[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uległa namowom hrabiego i zgodziła się skorzystać z jego hojności w zamian za poświęcenie mu swego czasu, straciłaby do siebie szacunek, gdyby miała mu zawdzięczać swoje stroje. Z wielką godnością zwróciła się zatem do lady Bracken. - Przyjmuję pani argumenty, milady, postaram się o bardziej odpowiednią garderobę. Lecz - odwróciła się do hrabiego i spojrzała nań z wyższością - sama potrafię ją zdobyć. Wynagrodzenie, jakie mi pan zaproponował, milordzie, wystarczy mi na to, bym sama kupiła wszystko, czego potrzebuję. - Och - rzekł tylko Thorne w zakłopotaniu. Przemiana tej zdecydowanie mało urodziwej przedstawicielki stanu staropanieńskiego w kogoś, kto choć trochę przypominałby modną, współczesną kobietę, kosztowałaby dużo więcej niż pięćset funtów. Poza tym nigdy żadna spośród wielu kobiet, jakie znał, nie odrzuciła propozycji podobnej do tej, jaką przed chwilą złożył. - Ależ... - zaczął, ale ciotka natychmiast powstrzymała go gestem i spojrzeniem, z którego odczytał, że lady Bracken wie już, jak pokierować sprawą. Skłonił się więc Hester z przesadną dwornością, przychylając się do jej prośby. Ustalono, że następnego dnia Hester w towarzystwie lady Bracken uda się do kilku wybranych salonów mody. W tym momencie do towarzystwa zgromadzonego w salonie dołączyła Chloe i rozmowa zeszła na inne, ogólniejsze tematy. Zanim lady Bracken zebrała się do wyjścia, zdążyła już zawrzeć pokój z Hester i obie rozstały się w zgodzie. Po wyjściu ciotki, Chloe ponownie wyrażając radość z powodu przyjazdu Hester zaofiarowała się oprowadzić ją po domu. Kiedy wyszli z salonu, Thorne chwycił pannę Blayne za łokieć i odciągnął na bok. - Chciałem wyrazić moją osobistą wdzięczność z pani przyjazdu - rzekł do niej półgłosem. Trochę zmieszana tym niespodziewanym wyznaniem, Hester mruknęła coś w odpowiedzi. - Teraz jednak muszę panią opuścić. Prawdopodobnie nie zobaczymy się już dzisiaj, ponieważ jadę do mojego klubu, gdzie zjem kolację. Zanim wyjdę, chciałbym się jeszcze upewnić, czy ma pani wszystko, czego jej potrzeba. - O tak, milordzie - odparła spokojnie Hester. - Pomyślałem sobie... - ciągnął hrabia - przyjaciele mówią mi Thorne. - Ależ... - Jesteśmy przecież spokrewnieni, myślę więc, że stosowniej będzie, gdy i pani będzie się tak do mnie zwracać. Ja zaś będę mówić pani Hester. - Nie sądzę... - Znakomicie. - Posłał jej konspiracyjny uśmiech. - Skoro to już ustaliliśmy, mogę się pożegnać. - Uniósł jej dłoń 32 do ust i musnął koniuszki palców wargami, które były zaskakująco ciepłe i miękkie. Trwało to nie dłużej niż mgnienie oka, lecz Hester podskoczyła, jakby ją ugryzione. Zirytowana swoją niefortunną reakcją, skłoniła się sztywno. - Do widzenia, milordzie. %7łyczę dobrej zabawy Która na pewno upłynie w jakimś piekielnym miejscu i zakończy się w buduarze oświetlonym dyskretnym blaskiem świec, dokończyła w myśli Hester. Prychnęła pogardliwie. Na szczęście nic a nic jej nie obchodziły. noce rozpustnego lorda. Kilka dni pózniej Hester stała przed lustrem w sypialni, oglądając Z satysfakcją swe odbicie. Po wizytach w mnóstwie sklepów, w których towarzyszyły jej lady Bracken i lady Lavinia i które zdawały się trwać wieczność, jej garderoba wreszcie wzbogaciła się o stroje do przyjęcia , a niektóre z nich były wręcz ostatnim krzykiem mody. Dzisiejszego wieczoru, gdy po raz pierwszy miała wystąpić przed przedstawicielami beau monde" na przyjęciu u państwa Werych, Przywdziała jedną ze swych nowych sukni - z jedwabiu w