[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Najmocniej wam dziękuję  skinąłem mu uprzejmie głową i odszedłem.
Na plecach czułem jego badawczy wzrok i zastanawiałem się, czy Schulmeister widzi
zaciskającą się już pułapkę. Ale wiedziałem również, że wszystko może być tylko wytworem
wyobrazni waszego uniżonego sługi, który nader często grzeszy brakiem zaufania w stosunku do
bliznich.
* * *
 Panie Springer  zagadnąłem.  Gdyby chciał mi pan polecić biegłego medyka, ale nie
żadnego z tych trzech, którzy oglądali pana burgrabiego, to kogo byście wybrali?
 Medyka?  zapytał nieco podejrzliwie i zmarszczył brwi.  yle się czujecie?
 Dajmy pokój mojemu samopoczuciu  odparłem lekceważąco.  No więc?
 Doktor Kornwalis  rzekł, skubiąc wargę w zamyśleniu.  Hazelbandt Remigiusz, Kuzen
Teofil  urwał na moment.  No, ale nade wszystko Pallak Gwidiusz. O, tak  rozpromienił się. 
To medyk, co się zowie. Tyle że rzadko już praktykuje.
 Leczy mieszczan?
 Czy leczy? Mistrzu Madderdin, oni zamęczyliby go, gdyby tylko pozwolił. Zyskał sławę
kilkoma cudownymi ozdrowieniami...
 Dużo bierze?
 Zdumiewająco mało. Przynajmniej od biednych, bo z tego, co wiem, to bogaczom potrafił
przetrzepać kieski.
 Uczciwy człowiek  zauważyłem.
 Mało już takich zostało  przyznał Springer.  Dam wam pachołka, żeby was zaprowadził do
domu doktora, jeśli tylko chcecie...
 Będę wdzięczny  odparłem.
Gwidiusz Pallak mieszkał w solidnej kamienicy niedaleko rynku. Aby wejść do jego
mieszkania, należało przejść przez aptekę zajmującą parter budynku. Aptekarz próbował co prawda
tłumaczyć, że doktor nikogo nie przyjmuje, ale wszedłem na schody, nie przejmując się
perswazjami. Zastukałem kołatką. Raz, drugi i trzeci. Westchnąłem i kopnąłem w drzwi czubkiem
buta. Zadudniło i dopiero to przyniosło stosowny efekt. Najpierw usłyszałem człapiące kroki, a
potem ktoś odezwał się starczym dyszkantem.
 Czego tam? Nie przyjmuję! Idzcie żesz sobie!
 Chcę się widzieć z doktorem Pallakiem  powiedziałem do zamkniętych drzwi.
 Co tam? Co chcecie widzieć?
O, na miecz Pana! Szacowny doktor w dodatku nie dosłyszał. Zauważyłem, że z mroku, z dołu
schodów ciekawie przygląda mi się aptekarski czeladnik.
 Chcę się widzieć z doktorem Pallakiem!  niemal wrzasnąłem, mając nadzieję, że tym razem
przygłuchy starzec po drugiej stronie drzwi mnie usłyszy.
 Idzcie sobie!  Doszło mnie tylko po chwili ciszy, po czym usłyszałem znowu człapiące
kroki. Tym razem się oddalały.
Aomotnąłem pięściami w drewno, aż huk poniósł się po całym korytarzu. Kroki poczłapały
znów w stronę progu.
 Wezwę straż  zagroził starzec zza drzwi.
 Co mi dacie, jak powiem, co zrobić, żeby się do niego dostać?  zaszeptał z mroku aptekarski
czeladnik.
Sięgnąłem do kieszeni, namacałem trójgroszaka i rzuciłem mu. Złapał monetę w locie,
chuchnął na nią i schował w zanadrze.
 Powiedzcie, że macie wieści o Helenie  zaśmiał się i zniknął w dole schodów.
Cóż, nie wadziło spróbować, miałem tylko nadzieję, że nie padłem ofiarą dziecięcej psoty.
 Helena!  ryknąłem do drzwi.  Chcecie się o niej czegoś dowiedzieć?
 Helena?  zaskrzypiał starzec.  Mówcie!
Nie odzywałem się.
 Jesteście tam? Dobrze, dobrze, otwieram.  Szczęknęły odsuwane zasuwy.
Kiedy drzwi się otworzyły, w świetle dochodzącym z głębi pokojów zobaczyłem wysokiego,
chudego starca. Odziany był w białą szatę aż do ziemi, szlafmycę, której czub zwisał mu na ramię, i
ciżmy o wygiętych fikuśnie noskach.
 Doktor Pallak?  spytałem i wepchnąłem się do wnętrza.
W środku cuchnęło medykamentami i zastarzałym moczem.
 Co wiecie o Helenie?  zapytał podejrzliwie.
Zatrzasnąłem drzwi i zasunąłem zasuwy.
 Może wejdziemy do środka?
Obrzucił mnie taksującym wzrokiem i niechętnie skinął głową. Powlókł się w stronę pokoju, z
którego wnętrza dobiegało światło lampki. Runął na rozbebeszone łóżko i wskazał mi miejsce na
rozchwierutanym zydlu, który zamiast czwartej nogi miał podłożoną cegłę. Poszukałem wzrokiem
innego miejsca do siedzenia, a kiedy go nie dostrzegłem, oparłem się o ścianę.
Dom medyka nie składał się tylko z tego pokoju, bo zobaczyłem obok łoża zatrzaśnięte drzwi,
ale najwyrazniej starzec nie zamierzał mnie tam zapraszać.
W sypialni natomiast panował straszliwy bałagan. Na łożu leżały szare od brudu prześcieradła i
kołdra z wychodzącymi kłębami pierza, pod drewnianą ramą stał sporej wielkości cynowy nocnik [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.htw.pl
  • Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Wszystkie rzeczy zawsze działają zgodnie ze swoją naturą.