[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zamyślił się. Mogą mnie nawet zabić, jak sądzę. Wody też mi nie wolno pić. Przez osiemnaście godzin rzekł szef stając w drzwiach. Coś niecoś pamiętam z czasów, kiedy mnie kroili. W porze obiadu pacjent przynajmniej częściowo odzyskał siły i poprosił o skoroszyt. Przeglądał papiery dłuższą chwilę. Nic z tego nie wynika powiedział. Makulatura. A przecież ryzykowaliśmy, żeby to zdobyć. Mieliśmy zdobyć księgi meldunkowe przypomniałem mu łagodnie. Tak, ale nie musimy. Tu są wszystkie adresy popukał w plik kartek. Przecież trochę osiągnęliśmy. Znalezliśmy skrzynkę banknotów. Spotkaliśmy tę staruszkę i dowiedzieliśmy się o klasztorze. A teraz czuję, że rozwiązanie zagadki oddala się. Chwilowo nie musisz rozwiązywać zagadek uspokoiłem go łagodnie. Leż i odpoczywaj. A pan Tomasz i ja zajmiemy się myśleniem. Za tydzień wyjedziemy powiedział Michaił. Tego nie da się odnalezć. Dlaczego? Rauber ma 300 IQ. Gdyby to było możliwe, odkryłby to. My do spółki mamy pewnie ze 400. Nie zapominaj o tych, którzy szukali tego dawniej. To mi przypomina sprawę pewnego polskiego wynalazcy. Przyszedł do Kancelarii Premiera z propozycją budowy w Polsce komputerów. Były lata siedemdziesiąte, a on był jednym z pionierów w wytwarzaniu super czystych kryształów. Zaproponował produkcję komputerów lepszych niż amerykańskie. I wiesz, co mu powiedzieli? Ciekawe... %7łeby się nie wygłupiał, bo gdyby jego teorie były prawdziwe, to Amerykanie dawno by już to wymyślili. Pan Tomasz spotkał go w Krzemowej Dolinie. Jest wielką szychą, a mało brakowało i Krzemową Dolinę mielibyśmy w Polsce. Michaił zasnął. Wieczorem czuł się już prawie zupełnie dobrze. Czytał dokumenty z laptopa. Rana goiła się dobrze. Mógł wreszcie wypić trochę wody. Za tydzień wstaniesz obiecałem mu. Wcześniej zaprotestował. Poszliśmy spać. Następnego dnia rano Michaił czuł się już zupełnie dobrze. Miał tylko leciutką gorączkę. Myślę, że się wywinąłeś powiedział Pan Samochodzik. Biorąc pod uwagę, że kroił cię kompletny dyletant nożem introligatorskim w skrajnie antyhigienicznych warunkach, to miałeś dużo szczęścia. Jestem szczęśliwym człowiekiem, więc szczęście będzie mi towarzyszyć powiedział. Gryzie mnie ten fragment dziennika carycy. Wyświetlił kartkę rękopisu. Patrzyłem w równe rządki pisma. Między linijkami musi być coś napisane powiedział Michaił. Czuję to. Nie spocznę, dopóki dyrekcja archiwum nie zezwoli na przeprowadzenie szczegółowych analiz. Przekupię drani. Jak mój ojciec. Zastanowiłem się. Jakaś myśl nieśmiało kiełkowała w mózgu. Może nie będzie trzeba powiedziałem. Z jaką rozdzielczością skanowałeś te dokumenty? Z największą pochwalił się. Tysiąc dwieście na dwa tysiące czterysta pikseli. A ile kolorów rozróżnia ten twój skaner? Półtora miliarda barw i odcieni. Mam u ciebie dwa starodruki premii powiedziałem. Popatrzył na mnie. Było widać, jak myśli usiłując wydedukować z moich pytań rozwiązanie zagadki. Nagle jego oczy rozbłysły. Skontrastować! krzyknął podrywając się z łóżka. Pchnąłem go na nie z powrotem. Właśnie. Skontrastować. Jeśli napisała tu jakiś tekst niewidzialnym atramentem, to i tak papier w tym miejscu zżółkł inaczej. Za sto lat pewnie różnice będzie widać gołym okiem. Bingo wyszeptał Michaił. Jego palce zastukały w klawisze laptopa z przerażającą szybkością. Odchylił ekran, żebyśmy też mogli widzieć efekty jego działań. Powiększył tekst tak, że widać było tylko cztery linijki. Zwiększam zróżnicowanie kolorów powiedział stukając w kilka przycisków. Nic się nie zmieniło. Kontrastuję jeszcze o sto punktów... Między linijkami pojawiły się delikatne zarysy czegoś żółtego. Jeszcze o sto mruknął. Pomiędzy linijkami napisanymi niebieskim atramentem pojawiły się coraz wyrazniejsze żółte plamki i plamy. Układały się stopniowo w napisy. Zwiększył kontrast jeszcze czterokrotnie, zanim tekst stał się brązowy. Zwycięstwo powiedział. Pan Tomasz podał mu podkładkę do pisania i długopis. Michaił zaczął wolniutko przepisywać tajemniczą informację. Literka po literce. Niektóre były mocno zamazane. Wyszedłem i zabrałem się do robienia śniadania. Dla Michaiła ugotowałem kaszę na wodzie. W czterdzieści osiem godzin po operacji nadal nie mógł przeciążać żołądka. Gdy wróciłem z posiłkiem do pokoju chorego praca była już właściwie wykonana. I co tu naskrobano? zapytałem. Twarze Michaiła i szefa wydłużyły się. Sprawdziła się twoja teoria powiedział Michaił. Jaka teoria? zdziwiłem się. Pamiętasz, co przypuszczałeś tam w klasztorze? Jest ktoś, komu zawierzyli tę tajemnicę. Posłuchaj. Trupp ukrył w mieście Rubinową Tiarę, koronę, dwie broszki i szablę paradną. Nie pochwalam do końca jego wyboru, ale może to istotnie dobry pomysł. Odzyskamy je na hasło: Przynoszę wam pochodnię prawdy". Trupp? Przecież on był tylko lokajem. Zginął z całą carską rodziną w Jekaterynburgu łagodnie zwrócił uwagę szef. Musiał być człowiekiem zaufanym. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |