[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Jakim znowu kobietom? - Tym wszystkim, z którymi tutaj przyjeżdżałeś. - Nigdy w życiu nie przywiozłem tu żadnej kochanki. Tylko ciebie. A więc w pewnym sensie była jedyna... Nie, nie wolno tak myśleć! Nie mogła dać sobie wmówić, że jest dla Maxima kimś całkiem wyjątkowym. R L Na kolację był makaron z brokułami i wino z pobliskiej winnicy, a dla Chloe butelka ciepłego mleka. Lucy jadła i piła powolutku. Chciała, by kolacja trwała jak najdłużej, żeby maksymalnie oddalić to, co miało nastąpić potem. W końcu jednak Chloe usnęła w fotelu i trzeba było położyć ją do łóżeczka. Lucy przebrała córeczkę w piżamkę, zaniosła do sypialni i starannie okryła kołderką. Postała jeszcze chwilę nad łóżeczkiem, ćwicząc w myślach, co powie swemu mężowi. Ale gdy wróciła do saloniku, gdy Maximo popatrzył na nią pożądliwie i gdy ją do siebie przygarnął, cała determinacja, cała siła woli rozprysły się jak bańka mydlana. Pozwoliła się wziąć na ręce, położyć na wielkiej sofie przed kominkiem, po- zwoliła się całować i pieścić. Gorzej, ona pragnęła Maxima całym sercem. Na szczęście nie całkiem ją omamił, na szczęście zostało w niej dość poczucia odpowiedzialności. - Nie mogę. - Odepchnęła od siebie swojego księcia z bajki. - Dla ciebie to nic wielkiego, ale dla mnie to związek emocjonalny. - Ależ my już jesteśmy emocjonalnie związani. - Maximo uśmiechał się czule. - Ty jesteś moją żoną i tak długo, jak nią zostaniesz, będę spełniał każdą twoją za- chciankę oraz zaspokajał wszystkie twoje pragnienia. Nie o tym myślała. A Maximo chyba celowo dawał jej nadzieję. Lucy go bardzo pragnęła, lecz nie mogła ulec pokusie. I tak już była zbyt blisko przekrocze- nia tej cienkiej linii, jaka dzieli przywiązanie od miłości. - Nie mogę - jęknęła Lucy. - Nie rozumiesz, co to dla mnie znaczy? - Wobec tego zaproponuję ci grę. - Grę? - spytała. W tej chwili wszystko wydawało się lepsze od pieszczot Maxima, które nieuchronnie prowadziły Lucy do zguby. - Co to za gra? - Ja spróbuję ci dać rozkosz, a ty masz mi się oprzeć. R L - A jeśli mi się uda? - Lucy chwyciła się nadziei. - Wówczas nasze małżeństwo nie zostanie dopełnione. Tak jak sobie tego ży- czyłaś. - Pogłaskał ją po policzku, a potem ujął dłoń Lucy i namiętnie pocałował jej wnętrze. - Ale jeśli uda mi się sprawić, że będziesz jęczała z rozkoszy w moich ra- mionach, to przez całe trzy miesiące będziesz moja. Mina Maxima mówiła, że nie spodziewa się przegranej. Był pewny siebie i miał do tego prawo. W końcu ta jego gra niewiele się różniła od walki, jaką Lucy toczyła sama z sobą od chwili, gdy pierwszy raz ujrzała księcia d'Aquilla. - Jak długo to będzie trwało? - spytała. - Jedną dobę, licząc od tej chwili. - Maximo wyciągnął rękę. - Więc jak? Zgadzasz się na moje warunki? Patrzyła na Maxima i myślała, że to niemożliwe, że nie ma takiej siły, która by jej pozwoliła opierać się temu mężczyznie przez calusieńką dobę. A jednak propozycja zdawała się kusząca. W końcu to tylko doba. Gdyby Lucy się nie zgo- dziła, musiałaby przez całe trzy miesiące walczyć nie tylko z księciem, ale także z własnym pożądaniem. - Zgoda - powiedziała, podając mu swoją dłoń. Maximo przyciągnął ją do siebie, przytulił się do niej całym ciałem. Delikat- nie pieścił i całował, a Lucy, wbrew żądaniom ciała, które chciało się podporząd- kować, chciało zaznać obiecanej słodyczy, opierała mu się ze wszystkich sił. Zerknęła na zegar wiszący nad kominkiem. Chciała wiedzieć, jak długo jesz- cze potrwają te tortury. Minęło dwadzieścia minut, odkąd zawarła umowę ze swym księciem! Zostały dwadzieścia trzy godziny i czterdzieści minut! Jak to wytrzymać? Jak wytrwać? Lucy zaklęła, ale nie pomogło. Maximo ją całował, głaskał, doprowadzał do szaleństwa... R L Z sypialni dobiegł rozpaczliwy płacz Chloe. Dziewczynka często budziła się w nocy z krzykiem i prawie natychmiast zasypiała, ale ten przypadek Lucy potrak- towała jak bezcenny dar swego dziecka. Dziękuję ci, maleńka, pomyślała. Dziękuję, że mnie uratowałaś przed słabo- ścią. - Dokąd się wybierasz? - spytał Maximo, gdy zerwała się na równe nogi. - Przyjęłam twoje warunki - powiedziała, pośpiesznie obciągając bluzkę - ale nie myślisz chyba, że z tego powodu pozwolę dziecku przepłakać całą noc. - Lucy... - zaczął, ale nie dała mu dojść do głosu. Musiała się bardzo spieszyć. Chloe mogła w każdej chwili znów zapaść w spokojny sen. - Pewnie boi się spać sama w nowym miejscu - tłumaczyła Lucy. Nie dała się zatrzymać, nie pozwoliła się przytulić ani pocałować, tylko po- biegła prosto do sypialni córeczki. Zamknęła za sobą drzwi. Na klucz. Chloe już spała, ale Maximo nie musiał się o tym dowiadywać. Przy odrobi- nie szczęścia obie pośpią co najmniej do dziesiątej i zostanie już tylko dwanaście godzin beznadziejnego oporu. Lucy była prawie pewna, że nie zdoła wygrać tej wojny z samą sobą. R L ROZDZIAA TRZYNASTY Bang! Bang! Aups! Lucy otworzyła oczy. Powoli budziła się z cudownego snu. Zniła jej się szczęśliwa rodzina mieszkająca w małym domku otoczonym różanym ogrodem, gromadka dzieci, kochający, przystojny jak marzenie mąż... Przypomniała sobie o umowie jaką zawarła z Maximo i natychmiast wróciła jej przytomność. Leżała w wielkim mosiężnym łożu z mięciutkim materacem, na nocnym sto- liku stał wazon pełen róż... - Udało się - powiedziała cicho. - Aleśmy sobie pospały, córeńko. Chloe nie było w łóżeczku. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |