[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wśród nich był też Simon. Może powinna go poprosić, by zamieścił w gazecie anons obwieszczający, że zostało mu jeszcze tylko parę tygodni życia, i w ten sposób udaremnił ewentualne kolejne zamachy? To chyba nie był dobry pomysł. Czas mijał zbyt szybko. Jego życie dobiegało kresu, a ona nie zdążyła mu jeszcze okazać, jak bardzo jej na nim zależy. Lecz takie demonstrowanie uczuć prawdopodobnie tylko dotknęłoby go boleśnie. A może powinna się poświęcić, pójść do Gitte i powiedzieć jej: Postaraj się być trochę milsza dla Simona, bo on właśnie umiera ? Nie, tak szlachetna niestety nie jestem, pomyślała wzburzona. Simon zadzwonił do niej do pracowni. Zarumieniona aż po uszy, zarówno z powodu miłego zaskoczenia, a także z zakłopotania i obawy, co szef powie na prywatną rozmowę w czasie pracy, wydyszała w słuchawkę nieśmiałe cześć . - Jak się czujesz? - spytał miłym i niezwykle ciepłym głosem. - Dobrze, nie zauważyłam niczego niepokojącego. Chyba po prostu zostałam trochę oszołomiona. To wszystko stało się tak szybko i nieoczekiwanie... A jak policja? Co powiedzieli? Wprost umierałam wczoraj z ciekawości, miałam ochotę nawet wrócić, ale dałam spokój. Długo to trwało? - Wygląda na to, że ktoś chyba rzeczywiście poprzecinał przewody hamulcowe, i jedne, i drugie. Prawdopodobnie liczył na to, że wylądujemy w wodzie. - Przecież wcześniej czy pózniej wyszłoby na jaw, że ktoś coś majstrował przy twoim samochodzie. - Oczywiście. Ale temu komuś zależało przede wszystkim na tym, żeby skończyć z nami. A właściwie ze mną. Posłuchaj, czy jesteś w stanie zrobić dla mnie coś trudnego? - Dla ciebie mogę zrobić wszystko. - Ale to jest naprawdę trudne. Powiedz, czy jeśli wstąpię po ciebie po pracy, zechcesz pojechać ze mną do Gitte? Ja muszę, po prostu muszę oczyścić atmosferę i wszystko wreszcie wyjaśnić. Było to trudne, zgadzała się z nim w zupełności. Trudniejsze nawet, niż sobie wyobrażał. Gdy jej milczenie przedłużało się, dodał pospiesznie: - Jesteś mi tam potrzebna. Bardzo bym cię prosił, żebyś opowiedziała o dwóch ostatnich latach twego życia. Ja już z tysiąc razy stawałem przed nią i zapewniałem o swojej niewinności. Twoje słowa będą miały może większą siłę przekonywania. - Czy na pewno? Jeśli przyjdziemy razem? - Przecież nie pojedziesz tam sama, bo to mogłoby się okazać dla ciebie zbyt przykre. Gitte odwróciłaby się na pięcie i w ogóle by cię nie wysłuchała. - A czy to nie o niej mówiłeś przypadkiem, że to taka wrażliwa i subtelna osoba? - spytała Maya dosyć chłodnym tonem. - Tak, ale nie można wymagać od niej zbyt wiele. A ode mnie można? pomyślała Maya. Nie, przecież Simon powiedział, że nie powinna jechać tam sama. - Dobrze - odparła krótko. - Pojadę. Tylko może powinnam się przebrać. - Ty zawsze ładnie wyglądasz, niezależnie od tego, w co jesteś ubrana. Poza tym jakie znaczenie ma strój? - Przypuszczam, że dla Gitte Svendsen dosyć duże. - Ona nie nazywa się Svendsen, tylko Dalen. - Wszystko mi jedno. Pojadę z tobą, jesteśmy umówieni - Maya skończyła rozmowę i rzuciła słuchawkę. Kiedy ona wreszcie nauczy się panować nad emocjami? Czyż ta baśniowa Gitte nie była wzorem samoopanowania? I to właśnie z nią Maya miała się spotkać. A na dodatek odpowiadać na jej pytania! Zdawać relację z ostatnich dwóch lat swego życia. Co one mogły obchodzić tę przeklętą damulkę? Maya cisnęła ze złością linijkę na stół, aż koledzy podskoczyli na krzesłach. Simon zjawił się o umówionej godzinie, ubrany staranniej niż zawsze do tej pory, i razem wyjechali z miasta, w kierunku przeciwnym do Kyrkudden. Specjalnie na ten dzień wynajął eleganckie volvo. - Gdzie oni mieszkają? - spytała Maya. - Nie wiesz, gdzie mieszkają Svendsenowie? - odparł