[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na teren zajęty przez ryczące płomienie. Raptem poczuła
pieczenie nóg. Spojrzała w dół i zauwa\yła, \e palą się jej
podeszwy. Polała je wodą, \eby ugasić tlącą się skórę.
Wydawało jej się, \e walka z rozszalałym ogniem nigdy
się nie skończy.
Rozejrzała się, ale Cal gdzieś zniknął. Kiedy wstawał
blady świt, zmęczeni stra\acy wygrali bitwę. Lyn była tak
zmęczona, \e ledwo powłóczyła nogami.
Kobiecy głos dotarł do jej odrętwiałego ze zmęczenia
umysłu. Podą\yła w kierunku cię\arówki. Rozdawano tam
kanapki i kawę. Zebrani ludzie stanowili dziwnie wyglądającą
grupę. Jeden mę\czyzna był ubrany w spodnie od pi\amy,
drugi zapomniał wło\yć koszulę. Lyn zauwa\yła z
rozbawieniem, \e \aden z nich nie zapomniał o kapeluszu.
Wszyscy byli przesiąknięci dymem i ubrudzeni sadzą.
Silver przywitała ją ciepło. Podała jej kanapkę i parujący
kubek z kawą.
- Zrób sobie przerwę - powiedziała. - Po\ar jest pod
kontrolą.
Lyn pokiwała głową.
- Zgoda, ale przerwa będzie krótka.
Gdy Silver wręczała kolejnemu mę\czyznie kanapkę, Lyn
powędrowała dalej. Spojrzała na jedzenie i doszła do wniosku,
\e jest za bardzo zmęczona, \eby jeść. Wręczyła
przechodzącemu obok kowbojowi kanapkę i kawę. Oparła się
o czyjegoś pikapa i zamknęła oczy. Tylko przez chwilę
odpocznę, obiecała sobie. Potem poszukam Cala.
Zmęczony Cal szedł w kierunku cię\arówek. Przyśpieszył
kroku. Rozdzielono go z Lyn kilka godzin temu, więc się
denerwował. Co prawda, miała doświadczenie, ale ogień
bywał nieprzewidywalny. Ciągle jeszcze wracała do zdrowia
po swych prze\yciach. Zwietnie sobie radziła, ale wiedział, \e
szybko się męczy. Bez powodzenia starał się ją przekonać, by
nie pracowała tak cię\ko.
Usiłował o tym nie myśleć, kiedy zauwa\ył drobną postać
osuwającą się na ziemię. Od razu rozpoznał Lyn. Strach
chwycił go za gardło, więc szybko do niej podbiegł.
Kapelusz le\ał obok, a kosmyki jej włosów wyswobodziły
się z warkocza. Spała zwinięta w kłębek, z dłońmi
podło\onymi pod policzek.
Przykucnął obok niej.
- Lyn! - Spróbował ją ocucić. - Lynnie! Pora wstać,
kochanie. - Wyciągnął ubrudzoną sadzą rękę i pogłaskał ją po
policzku.
Otworzyła oczy. Przez chwilę patrzyła na niego wzrokiem
bez wyrazu. Doszedł do wniosku, \e je\eli jego twarz jest tak
czarna jak jej, to na pewno go nie poznała.
- To ja, Cal - dodał. Jej oczy rozjaśniły się natychmiast.
Zanim zdołał zareagować, błyskawicznie podniosła się z ziemi
i objęła go za szyję.
- Nic ci się nie stało!
Stracił równowagę, a Lyn przewróciła się na niego. Była
ubrudzona sadzą i okopcona dymem, ale jej ciało było takie
ciepłe i miękkie. Poczuł się tak wspaniale, \e le\ał,
rozkoszując się chwilą. śeby ukryć budzące się podniecenie,
powiedział nonszalancko:
- Dlaczego nie witasz mnie tak w domu? Spróbowała się
roześmiać, ale zaraz zaniosła się kaszlem.
Zaniepokojony Cal szybko wstał.
- Przemęczyłaś się - stwierdził kategorycznie. Podniósł ją.
Była taka lekka. Musiał zacisnąć zęby, \eby nie nakrzyczeć na
nią. Co ona sobie wyobra\ała, do cholery?
- Nieprawda! - Jej głos był tak samo ochrypły. - Wszyscy
cię\ko pracowali. Udało nam się powstrzymać ogień, prawda?
- Udało się nam. - Cal uśmiechnął się wbrew swojej woli.
Ledwo powstrzymał się, by nie powiedzieć, \e pozostali
uczestnicy akcji ratunkowej nie zostali cię\ko pobici kilka
miesięcy temu. Wiedział, \e niczego przez to nie osiągnie.
Delikatnie otworzył drzwi samochodu i posadził Lyn na
siedzeniu.
Kiedy się cofnął, by przyjrzeć się jej twarzy, zawołała z
niepokojem.
- Jesteś poparzony!
Czuł, jak piecze go skóra na policzkach. Zastanowił się,
czy ona czuje to samo, bo jej twarz te\ była zaczerwieniona.
- Zostań tu! - rozkazał.
Kobiety prócz kanapek przywiozły maść na oparzenia.
Chwycił kilka kanapek, butelkę z wodą i tubkę maści. Wrócił
do pikapa.
- Posmaruję ci twarz - zdecydował.
Lyn opierała się bezwładnie o drzwi półcię\arówki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.htw.pl
  • Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Wszystkie rzeczy zawsze działają zgodnie ze swoją naturą.