[ Pobierz całość w formacie PDF ]

fibulę.
Nigdy nie widziałem czegoś równie pięknego. Wyglądała jak krzy\; archeologowie
nazywają ten rodzaj  fibulą trójpalczastą . Na płaskiej złotej blaszce misternie przylutowano
złote kuleczki i nasadzono ornament o kształcie fantastycznej rośliny. W złotych ramkach
osadzono półkoliście kamienie półszlachetne, fioletowe almandyny...
A\ dech zapierał widok tylu trofeów: hełm z rogami tura, tarcza, miecz, dwie złote fibule.
Wojownik zaginiony w bagnie miał na sobie skórzany pas  zostały z niego brązowe okucia i
klamra ze zgrubiałym kabłąkiem.
Ale nie wolno nam było dzielić z nikim zachwytu, jeśli nie chcieliśmy ściągnąć sobie na
głowę setek ciekawych, gotowych podjąć poszukiwania na własną rękę. Postanowiliśmy kopać
do wieczora, lecz Andrzej kazał przerwać robotę o zwykłej porze. Nawet nasi robotnicy nie
mieli prawa wiedzieć, jak cenne przedmioty znalazły się w naszych rękach. Z obojętnymi
minami odło\yliśmy je do kopert, a większe do du\ej skrzyni. Paweł i Roman przynieśli z
obozu mały namiot i rozstawili go przy otwartym wykopie koło rzeczki. Zaciągnęliśmy warty.
Któ\ mógł bowiem zaręczyć, \e jakiś bezcenny złoty przedmiot nie znajduje się tu\ pod
powierzchnią ziemi i wystarczy \e ktoś niepowołany ruszy tu i ówdzie szpadlem, a wpadnie mu
w ręce to, co powinno być naszym udziałem?
O kilka kroków od miejsca, gdzie odkopaliśmy szkielet gockiego wojownika, Alfred z
Doliny napotkał złote naczynia  skarbu Atanaryka . Nie mo\na było nie wiązać z sobą tych
dwóch faktów. Nie ulegało wątpliwości, \e to ów wojownik niósł z sobą skarb. Wpadając w
bagno upuścił go, aby ratować \ycie. Lecz niewiele mu to pomogło. Porzuciwszy cię\ar, sam
tak\e zapadł się w topiel. Jak\e się to stało, \e część skarbu Atanaryka zakopana została daleko
stąd, a\ gdzieś koło Pietroasa, a druga spoczęła w bagnie na Pomorzu Wschodnim?
Czekaliśmy następnego dnia. Być mo\e, dalsze poszukiwania dopomogą nam rozwikłać
zagadkę.
Tymczasem zerwał się silny, porywisty wiatr, zrobiło się chłodno. Woda na jeziorze
wzburzyła się, krótkie fale kąsały brzegi. Na północnych granicach nieba  jakby powiedział
gocki bajarz  zerwał się do lotu olbrzymi Hraswelgur, czyli Zcierwojad, i swymi orlimi
skrzydłami pędził ku nam zimny wiatr. Schroniłem się w przytulne wnętrze namiotu, aby w
miłej drzemce przeczekać godzinę, w której zjedzie za horyzont wóz Dnia, a przyjedzie Noc,
córka olbrzyma Niorfe.
Wieczorem obóz opustoszał. Dziewczęta i doktor Strom poszli do Gąsior na pocztę. Paweł
i Roman wartowali koło zagrody Rzyndowej. Mój namiot odwiedził reporter z Warszawy.
Nasze przygody wydały mu się tak interesujące, \e postanowił przedłu\yć swój pobyt na
48
Umbo (łac.)  okrągła lub sto\kowata wypukłość na środku tarczy, mogąca słu\yć do zadawania ciosów.
wykopaliskach. A \e był człowiekiem raczej ostro\nym, na wszelki wypadek przeniósł się z
mojego namiotu do Andrzeja. Wróciłem więc na swoje stare pielesze. Reporter ów pracował w
tygodniku literackim. Ja byłem dziennikarzem codziennej gazety. Tygodnikom zazdrościliśmy
zawsze du\ej ilości czasu na opracowanie tematu. Z zazdrości rodzi się i niechęć.
 Nie rozumiem, dlaczego pozwolił pan na wyjazd Chudego Genka. A jeśli to on ukradł
złotą wazę?
Popatrzyłem na niego z odrobiną politowania. Oto jeszcze jedna ofiara przekonania, \e
ka\dy reporter mo\e odegrać rolę detektywa.
 śeby kogoś oskar\yć, na ogół trzeba mieć dowody.
Poszedł sobie. Ale za pół godziny powrócił.
 A ten Strom? Co to za jeden? Legitymowaliście go? A mo\e to jakiś szpicel?
Reporter palił fajkę, miał pucułowatą twarz i malutkie, wilgotne usta.
 Powiem panu prawdę, redaktorze  rzekłem  tu w obozie prawie ka\dy jest podejrzany.
Ja, pan...
 Ja???
 A tak. Zamiast przyswoić sobie historię Gotów, podejrzanie snuje się pan po naszym
obozie. Coś w tym jest. Ale co?
 Muszę wykryć złodzieja. Ach, jaka by to była gratka dla pisma  zaciął drobne usteczka.
 Podsunę panu pewien trop. Czy zwrócił pan uwagę na tę malutką, bezludną wyspę? Otó\
krytycznej nocy, to znaczy wówczas, gdy okradzione Rzyndową, ktoś nocował na wyspie.
Wydaje mi się, \e co noc ktoś przyje\d\a tam na łódce. Niestety, wyznam ze skruchą, nie
miałem odwagi, \eby w nocy zaczaić się na wyspie i czekać na przyjazd podejrzanego
osobnika. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.htw.pl
  • Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Wszystkie rzeczy zawsze działają zgodnie ze swoją naturą.