kolorze morelowym i obszytą złotem, na którą zarzuciła lekką narzutkę z kremowej siateczki. Gdy Hester ujrzała ją w salonie mody madame Celeste, była prawie pewna, że cena będzie zbyt wysoka jak na jej Mli możliwości, suknia okazała się jednak zaskakująco niedroga. Podobnie było z innymi sukniami, jakie pokazała madame - po wymianie spojrzeń z lady Bracken panna Blayne uznała, że może sobie na nie pozwolić. Przyglądała się uważnie swemu odbiciu w lustrze. Ta kreacja była jedną z najbardziej twarzowych, jakie miała w życiu; doszła do takiego wniosku, okręcając się wokół i obserwując ciężkie fałdy materiału wirujące wraz z nią. Parker pięknie upięła jej włosy, na które Hester włożyła lekki koronkowy czepek z jedwabnymi wstążkami, które zawadiacko zawiązała pod uchem. Służąca protestowała przeciw temu dodatkowi, ale Hester postawiła na swoim. - Chcę jasno określić moje intencje, Parker. Nie chciałabym, by ktokolwiek pomyślał, że przyjechałam do Londynu, aby znalezć męża. - Jestem pewna, że nikt nie będzie tak myślał, proszę pani, ale jest pani za młoda, żeby nosić czepki. A w ogóle - dodała po namyśle, gdyż od początku zawiązała się między nimi nić sympatii - czy to by było złe, gdyby pani szukała męża? - Chyba nie - roześmiała się Hester. - Ale zostawiam innym te łowy. Poprawiając ostatni raz koronkowy przedmiot sporu, podziękowała Parker za pomoc i zeszła do salonu. Zastała w nim tylko jedną osobę. Był to sam gospodarz, który stał przed kominkiem, niedbale oparty o marmurową półkę ponad nim. Jego skromny strój wieczorowy składał się z tradycyjnego, ciemnego surduta, hartowanej kamizelki oraz jasnych, atłasowych bryczesów, lecz hrabiego otaczała niezwykła aura drapieżnej męskości, która, zdaniem Hester, niewątpliwie działała jak magnes na niektóre serca niewieście. - Dobry wieczór, Hester - rzekł. - Dobry wieczór, milordzie - odpowiedziała, kładąc szczególny nacisk na ostatnie słowo. - Och, myślałem, że zgodziliśmy się mówić sobie po imieniu. Mówiąc to, przywołał na twarz słynny uśmiech, który sprawił, W Thorne jeszcze bardziej upodobnił się do drapieżnika na łowach. Na Boga, miałem rację, pomyślał hrabia. W takim stroju panna Blayne wyglądała nawet atrakcyjnie. Nie bardzo pięknie, ale atrakcyjnie. Jedwab sukni podkreślał łagodnym łukiem każde zaokrąglenie jej ciała, niezwykle miłe dla oka. Wrażenie psuł jednak ten śmieszny czepek. Czyżby uważała, że to wystarczy, aby ją ochronić przed zakusami samotnych nikczemników, których zamiary były zazwyczaj niedwuznaczne? Thorne zastanawiał się, jakie jeszcze tajemnice kryją się pod tą jedwabną suknią. Może śpi tam przyczajona namiętność, która tylko czeka, by ktoś ją wyzwolił? Westchnął. Niestety, to nie jego dotyk wyswobodzi ukryte żądze, jeśli istotnie takie drzemią w tym ciele. Nie miał zamiaru flirtować z tą szlachetnie urodzoną damą, która gościła pod jego dachem. Cóż, każde z nich miało w końcu swoje zasady. - To pan zdecydował się mówić mi po imieniu - szlachetnie urodzona dama miała wyjątkowo ostry głos. - Moim zdaniem daleko nam do takiej poufałości. W odpowiedzi Thorne tylko się uśmiechnął. - Zobaczysz, moja droga Hester, jaki jestem uparty. Kiedy... - Hester! - usłyszał nagle. Do salonu weszła właśnie ciotka Lavinia. - Wyglądasz po prostu wspaniale, moja droga. Chodz, pokaż no się bliżej. Hester z uśmiechem wykonała piruet przed starszą damą. - Dziękuję, ciociu Lavinio. Czuję się w tej sukni równie doskonale i zawdzięczam to dobremu gustowi cioci. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |