[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Latem ludzie też giną na morzu. - Nie ja. Ja tak od ciebie nie odejdę, Elizabeth. - Pokrył jej twarz pocałunkami, aż musiała się roześmiać. - Przestań już, obiecuję, że nie będę się bała! Zadowolony, wypuścił ją z objęć. - Spróbuj zasnąć. Pojutrze możesz mi pomachać, jak będę wypływał. Nie zostawię cię na długo. Elizabeth przytuliła się do męża, kładąc nogę na jego udach. Myślała, że ma przed sobą bezsenną noc, ale wkrótce zasnęła. Patrzyła na oddalającą się łódz. Wciągnęła w płuca powietrze i poczuła, że lato ma się ku końcowi. Przeszedł ją dreszcz, więc owinęła się ciaśniej szalem. Mężczyzni niżej pochylili się nad wiosłami. Kiedy wypłyną na otwarte morze, postawią pewnie żagiel, bo tam wiatr silniejszy. Beczki z ziemniakami obciążały łódz, przez co ciężko było wiosłować. Wiatr na pewno bardzo się przyda. Wracając wąską ścieżką, Elizabeth pomyślała, że Kristian pewnie ma rację - o tej porze roku nie ma powodu do obaw. Mimo to trawił ją niepokój. Nie miała żadnej wizji ani przeczucia, że coś się stanie, a jednak... Pewnie przeżywały to wszystkie kobiety, których mężowie wypływali, a zwłaszcza te, które już kogoś utraciły. Uważała, żeby nie stąpnąć na mokry kamień albo na wodorosty. Zatrzymała się przy Zwiętojańskim placyku. Tego lata nie była na festynie. Wspomnienia z zeszłego roku wciąż były żywe i nikt z domowników nie miał specjalnej ochoty na niego iść. Myśl o tym, że gdy oni bawili się w najlepsze, biedny Mikkel ginął w pło- 59 mieniach, była zbyt bolesna. Co za straszny los! Westchnęła i poszła dalej. Na małym wzniesieniu przystanęła. Mogła stąd jeszcze widzieć łódz. Dopiero gdy zamieniła się ona w ciemną kreskę, odwróciła się i ruszyła do domu. W szopie rybackiej Lars i Jens reperowali sieć. Stanąwszy przed drzwiami, Elizabeth utkwiła w nich wzrok. Jens podniósł głowę i uśmiechnął się do niej. - Co, odprowadziłaś go? Skinęła i jeszcze raz odwróciła się ku morzu. Było puste i gładkie. - Tak, popłynął... - Ani się obejrzysz, jak będzie z powrotem - odezwał się Lars. Czyżby jej lęk był aż tak widoczny? Wyprostowała się zdecydowanie. - Dobrze, że jest lato - powiedziała. - Latem taki rejs to pestka. Mężczyzni z uśmiechem kiwnęli głowami i wrócili do pracy. Elizabeth poszła dalej. Naturalnie, że nie było żadnych powodów do obaw. Co roku Kristian wypływał na zimowy połów i znikał na kilka miesięcy, w porównaniu z tym ta podróż była niczym. Zatrzymała się przed bramą. Na podwórzu stał nieznany jej zaprzęg. Szybko weszła do domu. Gość przybył w samą porę, przynajmniej na jakiś czas odwróci jej myśli od Kristiana. Z kuchni dobiegł ją głośny śmiech Nilsa. Wiedziała, że od rana rąbał drewno, z pewnością więc zasłużył sobie na przerwę. Oboje uważali z Kristianem, że jako gość nie powinien niczego robić, ale on był innego zdania. Twierdził, że to nie leży w jego naturze. Jeszcze tego by brakowało, żeby za tak serdeczne przyjęcie nie próbował się im jakoś odwdzięczyć! 55 Elizabeth zmieniła buty i weszła do kuchni. Kiedy zobaczyła Sarę, uśmiech zamarł jej na wargach. Już miała spytać: Co tu robisz? Jednak w ostatniej chwili się powstrzymała. Odetchnęła głęboko. - Dzień dobry, Saro. Wybrałaś się na przejażdżkę? Widać było, że Sara czuje się w kuchni nieswojo. Siedziała na brzeżku krzesła z wyprostowanymi plecami, uważając, żeby nie dotknąć stołu. Czyżby bała się, że jest brudny? Trzęsąc się z irytacji, Elizabeth poszła do spiżarni. - Chyba jej nie zaprosisz do salonu? - spytała szeptem Maria, dołączywszy do siostry. - Jeżeli kuchnia jest wystarczająco dobra dla nas, to dla niej też! Elizabeth spojrzała na nią. - Od dawna tu siedzi? - Nie, zjawiła się tuż przed tobą. Dopiero co usiadła. Elizabeth chwyciła cukiernicę i wróciła do kuchni. - Napijesz się kawy? - spytała, stawiając cukier na stole. - Chętnie - powiedziała Sara. Helenę mruknęła coś o czekającej na nią robocie i wyszła, zamykając za sobą drzwi. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |