może mi przeszkodzić. Rozdział 10 Max miał ochotę złapać Jolie i potrząsnąć nią z całej siły. Pamiętał ją jako dziewczynkę biegającą boso po Belle Rose, jeżdżącą na oklep na swojej klaczy, pływającą w stawie w gorące letnie dni. Była buntowniczą, niesforną nastolatką bardzo podobną do Mallory. Obie zostały rozpieszczone przez ojca, który je uwielbiał. Wiele razy słuchał, jak Louis opowiada o Jolie, zawsze z mieszaniną radości i smutku. Złamała mu serce, zrywając z nim wszelkie kontakty. Max uważał ją za niewdzięczną córkę, która nie dorosła na tyle, by zrozumieć ludzką [ Pobierz całość w formacie PDF ] |