[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Przyszła Grace Allen z Jamiem. Chciała spytać, czy ktoś mógłby zerknąć na szwy Jamiego i powiedzieć, kiedy należy je zdjąć. Nie mogła przyjść wcześniej, bo... - Przyślij ją do nas, Chrissie - poprosił Hugh. Była to ostatnia rzecz, o jakiej marzyła w tej chwili Alex, ale oczywiście nie mogła zaprotestować. Spojrzała na Hugh i stwierdziła, że jest blady i zmęczony. Jak człowiek, który kiepsko sypia. Ona też nie spała dobrze, kiedy nie było go w jej łóżku. Nie myśl o tym, szepnęła do siebie w duchu. Musisz jakoś przetrwać najbliższe trzy dni, a potem... nigdy już go nie zobaczysz. Myśl ta przyprawiła ją o taką rozpacz, że niemal z radością powitała wchodzącą do gabinetu panią Allen i jej synka. - Te szwy chyba można już wyjąć - oznajmił Jamie. - One mnie okropnie swędzą. Jedno spojrzenie na jego czoło powiedziało Alex, że chłopiec ma rację. Poszli więc wszyscy do sali zabiegowej, gdzie Jamie został ułożony na stole operacyjnym. - Zrobisz to osobiście, czy zrzekniesz się tego zaszczytu na moją korzyść? - spytała Alex. - Wolę scedować to na ciebie - odparł Hugh, a ona wciągnęła rękawice i sięgnęła po kleszcze. Zadanie nie było trudne, więc po kilku minutach Alex spojrzała z zadowoleniem na czoło chłopca. - Teraz wyglądasz o wiele lepiej - oznajmiła z uśmiechem, a pani Allen wydała westchnienie ulgi. - Dziękuję wam za wszystko - powiedziała i się pożegnała. - 98 - S R - Czy przyjdziesz na to sobotnie przyjęcie? - spytał Hugh, a Alex kiwnęła głową. - Wiesz, że przyjdę. Choćbyś o mnie myślał nie wiem co, nie chcę zawieść mieszkańców miasteczka. - Ty nie potrafiłabyś nikogo zawieść - rzekł łagodnym tonem. - Możesz ludzi irytować, czasem nawet doprowadzać do szaleństwa, ale nigdy nikogo nie za- wiedziesz. - Ja... - Z trudem przełknęła ślinę. - Mam nadzieję, że to miał być komplement. - Oczywiście. - W jego szarych oczach pojawił się błysk czułości. - Alex... Mam na myśli to, że zawsze budzisz zaufanie. A ponieważ zdrowie pacjentów jest dla ciebie najważniejsze, masz na nie zbawienny wpływ. Może to potwierdzić Donna, Jamie, Irene Nolan i wszyscy inni. A to znaczy, że jesteś właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Z jego gabinetu dobiegł dzwonek telefonu, więc zrobił krok w kierunku drzwi. - Pomyśl o tym, Alex, bo jest jeszcze dość czasu, żebyś zmieniła zdanie. Zanim zdążyła odpowiedzieć, wyszedł na korytarz. Nadszedł sobotni wieczór. Alex spojrzała z niedowierzaniem na tłum, który wypełnił salę posiedzeń miejskiej rady. Malcolm zapewnił ją, że będzie to skromne przyjęcie, ale wyraznie ukrył przed nią prawdę, bo odniosła wrażenie, że obecni są wszyscy mieszkańcy Kilbreckan. Stoły uginały się od jedzenia. Miejscowa orkiestra grała szkockie melodie ludowe. Nad niewielką estradą wisiał transparent z napisem: Bon Voyage, Dr Alex". - Czy dobrze się bawisz? - spytał Malcolm, przekrzykując rozmowy i wybuchy śmiechu, a ona kiwnęła głową. - Wspaniale, naprawdę wspaniale - odparła z przekonaniem. Martwiło ją tylko to, że od początku przyjęcia Hugh trzyma się od niej z daleka. Rozumiała oczywiście jego motywy i w duchu przyznawała mu rację, ale mimo wszystko zerkała co chwilę w jego kierunku. - Pięknie dziś wyglądasz - ciągnął Malcolm. - To samo powiedział mi przed chwilą Hugh. Ale nie powiedział tego mnie, pomyślała ze smutkiem. - 99 - S R - Chyba zaraz zacznie się część oficjalna - oznajmił Malcolm, widząc, że lady Soutar spogląda w jego stronę i rozkazującym gestem wskazuje estradę. - Przygotuj się na swój wielki moment, Alex. Zaczął się przepychać przez tłum, a ona, chcąc nie chcąc, ruszyła za nim, doskonale wiedząc, co teraz nastąpi. Ktoś powie, że wszystkim jest bardzo przykro z powodu jej wyjazdu. Jedno z dzieci wręczy jej bukiet kwiatów. Potem będzie musiała wygłosić mowę. Myśl o tym napawała ją lekkim przerażeniem, bo nie znosiła występować publicznie. Wiedziała jednak dobrze, że nie ma wyboru. Kiedy weszli na estradę, Malcolm uniósł ręce, żeby uciszyć zebranych, a potem zaczął przemawiać. - Wiesz dobrze, jak bardzo będziemy wszyscy za tobą tęsknić, Alex. - Z sali dobiegł szmer głosów potwierdzających jego zdanie. - Byłaś dla naszej przychodni bardzo cennym nabytkiem, zarówno w sensie zawodowym, jak i osobistym, więc nie mogliśmy cię wypuścić bez pożegnalnego przyjęcia. - Do rzeczy, doktorze! - zawołał któryś z mężczyzn. Malcolm pogroził mu palcem, a Alex spojrzała na twarze tłoczących się na sali ludzi. Dostrzegła wiele osób, które poznała i polubiła podczas krótkiego pobytu w Kilbreckan. Lady Soutar, Ellie Dickson i jej męża, oraz małą Alexandrę. Całą rodzinę Allenów. Donnę Ferguson, Franka i Irene Nolanów. I Hugh Scotta, który stał teraz na końcu sali, opierając się o ścianę. Na jego twarzy malował się wyraz obojętności, więc szybko odwróciła od niego wzrok. - Wszyscy wiemy, jak wiele znaczył dla ciebie twój motocykl - ciągnął Malcolm. - Jest nam przykro, że ukradziono ci go właśnie wtedy, kiedy byłaś wśród nas. Czujemy się winni i chcemy ci to jakoś zrekompensować. - Na miłość boską, niech pan nie trzyma tej biednej kobiety w niepewności! - krzyknął Rory Murray, a Malcolm szeroko się uśmiechnął. - No dobrze, Neil. Wprowadzcie go na estradę. Zanim Alex zdążyła czegoś się domyślić, na scenę wszedł Neil Allen, pchając lśniący czerwony motocykl marki ducati owinięty szeroką wstążką zawiązaną w - 100 - S R wielką kokardę. Do kierownicy przypięty był ogromny balon w kształcie serca, z napisem: Wszystkiego najlepszego, Pani Doktor!". - Czy to...? - Alex spojrzała bezradnie na Malcolma, a potem na zebranych [ Pobierz całość w formacie PDF ] |