[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jeszcze bardziej - miłości. Do tego wszystkiego dołączył się niepokój o Tracy. Jej losy ważyły się z dnia na dzień, i lekarze wciąż nie byli pewni, czy przeżyje. Odwiedzając ją w szpitalu, Elizabeth miała za każdym razem wrażenie, że zamiast Tracy widzi na poduszce pobladłą twarz siostry. Wszystko to razem jest nie do zniesienia, przekracza jej wytrzymałość. Głowa opadła jej na kolana i Elizabeth wybuchnęła rozpaczliwym płaczem. John skinął głową siedzącemu pod drzwiami szpitalnej izolatki policjantowi. Leonard nie miał dzisiaj dyżuru, ale zmiennik też zdążył go już poznać, ponieważ John przyjeżdżał do szpitala codziennie, a czasem nawet dwa razy w ciągu dnia. Był przekonany, że jeżeli zdoła wyciągnąć z Tracy nazwisko bydlaka, który ją pobił, będzie o krok bliżej rozwiązania tajemnicy zniknięcia April Benoit. Elizabeth rzecz jasna nie wierzyła, by jej siostra sama puściła nieszczęścia w ruch, a John wcale się jej nie dziwił. Sam zresztą nie był o tym do końca przekonany. Był pewien tylko dwóch rzeczy: że od tamtej nocy Elizabeth nie chce mieć z nim do czynienia, i że on nie wyobraża sobie bez niej życia. Przenosząc się w poniedziałek rano do motelu, Elizabeth dała jasno wyraz swym uczuciom. W pierwszym odruchu chciał zaprotestować, namówić ją, by jednak została, ale po namyśle postanowił tego nie robić. Była zbyt uparta i niezależna, aby takie postępowanie mogło przynieść dobry skutek, musi więc nauczyć się brać to pod uwagę, jeżeli myśli na serio o ich przyszłym związku. Bo John wiedział już, że pragnie związku z Elizabeth. Uświadomił to sobie w którymś momencie tamtej nocy, kiedy w półśnie, trzymając ją w objęciach, wdychał cudowny zapach jej włosów. Była nie tylko piękną kobietą, ale wspaniałą, pełną miłości osobą, dbającą bardziej o los siostry niż własny. Zakochał się w niej, nie wiedzieć jak i kiedy. Pchnął teraz szpitalne drzwi, które otwarły się z cichym westchnieniem hydraulicznych zawiasów. Tracy rzuciła mu przestraszone spojrzenie. Pierwszy raz widział ją przytomną. Rozpoznawszy go, trochę się uspokoiła, lecz w jej oczach nadal widział strach. Czego bardziej się boi, zadał sobie pytanie: zdradzić imię tego, kto ją pobił, czy je zataić? Podszedł do łóżka i stanął w jego nogach. - Jak się masz? Byłaś prawdziwą Zpiącą Królewną. Codziennie przychodziłem cię odwiedzać, ale dopiero dziś pierwszy raz otworzyłaś oczy. Skinęła głową, ale natychmiast skrzywiła się z bólu. - Boli... - wyszeptała. - Domyślam się. Wyciągnęła zdrową rękę, usiłując dosięgnąć plastikowego kubka na ruchomym stoliku koło łóżka, który jednak znajdował się o parę centymetrów za daleko. Nim zdążyła się poprawić i ponowić próbę, John znalazł się przy niej i podsunął jej kubek do ust. Ich oczy spotkały się, po czym Tracy przysunęła słomkę do warg i zaczęła pić. Nawet tak niewielki wysiłek wyraznie ją zmęczył. Głowa opadła jej na poduszkę, a twarz stała się jeszcze bledsza. Zamknęła oczy. John odstawił kubek na stół. - Posłuchaj, Tracy - powiedział. - Wiem, jakie to dla ciebie trudne, ale musimy porozmawiać. Musisz mi powiedzieć, kto ci to zrobił. Leżała nieruchomo, z zamkniętymi oczami, tak długo, iż zaczął podejrzewać, że znowu zasnęła. - Tracy? Słyszysz mnie? Otworzyła oczy, lecz nadal milczała. - Musisz mi powiedzieć, kto ci to zrobił - powtórzył. - Nic ci się nie stanie, przyrzekam. Za drzwiami przez cały czas siedzi policjant. - A... potem? - spytała zduszonym szeptem. - C - co będzie potem? - Pójdzie siedzieć. Zamkniemy go. Milczenie. - Na pewno go złapiemy. Brak odpowiedzi. - Kto to był? - zapytał znowu, dotykając palcami jej policzka. - Lansing? Twarz jej nie drgnęła. - A może Lyndon Kersh? - dociekał, usiłując opanować rosnące poczucie bezradności i zniechęcenia. Powolutku odwróciła się twarzą do ściany, dając mu tym samym do zrozumienia, że uważa rozmowę za skończoną. On jednak nie rezygnował. Obszedł łóżko dokoła i zapytał: - Czy to miało jakiś związek z April? Powiedziała coś, czego nie dosłyszał. Pochylił się nad łóżkiem. - Odejdz - wyszeptała. - Proszę. Zostaw mnie w spokoju. Pochylił się jeszcze niżej, tak że jego twarz znalazła się tuż obok jej twarzy. Skroń i policzek dziewczyny tworzyły przerazliwą mozaikę sinoczarnych plam. Johna na nowo poraziło okrucieństwo tego, co ją spotkało. Poczuł niemal fizyczny ból. Chciał to zignorować, wiedząc, co owo uczucie oznacza, lecz się zreflektował. Ma prawo, a nawet powinien mu się poddać. To, co go ogarniało, było uczuciem gniewu, który jest dobrym gniewem. Uczyni go bardziej zdecydowanym. - Obaj zostali wezwani na przesłuchanie, ale adwokat Kersha kazał mu trzymać język za zębami, a Lansing oświadczył, że tego wieczoru, kiedy zostałaś pobita, był z jedną z dziewcząt z klubu, niejaką Brownie, a ta telefonicznie potwierdziła jego alibi. Znasz ją? Zielone oczy Tracy błysnęły. - Powiedziała, że Lansing spędził z nią całą noc. - John umilkł na chwilę, czekając na efekt swoich słów, i powtórzył: - Całą noc. - Skurwysyn! - wyszeptała ochryple. John przytaknął ruchem głowy. - Jestem tego samego zdania - odparł. - Też uważam, że Lansing to kawał sukinsyna. Kłamliwego sukinsyna. Tracy nerwowo zerknęła ku drzwiom, lecz milczała. - Możemy ci zapewnić absolutne bezpieczeństwo - szepnął John. - Powiedz tylko nazwisko. Kto ci to zrobił. - Po chwili dodał: - To był Lansing, czy tak? [ Pobierz całość w formacie PDF ] |