[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pamiątkę swych czynów mającego tytuł księcia warszawskiego, są blizniaczo podobne do motywów p. Tuchaczewskiego, gdy sięgał prawie w sto lat potem po naszą stolicę. P. Tuchaczewski, jak i Paskiewicz, opierał prawe skrzydło - "gros" swoich sił - o państwa jakoby neutralne, lecz nam wyraznie wrogie. Już w samym początku miał p. Tuchaczewski z tego dużą korzyść, gdy Litwa zaczęła mu czynnie pomagać. Z pewnym niepokojem śledziłem też wypadki, gdy prawe jego skrzydło zaczęło się w ten sam sposób opierać !:' Jakiś bubek w świeżo wydanej broszurce Kampania w r. 1920 w świetle prawdy ośmiesza gen. Rozwadowskiego, przypisując mu niestworzone rzeczy, jakoby dla pognębienia mnie, jako naczelnego wodza. Broszura ta wywołała już ostrą odprawę oficera, z którym więcej w rzeczach operacyjnych pracowałem, niż z gen. Rozwadowskim, gen. Piskora. Nie sądzę, aby było warto zajmować się tego rodzaju literaturą, gdyż jeśli jej autor jest admiratorem gen. Rozwadowskiego, to zaiste powtórzyć można przysłowie rosyjskie, że ,,wysługujący się kiep jest niebezpieczniejszy od wroga". 105 o Wschodnie Prusy. Kazałem nawet szukać danych, czy nie miał on tych korzyści, jakie ongiś miał Paskiewicz. Ten mianowicie, mając jak i p. Tuchaczewski, tyły i komunikacje bardzo uciążliwe i trudne, szukał pomocy pruskiej, opartej na wspólnym interesie zaborców Polski, pomocy w dostawach dla wojska wszystkiego, co potrzebne było dla życia. Specjalnie obawiałem się o dostawę amunicji, której p. Tuchaczewskiemu mogło brakować po długim marszu od Dzwiny i Berezyny do Warszawy. Wszystkie porównania historyczne szwankują, pozostają jednak potrzebą każdego wykształconego umysłu. Wojskowi zaś specjalnie cechę taką mieć muszą, gdyż umysł i charakter kształcą najczęściej na historii pracy wojennej, nawet dawno minionej. Historyczne więc przykłady są, jak ja je nazywam, częstymi węzłami myślowymi w 80 rozważaniach dowódców. Nie stają się one nigdy tak silnymi i potężnymi, jak inne węzły myślowe z różnych doktryn i doktrynek i przy przykładach historycznych, branych w dyskusjach, najmniej zwykle potrzeba potężnego okrzyku spod kopuły Inwalidów w Paryżu: Mais c'est la realite des choses qm commande, messieurs!, gdyż rzadko przykłady historyczne są motorycz-nym czynnikiem ludzi, a zatem i wodzów. Lecz gdy jestem przy tym temacie, przy książkowym, literackim skrzyżowaniu szpady z p. Tuchaczewskim, nie chciałbym ominąć sposobności, by mu powiedzieć, że przykład Marny dla niego nie jest też bez podstaw. Naturalnie, nie idzie tu o rozkład strategiczny i założenia bitwy, gdyż te istotnie nie mają z sobą nic wspólnego z prostego powodu. Gdy gen. von Kluck podstawił swe prawe skrzydło Paryżowi, zbliżając się ku sąsiedniej armii gen. Buelowa, p. Tuchaczewski oddalał się od sąsiadów na południu, czyniąc raczej zagrożonym swe lewe skrzydło, a prawe, zgodnie ze swym zamiarem, mając oparte o neutralne, lecz wrogie Polakom Prusy Wschodnie. Podobieństwo znajduję raczej w psychicznym podkładzie rozkazów i czynności Niemców w 1914 r. i p. Tuchaczewskie-go w 1920. W swych tiumfalnych raportach o "Siegu" p. Tuchaczewski przeciwnika "rozpylał", "miażdżył" i "gromił". Generałowie von Kluck, von Buelow i von Hausen, nie mając tych określeń rosyjskich w raportach, wysyłali do głównej kwatery co dzień triumfalne raporty o "Siegu", gdzie przeciwnik fluchtartig unikał spotkania z groznymi kohortami Niemców. A gdy w głównej kwaterze niemieckiej wreszcie w rozbicie armii francuskiej na podstawie tych raportów uwierzono, wycofano od nich dwa korpusy dla innych potrzeb państwa, dwa korpusy, których właśnie dla ,,Siegu" na Marnie brakowało. U nas, gdy p. Tuchaczewskie-go i Sergiejewa czytałem, najczęściej ,,rozpylanymi", najbardziej "miaż- 106 dżonymi", zawsze ostatecznie zdemoralizowanymi i niezdatnymi do boju, okazywały się przy cofaniu się od Dzwiny i Berezyny ku Wiśle trzy nasze dywizje: 8, 10 i l Litewsko- Białoruska. Właśnie te dywizje najlepiej moralnie cały odwrót wytrzymały i w ich kontrataku załamały się pierwsze powodzenia przy uderzeniu bezpośrednim na Warszawę. Przechodząc do decyzji, powziętej przeze mnie 6 sierpnia, zaznaczyć od razu muszę, że przy tych dyskusjach, którym nieraz niechętnie się przysłuchiwałem, nie brano nigdy pod uwagę dwóch nadzwyczaj ważnych dla mnie, jako naczelnego wodza, motywów. Jednym z nich był fakt, że mieliśmy prowadzić pertraktacje pokojowe. Właśnie pod naciskiem [ Pobierz całość w formacie PDF ] |