[ Pobierz całość w formacie PDF ]
opłaceniu dla chłopców prenumerat magazynów w ramach prezentu bożonarodzeniowego. Cory dostał Sports Illustrated , a Dillon Popular Mechanics . Jego matka westchnęła i potarła skroń. Może telepatycznie przekazał jej ból głowy. - Dobry z ciebie chłopak, Dillonie. Zawsze taki byłeś. Ale oprócz tego niewiarygodnie uparty. - Ja? - Tak, ty. - Wraz z jej uśmiechem opadło napięcie. -Jesteś buntownikiem, kochanie. A na dowód masz motocykl. I tatuaże. Pamiętasz, jak wróciłeś do domu z malunkiem na ramieniu i usiłowałeś mi wmówić, że to najgenialniejsza rzecz na świecie? - Pokręciła głową, wciąż się ciepło uśmiechając. - Skrzydła, żebyś nigdy nie został przykuty do jednego miejsca. - Pamiętam. - Jako nastolatek zrobił sobie tatuaże, których dzisiaj pewnie by nie wybrał. Ale te znaki na ciele przypominały mu, kim był i kim chce być. Wyciągnęła rękę, żeby poprawić jedno z rodzinnych zdjęć, rozstawionych po biurku. Na tym, którego dotknęła, byli Dillon i Cory jako dzieciaki, stojący na padoku za domem. Obejmowali się ramionami, a uśmiechy mieli szerokie jak przestworza. Już od wielu lat nie byli ze sobą tak blisko. Był taki moment w liceum, że rozważali nawet pójście do tego samego college u, ale to się skończyło, kiedy kiełkujące pomiędzy nimi różnice uniemożliwiły przyjazń. W rezultacie Dillon poszedł na Uniwersytet Nowojorski studiować społeczną odpowiedzialność biznesu, a Cory zdobył stopień MBA w Wharton. Dillon był najszczęśliwszy, kiedy przez kilka godzin jezdził na rowerze, mknąc bez celu przez wzgórza Pensylwanii. Albo siedział na dachu Rison, patrzył na miasto i myślał. Nie planował zawładnąć światem jak Cory i nie okazywał nieszczerej sympatii. Nie odbywał niewymuszo-nych pogawędek przy ciepłym kominku jak jego rodzice. Pomagał innym poprzez fundację albo, a niech to, nawet doradzając klientom w sklepie i to go uszczęśliwiało, ale kiedy miał dość świata, brał wędkę i uciekał nad jezioro. Przez większość czasu nie czuł się samotny. Nieobecność innych ludzi oznaczała brak oczekiwań. I minimalizowała szansę na rozczarowanie. Kiedy cisza się przedłużała, matka westchnęła. - Kochanie, Cory to Cory, a ty to ty. Tata i ja kochamy cię takiego, jaki jesteś. - Podniosła się, obeszła biurko i objęła dłonią jego policzek. - Pokazywanie wszystkim, kim nie jesteś, nie udowodni, ile jesteś wart. Tylko ty mo- żesz to zrobić - uśmiechnęła się pobłażliwie. - Któregoś dnia to zrozumiesz. Kiedy się podniósł, zamknęła go w kojących objęciach i skąpała w uspokajającym zapachu wody różanej i wanilii. - Daj znać, kiedy mam przyjść. - Prawie jęknął na dzwięk drzwi otwierających się po drugiej stronie korytarza, a następnie zatrzaskujących się z hukiem. Nie było wątpliwości, że Cory wychodzi z biura. Czyli dzisiaj nie ma szansy na rozmowę o Aleksie. - Na pewno przyjdę. - Oczywiście, jak tylko uda mi się złapać twojego brata pracoholika. - Cofnęła się o krok i poklepała go po policzku. - Kocham cię, Dill. Zawsze będziesz moim małym syneczkiem. Chociaż ze wstydu ścierpła mu skóra na karku, jej słowa trafiły go prosto w serce. Oto właśnie akceptacja, której zawsze łaknął. Musiał się tylko nauczyć ją przyjmować. - Ja też cię kocham. - Pocałował ją w policzek i ruszył do drzwi. - Do zobaczenia niedługo. - Nie zapomnij o partnerce na galę! - zawołała. Znów pomyślał o Aleksie. Ona i jej firma były w poważnych tarapatach, a on chciał jej pomóc. No cóż, prawda jest taka, że chciał jej i tyle. Nawet nie przeszło mu to przez myśl, kiedy dziś zapukała do drzwi mieszkania Kelly. Chciał jej bardziej niż jakiejkolwiek kobiety od bardzo dawna. Nadchodziły zmiany. Czas zacząć żyć chwilą i czerpać ze wszystkiego, co przyniesie życie. - Może jednak podjadę do Renaulta po tę część. -Uśmiechnął się i zamknął za sobą drzwi. - Przestań wreszcie dzgać ten stek i jedz! Alexa zastanowiła się nad wypowiedzą swojej przyjaciółki Nellie. - Zmiękczam go - powiedziała, odłożyła widelec i sięgnęła po mrożoną herbatę. Nellie ogłosiła, że stawia kolację, więc Alexa nie chciała okazać się niewdzięczna, szczególnie że steku nie jadła od kilku miesięcy i następna okazja pewnie nie powtórzy się przed upływem kolejnych. A jednak w ostatnich dniach jej apetyt mizerniał jak zmniejszający się księżyc. - Przeżywasz sprzedaż domu, co? [ Pobierz całość w formacie PDF ] |