[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Powstanie raj, czyli bezbarwna, sielankowa kraina, umniejszająca war tość
królestwa niebieskiego.
Nie na tym mi zale\ało.
Ka\dy człowiek musi wybierać, póki nie wezwę go do siebie.
To prawda.
Panie.
Ale z drugiej strony, chciał bym, aby majątek Erika posłu\ył lepszym celom.
Być mo\e ci się uda.
Nie znam odpowiedniego klucza.
Zawsze się taki znajdzie.
Nie potrafię go dostrzec, Panie.
Czytałeś moje słowa.
Nic z nich nie zrozumiałeś?
158
IT
Zrozumiałem zbyt mało, Panie.
Oświeć mnie, błagam.
Kluczem jest miłość, Józefie.
Odwieczna mi łość.
Ale on kocha Christine de Chagny.
A zatem?
Mam ją skłonić do tego, by złamała sakrament mał\eństwa?
Tego nie powiedziałem.
Więc nadal nic nie rozumiem.
Zrozumiesz, Józefie.
Zrozumiesz.
Trzeba ci tylko cierpliwości.
Boisz się Erika?
Nie, Panie.
Nie chodzi mi o niego.
Widziałem go, kiedy stał na dachu i potem, gdy umykał z Gabi netu Luster.
Czułem, \e jest ogarnięty gniewem, rozpaczą i bólem.
Nie ma w nim jednak zła.
Chodzi o kogoś innego.
Opowiedz mi o tym.
Po przyjezdzie na Coney Island poszliśmy do lunaparku.
Christine i Pierre wraz z Wodzirejem wstąpili do sklepu z zabawkami.
Zostałem przed sklepem i przez chwilę spacerowałem po bulwarze.
Kiedy wszedłem, zobaczyłem Pierrea w towarzy stwie pewnego młodzieńca,
szepczącego mu coś do ucha.
Nieznajomy był nieziemsko blady, miał czarne oczy, czarne włosy i nosił czarny
surdut.
Wziąłem go za subiekta, lecz Wodzirej wyjaśnił mi pózniej, \e pierwszy raz go
spotkał właśnie tamtego ranka.
Nie spodobał ci się, Józefie?
Nie chodzi o moje uczucia, Panie.
Było w nim
159 .
Strona 63
forsyth Upiur Manhattanu.txt
coś...
niesamowitego.
Jakiś chłód, gorszy ni\ nad morzem.
Czy\by to moja wyobraznia?
Otaczała go aura zła, tak silna, \e instynktownie uczyniłem znak krzy\a.
Popatrzył na mnie nienawistnym wzrokiem, kiedy odebrałem mu Pierrea.
Widziałeś go jeszcze kiedyś?
Tak, pół godziny pózniej.
Szedłem wówczas od powozu, po odprowadzeniu chłopca.
Wiedzia łem, \e Christine poszła z Wodzirejem do tak zwa nego Gabinetu Luster.
Wtem zobaczyłem, \e przez niewielkie drzwi wybiega ów nieznajomy.
Wyminął dziennikarza i pognał do kolaski, lecz na mój wi dok zatrzymał się jak
wryty.
Znowu popatrzył na mnie jak za pierwszym razem.
Dzień i tak był zim ny, ale wydawało mi się, \e temperatura spadła o dalsze
dziesięć stopni.
Zadr\ałem.
Kto to?
Czego szukał?
Zdaje mi się, \e masz na myśli Dariusa.
Chciał byś go te\ nawrócić?
Nie zdołałbym.
Masz rację.
Zaprzedał duszę Mammonowi i pozostanie jego wiernym sługą, póki nie trafi do
mnie.
On to właśnie pociągnął za sobą Erika.
Nie ma w nim krzty miłości.
Oto cała ró\nica.
Kocha złoto.
Panie.
Nie.
Wierzy w nie, a to coś innego.
Erik tak\e wierzy, ale w głębi umęczonej duszy raz zaznał miło ści i umie do
niej wrócić.
Zatem mo\emy go odzyskać?
Józefie...
Ten, kto poznał czystą i prawdziwą
160
miłość, z wyjątkiem samolubstwa, zawsze mo\e po wrócić na właściwą
drogę.
