[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyciągnął banknoty. - Masz! Oddaj jej i coś wymyśl... Wiedziałam, że kłamie, bo na lewo kupowało się tylko drożej. Na drugi dzień Chaczyk poprowadził nas z Wagramem do mieszkania staruszki. - Pracować jak dla siebie! - rozkazał. - A ty - zwrócił się do mnie - wpadniesz do drania, u którego robimy, i zasuniesz mu prosto z mostu swoją gadkę, że 89 właśnie przepijamy jego pieniądze. Tylko nie siedz tam, bo cię zanudzi! Już trzy razy kazał nam zmieniać kolory! Nic mu się nie podoba! - Wymyślmy dla niego jakąś straszną karę! - zaproponowałam. - Och, achczyk dżan\ Szkoda, że nie ma twojego ojca! - zawołał Chaczyk. - On by go załatwił tak, że pamiętałby nas przez całe życie! - Jak na przykład? - zainteresowałam się. - Twój ojciec nie znosił głupców, zwłaszcza takich, którzy zawdzięczają karierę wyłącznie legitymacji partyjnej. Kiedy napotykał takiego bałwana, twarz mu się rozpromieniała najcieplejszym z jego uśmiechów i zaczynał opowiadać o wspaniałych eksperymentach naszych naukowców. Na przykład, że już ruszają z produkcją radia, przekazującego nie tylko dzwięk, ale i obraz! %7łe ni- by siedząc w domu, zobaczymy i gadającą spikerkę, i nawet całą operę! Wyobrażasz sobie?! Tłumaczył, jak to fale wędrują w eterze, przekazując wszystko, czego dusza zapragnie, a do swej gadki wtrącał tyle naukowych, technicznych szczegółów i cudzoziemskich słów, że mu każdy wierzył! Nawet ja, chociaż wiedziałem, że fantazjuje, dawałem się nabrać. Całą operę zobaczyć w swoim pokoiku! O mało sam w to nie uwierzyłem! - zaśmiał się. - A jak ich karał? - niecierpliwiłam się, bo dobrze znałam fantazje mojego ojca. - Wciskał idiocie różne bajery, a gdy kończyliśmy robotę, miał już palanta w ręku, tak skołowanego, że dawał sobie wmówić nie tylko kolor! Przekonywał drania, że w Moskwie każdy szanujący się dygnitarz, jeżeli chce szybciej awansować i zyskać przychylność naczalstwa - tak właśnie mówił: Zyskać przychylność na- czalstwa" - więc każdy taki towarzysz funduje sobie cytat na ścianie! I że ten, kto nie idzie z postępem, stacza się w bagno! I że człowiek na odpowiedzialnym stanowisku nie może być gorszy! Wykonał nawet kilka szablonów z napisami. -1 dawali się nabierać?! - Za dodatkową opłatą! - Chaczyk podniósł palec do góry. -Za dodatkową opłatą! Malowaliśmy hasła na pół ściany i do widzenia! %7łegnaj! Zegnaj, kumplu! - Jakie na przykład hasła? - Same najlepsze: Uczyć się! Uczyć się! I uczyć się! Lenin". No i pomyśl, czy taki palant, kiedy się już wyzwolił spod czaru twojego ojca i oprzytomniał, mógł wezwać malarza i kazać mu zeskrobywać słowa Lenina?! Prędzej by się zesrał ze strachu! Więc musiał biec po farby i pędzle do sklepu i własnoręcznie zamazywać napisy. Albo inny wariant. Budzi się rano wierny syn partii i widzi ogromne, płomienne litery: Widmo komunizmu krąży po Europie!" Siada człowiek do obiadu, a przed oczami czerwieni mu się wezwanie: Bądz czujny! Zciany mają uszy!" Twój ojciec uważał, że zapewnia tym towarzyszom murowany rozstrój nerwowy. - Daj mi tylko trochę kartonu, a jutro będziesz miał kilka takich szablonów - 90 zaproponowałam, zachwycona. - To się na nic nie zda - westchnął Chaczyk. - Najpierw trzeba gościa zabajerować, a czy ty to potrafisz? Twój ojciec miał wyjątkowy talent, achczykl Robił z ludzmi, co chciał! Dzięki niemu się nie powiesiłem, bo poczułem się człowiekiem. On mnie nauczył kochać operę i wszystko, co jest piękne! Kiedy tak gaworzył, olśniła mnie prosta myśl: Jemu, Chaczyko-wi, malarzowi pokojowemu, asystentka jest tak potrzebna, jak słoniowi koronkowy czepek! Wymyślił pretekst, żeby mi dać zarobić, bo wiedział, że nie przyjmę datków! Odwdzięczał się ojcu! Twarz mi zapłonęła ze wstydu, nawet na rękach pojawiły się czerwone plamy. - Co ci jest, achczy?