[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wia i straż pożarna. Zanim pierwszy pojazd służb ratowniczych zahamował na podjezdzie, na dzie- dzińcu zgromadzili się sąsiedzi z okolicznych domów. Chociaż Faith twierdziła, że czuje się świetnie, Worth nalegał, żeby pozwoliła się zba- dać personelowi medycznemu. Kiedy naprawdę nic mi nie jest twierdziła Faith, choć lekko drżał jej głos. Gdyby nie Worth, który obejmował ją w talii, nie mogłaby utrzymać się na nogach. Albo pozwolisz się zbadać, albo zabieram cię prosto do szpitala. Popatrzyła na Wortha i uświadomiła sobie, że on wcale nie żartuje. Delikatnie podrzucał Hope, żeby ją uspokoić. Rozdzierający krzyk małej stopniowo przecho- dził w ciche popłakiwanie. Randka w wigilijny wieczór 119 No dobrze zgodziła się wreszcie Faith. Tylko najpierw, zanim upadnę, pozwól mi usiąść. Tylnymi drzwiami wpadli George i Lindsey Dawsonowie, przepuszczeni przez pracującego w lokalnej policji siostrzeńca. Bogu dzięki odetchnęła z ulgą Lindsey. Nikomu nic się nie stało? Przyjrzała się całej trójce. Daj mi dziecko, Worth, i zajmij się Faith. Wygląda, jakby za chwilę miała zasłabnąć. Bez chwili wahania Worth przekazał córeczkę jej przybranej babci, po czym złapał Faith w mo- mencie, kiedy traciła przytomność. Cholera mruknął pod nosem. Biedactwo powiedział George. Ileż ona przeszła! Tyle tragedii w ciągu jednego krótkie- go życia. Odtąd należy jej się już tylko samo szczęście. Worth zwrócił się do dwóch sanitariuszy, którzy przystanęli w kuchni. Ułożę ją w karetce i pojadę z wami. Proponu- ję, żebyśmy ruszyli, nie czekając aż dojdzie do siebie. Odwrócił się i spojrzał na leżącą bezpiecz- nie w ramionach Lindsey Hope. Zajmijcie się... George poklepał Wortha po plecach. Nie musisz nam przypominać. Wezmiemy Hope do szpitala i zaczekamy z tobą, aż lekarz zbada Faith. Dzięki. Naprawdę nie wiem, co one by zro- biły bez waszej pomocy. GdyWorthwyniósł Faithnadwór, zgromadzeni 120 Beverly Barton tłumnie na podwórzu ludzie zamilkli. Oczy wszyst- kich zwróciły się na nich. Posypały się pytania: Czy ma się dobrze? Czy została zastrzelona? W jaki sposób mogą pomóc? Mówili, że będą się za nią modlić, że zaopiekują się Hope. Właśnie jeden z sanitariuszy otworzył tylne drzwi karetki, kiedy przed domem zahamował zgrabny, srebrzysty sportowy samochód. Wysko- czyła z niego Jody i jak błyskawica przecięła pod- wórze, rozsuwając tłum na boki. Wyglądała jak Mojżesz przechodzący przez Morze Czerwone. Faith, Faith, Faith! wołała. O Boże, Worth, co się stało? Czy ona...? %7łyje odparł Worth. Zemdlała. Myślę, że jest w szoku. Jedziemy na ostry dyżur, żeby ją zbadano. Lindsey i George pojadą z Hope. Co, do licha, się stało? niemal histerycz- nym głosem dopytywała się Jody. Proszę pana, możemy jechać przerwał jeden z sanitariuszy. Worth wspiął się do karetki, położył Faith na noszach, po czym zwrócił się do Jody. Poproś Tommy ego, żeby cię przywiózł do szpitala Memorial, a wszystko opowiem ci szcze- gółowo. I nie przejmuj się facetem, który chciał zabić Faith. Już nie żyje. Przez chwilę Jody spoglądała na Wortha z ot- wartymi ustami. Och. Ty... ty go... ? Tak odparł Worth w momencie, kiedy sanitariusz zamykał drzwi karetki. Randka w wigilijny wieczór 121 Już po paru minutach Faith uniosła się i popat- rzyła na Wortha. Gdzie Hope... co ja tu... ? Kiedy próbowała usiąść, Worth chwycił ją za ramiona i siłą zmusił do leżenia. Nie ruszaj się, Błękitnooka. Hope ma się dobrze. Jest z Lindsey i George em. Musiałaś się niezle przerazić. Potrzebujesz teraz dużo spokoju. Ja? uśmiechnęła się Faith. Z nas dwojga ty go bardziej potrzebujesz. Jestem absolutnie spokojny odparł przez zaciśnięte zęby. Nie, nie jesteś i nie próbuj mnie okłamywać. Wystarczy spojrzeć na wyraz twojej twarzy, a zwłaszcza oczu. Na tyle cię znam, że potrafię z nich czytać. Do licha, Faith, czego się spodziewałaś? Prze- cieżsię nie załamię i nie rozsypię natwoichoczach tylko dlatego, że drżę w środku jak liść! Gdy tylko się zorientowałem, że w mieszkaniu Jody nic się nie pali i że ktoś wszedł doniej, b yuruchomić czujnik, żeby mnie w ten sposób zwabić i oderwać od cie- bie... Pochylał się nad noszami, na których leżała Faith i rękami nerwowo ściskał kolana. Gdyby ci się coś stało... Przełknął ślinę i odwrócił wzrok. Faith podniosła rękę i przykryła nią jego dłoń. Uratowałeś mnie... ponownie. Zdaje się, że sądzone ci jest pozostać moim bohaterem. Podej- rzewam, że należę do kobiet, które potrzebują własnego prywatnego opiekuna. Wpatrywał się w błękitne oczy Faith. Jeszcze 122 Beverly Barton nigdy nie zależało mu tak bardzo na drugiej [ Pobierz całość w formacie PDF ] |