[ Pobierz całość w formacie PDF ]
myślał, na co Niemiec tak nastawał chwaląc mu swoje kraje? Nie było to bez przyczyny. Byłoby to i u Polan pewnie mówił Hengo ale wy tego sami nie chcecie. Mieliście kneziów spokrewnionych z niemieckimi, którzy by byli ten sam porządek i tu zaprowadzili, ano ich precz wyrzuciliście i natomiast wybraliście prostego kmiecia. Dobek teraz zrozumiał dobrze, do czego mowa zmierzała i że Nie- miec zdrajca go próbował; udał więc, iż i on podobnie myślał, dodał nawet, że wybór Piastuna przyjął jako inni, chociaż mógł mu być nie bardzo wygodnym. Kmieć kmieciowi równy rzekł jeśli mogli go wybrać, czemuż nie mnie? Niemcowi zdało się, że go już ma w garści całego, z wolna więc popuszczać coraz zaczął językowi wodze, na stronę Leszków go na- wracając, czemu tamten się nie przeciwił. Prawił o dworze teścia Chwościkowego, jaki on piękny był, ilu przy nim rycerzy się znajdowało, jakie życie wesołe wiedziono. Dobek, mu wciąż potakując zdradliwie, przodem go puszczał. NASK IFP UG Ze zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG 73 Nazajutrz sam już zagadnął o to, a Hengo bez obawy pleść zaczął, namawiając na stronę młodych kneziów. Wieców nie byłoby żadnych, a posłuszeństwo i ład wyborny... Dobkowi niekiedy, słuchając, pięść świerzbiała, ale go ciągle pod- uszczał próbując, jak też zajdzie daleko. Hengo się po cichu przyznał, że był w służbie u dziada młodych Pepełków odważył się nawet szep- nąć, iż Dobek widzieć by się z nimi powinien, a wziąć ich stronę i drugich namawiać, za co by mu się potem wielkie ziemi obszary dosta- ły, osypy z nich i daniny. A jakże się to dobić do nich? spytał chytry bobek. Gdyby tylko miłość wasza chciała to uczynić szepnął Niemiec znalezlibyśmy sposoby. Nastręczała się tedy zręczność poznać bliżej nieprzyjaciela przed wojną i Dobek, który lubił osobliwe wyprawy, nie mógł się strzymać, aby nie zapragnąć dokazać tego, co nikt. Obawy nie znał, tylko za zdrajcę uchodzić mu się nie chciało. Trzeciego dnia pod pozorem my- ślistwa z domu wyruszył nic nie mówiąc Niemcowi i pobiegł Piastuna się radzić, co miał czynić. Powrócił z postanowieniem, aby korzystać z Niemca, przekraść się do obozu nieprzyjaciela i co można w nim wypatrzyć. Nazajutrz Hengo i on naradzali się na osobności, tak aby ich nie podsłuchano. Dobek starostę swojego zawołał i w domu pilnować po- lecił sam na koń siadł, dawszy Niemcowi drugiego, i w lasy ruszyli nie opowiadając się nikomu, dokąd i po co. Cieszył się Niemiec nie domyślając, jakie mu niebezpieczeństwo groziło, i uszy nabijając Dobkowi tym, że on u młodych kneziów bę- dzie ręką prawą, panem na ich dworze, że pozyszcze bogactwa wielkie, wezmie ich krewną za żonę, byle stale z nimi trzymał i drugich też do tego po cichu nakłaniał, aby kmiecia rzuciwszy dawnych panów się jęli. Dobek milcząc głową potakiwał, a co się w nim działo, tego z oczów nie można było wyczytać. Czasem się tylko ukośnie spojrzaw- szy uśmiechał. Jechali tak lasami przedzierając się, po uroczyskach pustych nocu- jąc, dni kilka, aż wjechali do puszczy na granicy pomorskiej ziemi. Tu Hengo znał drożyny lepiej jeszcze, wiedział, gdzie szukać ludzi, a przez nich do obozu Pepełków trafić już było łatwo. Właśnie tam jeszcze na Kaszubów i inne gromady ludzi nawykłych do napaści i wojny czekano, gdy Hengo z Dobkiem manowcami ku NASK IFP UG Ze zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG 74 obozowisku się zbliżyli. Dwaj młodzi kneziowie z wujem Klodwigiem stali na granicy w lesie, który zwano Puszczą Dziką. Miejsce na obóz wybrane samo przez się było obronne, bo je dwie rzeczki, spływające się tu, w widłach obejmowały, a z dala szerokie otaczały błota. Na starym horodyszczu porozbijane były szałasy i na- mioty płócienne. Niemała zbrojnych ludzi kupa już się tu zebrała, inni przyciągali. Gdy się u straży stojącej na wąskiej haci wiodącej do obozu opo- [ Pobierz całość w formacie PDF ] |