[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kowo na Romana można było wnosić, że jeśli nie karykaturą, to portretem jego się zajmuje. Zdziwiły się panie, gdyż w nim wcale nie domyślały się artysty dyletanta. Herma przypatrywała się obu z zajęciem, Roman zdawał się wytężać wszyst- kie swe siły na tę próbę, Nieczujski zamaszyste i swobodnie a pospiesznie dokonywał tajemniczej roboty. 169 F a b e r y - nazwa ołówków produkowanych w niemieckiej fabryce o tej samej nazwie. Firmę tę, założoną w 1760 r. w Steinie, do stanu rozkwitu doprowadził Jan Lotar Faber, który miał filie w Nowym Jorku, Paryżu, Lon- dynie i in. 170 l i b r a (łac.) - 24 arkusze papieru 86 Gdy hrabia Roman pierwszy półarkuszek odłożył, ubolewając, że mu się nie udał rysunek, poszedł on po rękach. Poznano w nim łatwo Bończę skary- katurowanego dosyć szczęśliwie, ale sucho i niewprawnie. Herma winszowała, skromny autor ze spuszczonymi oczyma przyjmował pochwały i z większym zapałem brał się do drugiego. Nieczujski już rysunek swój wykańczał powolniej, nie postrzeżony. Złożył książeczkę i chciał ją schować do kieszeni, gdy Lola pod stołem wyciągnęła po nią rękę. Nieczujski się zawahał trochę. Jestem bardzo nędznym amatorem szepnął podając swój albumik nie ma tu co patrzeć. Obie z Hermą ciekawie przechyliły się nad szkicem. Na całej stronicy zrobiony był dosadnie, wprawną ręką wizerunek nie ska- rykaturowany, ale prawie upiękniony i niezmiernie podobny hrabiego Roma- na, którego charakter, sztywność, krochmal, dystyngowana maniera po- chwycone były z niezmierną trafnością. Nie będąc karykaturą, portret jednak zdawał się złośliwym, bo uwydatniał wszystkie słabości i wady pierwowzoru. Ze szczególną miłością odrobiona była śpilka w chustce i nieposzlakowany krój sukni. Herma zdziwiona o mało nie krzyknęła. Lola uśmiechnęła się i posmutniała nagle, wpatrując się w wizerunek tej lalki. W tym portrecie był cały człowiek, można go było w jakim magazynie mód za szkłem na wzór wy- stawić. Wdzięczne rysy nic nie mówiące oddane były z dziwną prawdą i bez- stronnością, ołówkiem nie kierowała namiętność, a jednak smutne to było... Mimowolnie ciekawe rączki pań z cicha poczęły przewracać kartki już pra- wie szkicami zapełnionego albumiku. Były to jakby podróżne notaty z datami i oznaczeniem miejsc. Widoki chat, cerkiewek, kościółków, dworów, strojów włościan, typowe twarze, figury fantastyczne ani na talencie, ani na wpra- wie nie zbywało Nieczujskiemu, choć obojga dotąd nikt się nie domyślał. Hrabia Roman tymczasem szkicował pracowicie Ildefonsa, który mu się udał lepiej. Był on gotów, gdy właśnie albumik przeglądać skończono i Nie- czujski po niego rękę wyciągnął, ale Herma go zatrzymała; zaczęto chwalić bardzo Ildefonsa, lecz razem śmiać się z niego. W istocie był on zabity tym rysunkiem, który i podobny był, i wielce śmieszny. Cóż pan powiesz na to wtrąciła Herma że ja tymczasem w czasie gdyś pan tych sąsiadów egzekwował171, c'est le mot172, zrobiłam pańską nie kary- katurę, ale skromny portret. Pani? mój? niespokojnie się rumieniąc zawołał hrabia Roman, któremu nigdy na myśl nie przyszło, że i on mógł zostać karykaturą. Nie chwaląc się jednak dodała Herma byłam dla pana nieskończenie litościwszą niż hrabia dla tych panów. To mówiąc ukazała mu album. Roman, który miał pewne sztuki pojęcie, zdumiał się nadzwyczajnie i zamilkł. Z daleka patrzał na swój wizerunek i nie wiedział sam, czy się gniewać, czy dziękować. Nie przyszło mu na myśl posądzać on Nieczujskiego, bo tak był zatopiony w swych karykaturach, że go rysującym nie dostrzegł. 171 e g z e k w o w a ć (łac.) - wykonywać wyrok skazujący na karę śmierci; tu w znaczeniu przenośnym 172 c' e s t l e m o t (fr.) - to jest właściwe słowo 87 Nieprawda, że schwyciłam trochę podobieństwo? spytała złośliwie Herma. Ja o tym sądzić nie mogę odparł nieukontentowany widocznie Roman lecz muszę przyznać, iż rysunek bardzo ładny. Herma schowała albumik pod stół, lecz przy oddawaniu go Nieczujskiemu nie uniknęła wejrzenia Romana, który widząc go przechodzącym do kieszeni młodego jegomości, spochmurniał jeszcze bardziej, ołówek rzucił i siadł w krześle nadęty. Nie wiedziałem, że pan jesteś artystą szepnął niechętnie do Adolfa. Ja wcale nim nie jestem odpowiedział Nieczujski nie mam do tego pretensji. Portret ten schowany do kieszeni w niezmiernie zły humor wprawił hrabie- go. Czuł, że wobec niego karykatury pełzły i że on był zapłatą za złośliwość, z jaką swych rywalów odwzorował. Ten jegomość za wiele sobie pozwala pomyślał lecz cierpliwości, wiecznie tu przecież siedzieć nie będzie. Tak spłynął długi wieczór, nieznośny dla Loli szczególniej, oglądającej się na zegar ciągle, aby godzinę pożegnania przyspieszyć. Hrabia Roman, który czul się w obowiązku dosiedzieć do ostatnich krań- ców czasu, jaki przyzwoitość oznaczała, nie opuścił salonu aż o jedenastej, namyśliwszy się, że na wsi mogła to być godzina spoczynku. Wątpliwość [ Pobierz całość w formacie PDF ] |