\ - zawołał. - Gorąco tu - wymamrotałam i wybiegłam. Nie wykończony" klient czekał, dopóki nie wypucowaliśmy mieszkania staruszki. Na pożegnanie umyliśmy jej podłogę i ustawiliśmy meble. Chaczyk mawiał często: - Jeżeli chcesz kogoś ufetować, nie zapomnij posolić potraw! Niech nas dobrze wspominają! Bunt W soboty i niedziele Chaczyk prowadził Zitę do opery albo do kina. Czasem szłam z nimi. Kupował dobre miejsca i gdy tylko gasło światło i orkiestra grała uwerturę, brał jej rękę w swoją i bojąc się poruszyć, siedział sztywno do końca. Za to przez całą drogę Zi-ta streszczała mu książki przeczytane w ciągu tygodnia. Opowiadała sumiennie, ze wszystkimi szczegółami i z pasją, powtarzając dialogi i przeżywając sentymentalne sceny. Czasami z trudem hamowałam śmiech, ale chwilami udawało jej się mnie rozczulić. W następnym mieszkaniu, gdy wypadło mi znowu pilnować drabiny, postanowiłam rozpocząć swoją karierę malarską. Koniec z pobieraniem pensji na brzydkie oczy! Nalałam wody do wiadra, namoczyłam ścianę pędzlem i zaczęłam skrobać, jak to robili Chaczyk i Wagram. Z początku ciężki pędzel wypadał mi z rąk i musiałam często złazić z drabiny, by go podnieść, szybko jednak się przekonałam, że od czasu do czasu odpoczywając, potrafię wykonać postawione przed sobą zadanie. Wieczorami nie mogłam zasnąć, bolały mnie mięśnie, ale przez trzy dni, zanim zjawił się Chaczyk z asystentem, wymyłam i oskrobałam dwa pokoje. Gospodarze obserwowali mnie i coś szeptali, kiwając z dezaprobatą głowami. Postanowiłam nie zwracać na nich uwagi. Chaczyk docenił mój trud: Pod koniec miesiąca podniósł mi pensję. Patrzyłam dumnie 91 na swoje czerwone, spuchnięte ręce. Teraz nikt nie będzie mógł mi zarzucić, że nie jestem prawdziwą klasą robotniczą! W ciągu dwóch miesięcy moje dłonie rozszerzyły się do niebywałych rozmiarów. Wyczekiwałam spotkania z ojcem, żeby się przed nim pochwalić. Już nie powie, że jestem królewną na ziarnku groszku! - myślałam, bo ojciec kpił z egzaltowanej bohaterki bajki Andersena. - Królewna-niedołęga! Królewna-nierób! Ziarnko grochu jej przeszkadzało zasnąć! Władza radziecka szybko by ją wyleczyła z bezsenności! Nauczyłaby się spać na nie heblowanych deskach, gdyby popracowała cały dzień w kołchozie... Ale reakcja ojca zaskoczyła mnie. W jego oczach przemknął wyraz lekkiego przerażenia, a potem głębokiego smutku. Przyjrzałam się dłoniom ponownie i stwierdziłam, że są szpetne: szerokie jak łopaty, chropowate, wiszące na cienkich przegubach. Ojciec odwrócił się i kazał mi zbierać rzeczy moje i brata. Właśnie pod naszą nieobecność mamę zabrało pogotowie. Miała zapalenie otrzewnej i wysoką gorączkę. Dyżurowała przy niej ciocia Maro. Sąsiadka zawiadomiła ojca, że zostaliśmy bez opieki. Mamę zoperowano, a ojciec przeniósł mnie i brata do szkoły położonej bliżej radiostacji i obiecał nam, że po wypisaniu matki ze szpitala przywiezie ją do swojego nowego mieszkania, gdzie przynajmniej jest ciepło i nie kapie z sufitu. Na to nowe mieszkanie składały się dwa pokoiki w świeżo postawionym parterowym [ Pobierz całość w formacie PDF ] |