[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tracę wątek. To chyba przez te leki. Co chwilę łykam jakieś pastylki. Próbują najróżniejszych kombinacji. Niektóre dobrze działają, inne słabo. Dzisiaj mam lepszy dzień. Jestem na tyle przytomna, że pozwolili mi włączyć komputer. Przeważnie nie dają mi się nawet do niego zbliżyć, jakby się bali, że zjem klawiaturę. Mówią, że jestem tu od trzech miesięcy, że tyle czasu minęło od tamtych wydarzeń. A mnie się wydaje, że najwyżej dwa tygodnie. Jednak kiedy wyglądam przez okno, widzę, że liście już spadły z drzew. Na podjezdzie leży rozgnieciona dynia, a więc albo zbliża się Halloween, albo dawno minęło. Chcecie wiedzieć, co się stało? O ile pamiętam, zastrzeliłam Gerarda, a sekundę czy dwie pózniej rozległ się koszmarny hałas w mojej czaszce. Grzmotnęło i nastąpiła ciemność. Zgodnie z raportami, gdyby Gerard nie położył ręki na tej głupiej lufie, nic by mu się nie stało, ale niestety położył i mu ją odstrzeliłam. Potem upuściłam pistolet. Chłopak zdołał zachować przytomność na tyle długo, by podnieść broń i ogłuszyć mnie kolbą. Ocknęłam się w szpitalu. Zobaczyłam Marylou. Trzymała mnie za rękę i ciągle powtarzała, że wszystko będzie dobrze. Potem znowu odpłynęłam. W ogóle długo nie mogłam odzyskać świadomości. Na chwilę obudziłam się w szpitalu we Francji. Pamiętam też kilka sekund, kiedy siedziałam na wózku na lotnisku. I przypominam sobie Gerarda. Przyszedł mnie odwiedzić przed wylotem. Jego ręka bez dłoni zwisała na temblaku. Przez większość czasu nie kontaktowałam, ale on się chyba nie gniewał. Wydaje mi się, że nawet pogłaskał mnie po włosach. Koroner stwierdził, że Henri naprawdę się zabił - wywnioskował tak z prochu na jego palcach. Zwłoki żony znaleziono dokładnie tam, gdzie Gerard wskazał. Zgromadzili też dość dowodów, że to Henri ją zamordował. Pies leżał tuż obok swojej pani. Nieco trudniejsza do rozwikłania okazała się sprawa chłopaka z wioski i dwóch amerykańskich turystek, którzy stoczyli w domu Henriego krwawą bójkę - jedno znalazło się związane w piwnicy, drugie skończyło bez ręki, trzecie leżało nieprzytomne na podłodze w kuchni. Fakt, że to wydarzyło się trzy dni po makabrycznym morderstwie i samobójstwie, dawał jeszcze więcej powodów do niepokoju. Ostatecznie okrzyknięto Gerarda bohaterem. Zauważył nieobecność żony Henriego i obserwował jego dom. Kiedy u Henriego zjawiły się przypadkiem dwie amerykańskie turystki, czyli my, Gerard wkroczył do akcji, żeby je chronić. Henri targany poczuciem winy odebrał sobie życie. A ja szczęśliwie postradałam zmysły. Miejscowa policja nie odkryła, czemu to wszystko zbiegło się w czasie, ale wielu psychologów zainteresowało się sprawą. Ponieważ kłamałam, że Gerard mnie zaatakował, pobiłam siostrę odtwarzaczem DVD, strzelałam i tak dalej, uznano, że przeżyłam atak psychozy. Wylądowałam w psychiatryku na przedmieściach Bostonu. Wolimy to nazywać placówkami rehabilitacji psychicznej - powiedziała Marylou. Teraz, kiedy odzyskałam dostęp do poczty elektronicznej, widzę, że Gerard codziennie wysyłał mi wiadomości. Pierwsze były bardzo krótkie, ale odkąd przyzwyczaił się do stukania w klawiaturę jedną ręką, pisał o wiele więcej. Jest jedyną osobą na świecie, która myśli, że nie pasuję do tego miejsca. Nie może się doczekać, kiedy wyjdę, chociaż nie zapowiada się, żeby to nastąpiło wkrótce. Twierdzi, że odwiedzi mnie, gdy dopasują mu protezę dłoni. Właśnie przeczytałam e - mail od Marylou... wysyła mi link do swojej - bardzo nagrodzonej - pracy z psychologii. Wierzy, że dzięki niej ma już zapewnione miejsce na jednym z najlepszych uniwersytetów. Przeczytałam tę pracę. Zawiera wszystkie szczegóły sprawy. Aącznie z opowieścią o dekrecie o podejrzanych. I z fragmentem o gilotynie. Teraz muszę się wylogować i wrócić do pokoju. Poproszę, żeby zwiększyli mi dawki leków. Podoba mi się tutaj. Jest miło i bezpiecznie, nie ma żadnych ostrych przedmiotów i wszyscy siedzą zamknięci. Jak powiedziałby Gerard: inne opcje są gorsze. LIBBA BRAY NIGDZIE NIE JEST BEZPIECZNIE Halo? Nagrywamy? Widzę czerwoną lampkę, więc mam nadzieję, że bateria nie padnie. Dobra, pełne skupienie, bo nie będę powtarzał, wszystko idzie na żywo. Skoro znalazłeś to na YouTubie, masz farta, bo naprawdę powinieneś o tym wiedzieć. Sorki za to walenie w tle. W tej chwili nie mogę tego wyjaśnić, poza tym wolisz nie wiedzieć, co znajduje się po drugiej stronie drzwi. Uwierz mi. A w ogóle to jestem Poe. Poe Yamamoto. Na cześć Edgara Allana. Jasne, wiem: kto chciałby się tak nazywać? Cholera, rozkojarzyłem się. Dobra. Skoncentruj się, chłopie. Mów, co masz do powiedzenia. Wyobraz sobie, że właśnie skończyłeś liceum i postanowiłeś uczcić zakończenie kilkunastu lat przymusowej edukacji, wybierając się z przyjaciółmi na małą włóczęgę po Europie. Zaliczasz obowiązkowe punkty: Paryż, Dublin, Wenecja - która, tak na marginesie, śmierdzi smażonymi gołębimi kupami; Londyn - zimny, mokry i drogi; kilka browarów w Niemczech. Nagle jedno z was proponuje: - Ej, a może zboczymy trochę z trasy i wybierzemy się do tych słynnych tajemniczych wschodnioeuropejskich miast. Poganiamy za wampirami, wilkołakami i innymi słowiańskimi nocnymi straszydłami. - No bo czemu nie? W końcu to jedyna taka okazja. Pakujesz więc manatki i dalej, na wschód. Wsiadasz w pociąg jadący przez lasy, które są starsze niż [ Pobierz całość w formacie PDF ] |