Lecz przecie\ Erik kocha wyłącznie złoto, siebie samego i \onę
blizniego.
Panie, znów nie rozumiem.
Mylisz się, mój Józefie.
Złoto go tylko bawi, siebie wprost nienawidzi, a pokochał tę, której nie
dostanie.
I wie o tym.
Odchodzę.
Zostań przy mnie.
Panie, choć małą chwilę dłu\ej.
Nie mogę.
Trwa krwawa wojna na Bałkanach.
Dziś w nocy przyjmę niejedną duszę.
Gdzie znajdę klucz?
Czym mam pokonać zło to, ból i kobietę?
Ju\ ci mówiłem.
Szukaj wznioślejszej i głębszej miłości.
Rozdział XIV
RECENZJA GAYLORDA SPRIGGSA
"NEW YORK TIMES", 4 GRUDNIA 1906 ROKU
Trzeba wyraznie stwierdzić, \e wczorajsze, długo wyczekiwane otwarcie
Manhattan Opera pana Oscara Hammersteina było prawdziwym triumfem.
Niewiele brakowało, a bitwa o bilety przerodziłaby się w następną wojnę domową.
Cały Nowy Jork padł na kolana, zdumiony siłą spektaklu.
W sferze domysłów pozostaje, ile pieniędzy wy płynęło z kas
najbogatszych i szacownych rodów, wiem jednak, \e płacono niebotyczne ceny i to
Strona 64
forsyth Upiur Manhattanu.txt
nie tylko za miejsce w lo\y, ale za zwykły fotel na par terze.
Gmach Manhattan Opera nazwanej tak dla odró\nienia od Metropolitan po
drugiej stronie mia sta jest olbrzymi i bogato zdobiony.
Główny hali swoim ogromem wprost zawstydza ciasne i zatło czone foyer
konkurentki.
Tu właśnie, przez pół go162
dziny, zanim kurtyna poszła w górę, oglądałem paradę ludzi, którzy
tworzyli legendę Ameryki.
Najszczęśliwsi z nich, grzecznie jak na szkolnej wycieczce, podą\ali za
przewodnikiem do wyzna czonej lo\y.
Nie zabrakło więc Mellonów, Yanderbiltów, Rockefellerów, Gouldów,
Whitneyów i samych Pierpont Morganów.
Wśród nich był te\ ten, kto wy ło\ył prawdziwą fortunę oraz nie szczędził czasu
i energii, aby wbrew przeciwnościom losu wybudo wać własną operę.
Chodzi mi oczywiście o ,,króla cygar", pana Oscara Hammersteina.
Uporczywa plotka wcią\ głosi, \e za panem H.
stał bogatszy, tajemniczy magnat, finansista, którego nikt nigdy nie widział.
Nawet jeśli tak było, to nie pokazał się i teraz.
Trudno powstrzymać jęk podziwu na widok zdo bionego, sklepionego łukiem
portyku i przepychu wnętrza.
Widownia, choć zaskakująco przytulna i mała, tonie w złotych, szkarłatnych i
granatowych odcieniach.
Ale co z inscenizacją?
Co z gwiazdami, których przyszliśmy posłuchać?
Przyznam szczerze, \e od trzydziestu lat nie zaznałem takich emocji
artystycznych i wzruszeń.
Czytelnicy moich artykułów na pewno pamiętają, \e półtora miesiąca temu
pan Hammerstein podjął niezwykłą decyzję, skreślając z dnia otwarcia tak znane
arcydzieło, jakim są "Purytanie" Belliniego.
Co gorsza, postawił w ciemno na zupełnie nową, współczesną operę, napisaną przez
nieznanego (i na163 .
dal nieodgadnionego) amerykańskiego kompozyto ra.
Zagrywka iście hazardowa.
Opłaciło się?
Na tysiąc procent.
Po pierwsze, "Anioł z Shiloh" zagwarantował nam obecność wicehrabiny
Christine de Chagny z Pary\a, piękności obdarzonej wprost nieziemskim głosem,
który moim zdaniem przewy\sza wszystkie pozo stałe, a przecie\ w zawodowym \yciu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.htw.pl
  • Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Wszystkie rzeczy zawsze działają zgodnie ze swoją naturą.