[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czterdzieści i trzydzieści pięć milimetrów szerokości (1435 mm), w odróżnieniu od wąskotorówki, której szerokość wynosiła sześćdziesiąt centymetrów (600 mm). - To 1435 oznacza tor kolejowy - mówiłem dalej. - Konkretnie stary trakt prowadzący do Pisza i dalej do Orzysza. Pociąg wykoleił się o 18:22. A gdzie powinien być o 18:50? - l 8:50 ! - krzyknęła Scarlett. - Kolejny fragment zapisku! - Rozumiem... rozumiem - szeptała poruszona do żywego odkryciem Osa. - Skarb ukryto gdzieś wzdłuż linii kolejowej... w miejscu, w którym pociąg wyruszający o 18:22 z Dłutowa powinien się znalezć o godzinie 18:50. - Otóż to! - krzyknąłem. - Trzeba znalezć to miejsce! - To kilka minut za stacją Kałęczyn. Tak wynika ze starego rozkładu jazdy. Maszynista znał ten rozkład i posłużył się godziną dla określenia konkretnego miejsca. Dla laika było to niemożliwe do odgadnięcia. Tylko kolejarz mógł na to wpaść. To mnie upewnia, że to maszynista ukrył skarb i do tej pory nikt nie wie, gdzie został ukryty, mimo że wiadomo o jego istnieniu. Przecież istnieje zapisek na marginesie starej księgi. Nie mam jednak pojęcia, jakim cudem się tam znalazł i skąd Różański znał go. A zatem ów szyfr był znany nielicznym osobom i, co najważniejsze, nikt go do tej pory nie złamał. - A co to znaczy E (20) ? - zapytał Bażant. - Nie wiesz? - zaśmiała się szyderczo Scarlett. - E to wschód. A 20 to pewnie dwadzieścia metrów od torów! Hurra! Pojechaliśmy na północ szosą towarzyszącą Pisie po jej lewej stronie. W lesie za szosą do Kałęczyna zatrzymaliśmy się. Las tutaj huczał od pił i ciągników - trwały porządki po ostatnim wiatrołomie, który nawiedził Puszczę Piską. Zauważyliśmy wyrazny nasyp, liczne słupki pomiarowe i biegnącą tuż obok leśną drogę. Miejscami nasyp był idealny, jakby czas z nieznanych powodów oszczędził go. Pojechaliśmy wehikułem na południe wzdłuż torów, po ciężkim terenie. Jak okiem sięgnąć wszędzie walały się połamane pnie, teren przypominał pole gigantycznych szparagów. Sto metrów dalej znalezliśmy słupek heksametrowy oznaczony cyfrą 7 , który w zaszyfrowanym zapisie występował pod postacią symbolu: h7 . Jeszcze nie zgasiłem silnika, gdy młodzi wyskoczyli z pojazdu i podbiegli do torów. Pierwsza zaczęła liczyć kroki od słupka heksametrowego Scarlett. Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć... Jakie było nasze zdziwienie, gdy dwudziesty metr wypadł na sporym kamieniu, który przez lata zrósł się z glebą, obrósł mchem i ciężko było ruszyć go z miejsca. A przecież maszynista, który zakopał skarb w tym miejscu, musiał jakoś ten kamień tu położyć. Za pomocą linki przymocowanej do wehikułu udało mi się poruszyć ten kamień. Potem już sam z pomocą chłopców przesunąłem go. Wyrwany ziemi kamień ważył niecałe sto kilogramów. Jeszcze tylko wyjąłem z bagażnika saperkę i na zmianę zaczęliśmy kopać. A jeszcze nie tak dawno wydawało mi się, że nie warto odwiedzać terenów położonych na północ od Dłutowa - myślałem podekscytowany. Zrezygnowaliśmy z wycieczki do Wilków, a przecież wieś, w której widziano w 1945 roku Duscha, leżała niedaleko tego miejsca. Może Dusch krążył desperacko wzdłuż linii kolejowej, szukając go . Drewniana skrzynia znajdowała się pół metra w ziemi i była solidnie zniszczona. Zostały całe zardzewiałe metalowe okucia i fragmenty desek. Po odgarnięciu ziemi i drewna zastaliśmy w jej wnętrzu wiele metalowych przedmiotów - zaśniedziałych, oblepionych ziemią, trochę biżuterii, przedmiotów jubilerskich, wiele naszyjników, pierścionków, które po zeskrobaniu wierzchniej warstwy ziemi i śniedzi błysnęły delikatnym złotym uśmiechem. Na jednym z pierścieni dojrzałem nawet dobrze zachowany wizerunek lewarta. - Skradzione przez hitlerowców cenne przedmioty należące do rodziny B. - mówiłem podniecony ich widokiem. - A jednak! Były w tym pociągu. Kto wie, może jechały w skrzyni do leśniczówki Goeringa Lisie Jamy, bo marszałek był wielkim kolekcjonerem dzieł sztuki, a mówiąc dosadnie złodziejem. Przesyłka nie trafiła do miejsca swojego przeznaczenia. Pociąg się wykoleił, maszynista uciekł ze skrzynią, którą przytachał w to miejsce. Co za determinacja! No, ale musiała być warta wówczas majątek. Z resztą maszynista mógł mieć wspólnika. Tak na marginesie, Pożegi Karola Duscha znajdowały się niedaleko Kałęczyna. Prawdziwego odkrycia dokonał Indiana. Z wnętrza podstawki srebrnego świecznika wyjął zwinięty w rulonik kawałek papieru. List, który zachował się w niezłym stanie. Był to, [ Pobierz całość w formacie PDF ] |