[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie, jakie jej rzucił, sprawiło, że nie mogła ruszyć się z miejsca. Martwiła się, że prosta sukienka z długimi rękawami, opadająca swobodnie do ko- lan, była zbyt surowa i zbyt staropanieńska. No cóż, teraz było już za pózno - pomyślała. - Usiądz i czuj się jak u siebie w domu. Podać ci coś do picia? - W jego intensywnym spojrzeniu była nuta rozbawienia, co spowodowało, że po- czuła się nieco swobodniej. Leandro, stojąc z ręka- mi na biodrach, przyciągał jej wzrok swobodą, z jaką się nosił. Podobał się jej jego styl. - Nie dziękuję - odpowiedziała i spojrzała na wysoki fotel przy kominku i leżący na nim stos papierów. - Pracowałem - wyjaśnił z poważnym wyra- zem twarzy, kładąc kartki na stojącym z boku kredensie z wiśniowego drzewa. - Przeszkodziłam ci? - spytała Isabella z nie- pokojem i lekko zmarszczyła brwi. S R - Nie, skądże - wzruszył swoimi szerokimi ramionami. - Czekałem, aż przyjedziesz. - Przyjechałeś do Londynu w sprawach zawo- dowych? - Nie tylko - odparł. - Chociaż skorzystałem z okazji, żeby spotkać się z ludzmi z mojej branży. - Leandro zdał sobie sprawę, że pod tą powierz- chowną wymianą zdań kryje się o wiele więcej. Nie mogli oderwać od siebie oczu. - Ale nie chcę dzisiaj rozmawiać z tobą o mojej pracy, Isabello - powiedział poważnym tonem. - Jak już wspominałem, to nie jest główny powód, dla którego przyjechałem do Wielkiej Brytanii. - Nie? - Isabella złożyła swoje białe dłonie na kolanach. - Chciałem znów cię zobaczyć. Wiem, że powi- nienem był skontaktować się z tobą wcześniej, ale ostatnio tyle się u mnie działo... -przeciągnął ręką po włosach. - %7łycie czasami potrafi być szalone. Przecież sama o tym dobrze wiesz - stwierdził. - Zdaję sobie sprawę, że jesteś bardzo zajęty. Ale dziwi mnie, że postanowiłeś przyjechać po tak długim czasie. Dlaczego przyjechał po mnie do biblioteki? Czy miał nadzieję na powtórzenie wspólnej nocy? -przemknęło jej przez myśl. Zale- żało jej na nim, ale nie chciała być wykorzys- tywana w ten sposób. - Nie jest to chyba nieprzyjemne zdziwienie? S R - Nie. Leandro... Jest coś co muszę... - Popełniłem błąd, nie dając ci mojego numeru - przerwał jej.- Ale w mojej sytuacji nie jest łatwo zaufać ludziom, że są uczciwi i nie nadużyją moje- go zaufania. Rozumiesz? Rozumiała. Można powiedzieć, że mieli do tego podobne podejście. - Tak... - Przez długą chwilę wpatrywała się w jego oczy: - Oczywiście. - A teraz... Chciałbym wiedzieć, czy spotyka- łaś się z kimś od czasu, kiedy się rozstaliśmy. - Nie, nie spotykałam się z nikim innym. I mia- łam ku temu bardzo ważny powód. Cisza jeszcze pogłębiła napięcie, które czuła. Nie była w stanie mówić dalej. - Jaki to powód, Isabello? - zapytał Leandro. - To... Na miłość boską, powiedz to wreszcie! - pomyślała - To bardzo skomplikowane. - Więc oświeć mnie, por favor. - Muszę zajmować się dzieckiem. Zszokowany Leandro rzucił jej oskarżycielskie spojrzenie. - Kiedy spotkaliśmy się w Hiszpanii nie po- wiedziałaś, że jesteś matką. Wyciągnął rękę z kieszeni dżinsów i oparł się o marmurowy kominek. Był zaskoczony. Wiedział oczywiście, że wcześniej była zaręczona, nie spo- dziewał się jednak, że miała dziecko. Kto się nim S R zajmował, kiedy przyjechała do Hiszpanii, żeby ru- szyć w pielgrzymkę do Santiago di Compostela? - zastanowił się przez chwilę. Z niepokojem w ciem- nych oczach Isabella wzięła głęboki oddech, po czym wstała. - Wtedy nie byłam jeszcze matką - wyjaśniła, składając ręce ochronnym gestem na piersi. Nie- świadomie zaczęła bawić się złotym krzyżykiem, który nosiła na szyi. Uniosła lekko podbródek w odpowiedzi na jego zaskoczone spojrzenie i mó- wiła dalej. - Urodziłam dziecko dziewięć miesięcy temu, Leandro. To chłopiec. Ma na imię Raphael. - A więc jednak spotykałaś się z kimś po na- szym rozstaniu? - Ja... - Ty i ojciec dziecka nie jesteście już razem? -zapytał, czując suchość w gardle i rozczarowanie. - Leandro... - Obserwował, jak podnosi dłoń i nerwowo przygładza włosy. Te same dłonie doty- kały go i rozpalały jego zmysły w tę długą, gorącą noc osiemnaście miesięcy temu... - Powiedziałam ci prawdę. Nie spotykam się i nie spotykałam się z nikim od czasu, kiedy widzieliśmy się w Vigo! Nie wiem, jak to ująć, żeby było mniej szokujące, ale... Dziecko jest twoje, Leandro... To ty jesteś jego ojcem. Do mężczyzny powoli docierało znaczenie jej słów. S R - To niemożliwe! - Wbił w nią spojrzenie ostre jak sztylet. Isabella objęła się mocniej ramionami, chroniąc przed gniewem, który kierował w jej stronę. - Czy bierzesz mnie za jakiegoś niedouczo- nego idiotę? Nie mogłem sprawić, że zajdziesz w ciążę, Isabello! Wiesz przecież dlaczego. Co próbujesz zrobić? Szantażować mnie? - Nie! - w jej ciemnych oczach pojawiły się łzy. -Nie kłamię, Leandro -powiedziała, ścierając dłonią wilgoć z policzków. - Chcesz mogę zrobić test, ale to ty jesteś ojcem mojego dziecka! A jeśli chodzi o szantaż... To dość krzywdzące oskar- żenie, biorąc pod uwagę okoliczności. Nie mu- [ Pobierz całość w formacie PDF ] |