zdumiony. - Myślałem, że wszyscy ludzie znają ich ogromną stadninę. - Nie obracam się w tych kręgach - powiedziała bardziej oschle, niż zamierzała. - Czyli oni też zajmują się końmi? Jak twój ojciec. - Właśnie dzięki nim Gitte i ja się spotkaliśmy. Ojciec i Svendsen, jako starzy koniarze, znali się już od dawna. A ja poznałem Gitte... - Oszczędz mi tych detali - rzekła Maya. Nie dodał już ani słowa. Może wreszcie zrozumiał. Zbliżali się do domu przypominającego arystokratyczną posiadłość, ogromnego i jasnego, położonego na wzgórzu. - A więc to tutaj oni mieszkają - odezwała się Maya. - Tak, znam ten dom bardzo dobrze, byłam tu jako dziecko, razem z ojcem. Tutaj zawsze było pełno koni, to prawda. Ale nie miałam pojęcia, że to dom Svendsenów. Nic mi jeszcze nie powiedziałeś, co ustaliła policja? Simon skręcił w drogę prowadzącą ku posiadłości. Bardzo wprawnie, jakby robił to wiele razy przedtem. Trzymaj się, żadnego ubolewania nad sobą, mobilizowała się Maya. - Właściwie to nic szczególnego. Uznaliśmy zgodnie, że nie należy informować o tym prasy. Nie chciałbym, żeby mój teść wyczytał w gazetach jakieś kolejne sensacje dotyczące mojej osoby. - O Boże - bąknęła Maya zrezygnowana. Jakiś młody chłopak poinformował ich, że Gitte znajduje się na jednym z wybiegów i trenuje młodą klacz. - Zwietnie - powiedział Simon, kierując się od razu w tamtą stronę. - Dzięki temu unikniemy spotkania z jej ojcem, który nigdy nie daje jej dojść do głosu, kiedy próbuję rozmawiać z nią o wszystkich tych nieporozumieniach. To tylko jego wina, że między mną a Gitte nie ułożyło się na nowo. Ona nie ma nawet możliwości, by mnie wysłuchać. Oczywiście, pomyślała Maya nie bez ironii. A czy to przypadkiem nie ona wyniosła się z domu? %7łebyście nie zaczęli zadawać sobie nawzajem bólu? Jakie to słodkie! Rozczulająco słodkie! Simon ściskał nerwowo kierownicę. Serce waliło mu jak młotem. Czy Gitte zechce wreszcie go wysłuchać? Teraz, kiedy przywiózł ze sobą Mayę? Ona powie wszystko bez ogródek, wyjaśni, jak było. Skoro Gitte nie wierzy jemu, to teraz musi uwierzyć Mai. To niemożliwe, by ktoś, kto mówi z takim przekonaniem, mógł kłamać. Nawiasem mówiąc, Maya zachowywała się dziwnie. Siedziała cicho na swoim miejscu, wciśnięta w róg, jakby chciała odsunąć się od niego. Sprawiała wrażenie dotkniętej. Cóż, to nie było zbyt miłe z jego strony, że postanowił zabrać ją na tę nieprzyjemną rozprawę, ale naprawdę jej potrzebował i potrafił docenić, że mu nie odmówiła. Doskonale wiedział, że Maya życzy mu jak najlepiej, nawet jeśli czasami jest dla niego trochę opryskliwa. Wybaczał jej to jednak, bo przecież ona nigdy jeszcze nie kochała nikogo tak, jak on kochał Gitte, i dlatego nie mogła zrozumieć, co znaczy dla niego odzyskanie żony, zwłaszcza teraz, kiedy zostało mu tak niewiele czasu. Gitte dostanie wszystko po nim, odziedziczy jego skromny majątek. Uświadomiwszy sobie, jak bardzo Maya pragnie umilić mu jego ostatnie chwile, od razu pomyślał o niej ciepło. W tej dziewczynie tkwiło tyle dobrego, Simon cieszył się, że zdążył ją jeszcze poznać. Jest! Simon dostrzegł Gitte. Siedziała wyprostowana na końskim grzbiecie i jezdziła wkoło po ujeżdżalni. Zrobiło mu się ciepło na sercu na jej widok. Chociaż... Po chwili z trudem powstrzymał się od śmiechu. Czyż nie wyglądała trochę zabawnie, kiedy tak podskakiwała to w górę, to w dół, odbijając się od siodła? Oczywiście nie wynikało to z jej błędu czy nieumiejętności, tylko z nierównego kłusa konia. Simon zaczerwienił się. Nie chciał, by Maya oglądała Gitte w takiej sytuacji. Ale Maya wydawała się w ogóle niezainteresowana jezdzcem. Była zatopiona w świecie własnych myśli, jej oczy błądziły gdzieś, rozmarzone. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |