[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czterysta czterdzieSci piêæ. Zatkn¹³ go za pasek.
 Zaraz wracam.
 Co chcesz zrobiæ?
 Chcê tylko chwilê pogawêdziæ z tamtymi facetami.
64
 Indy, nie wiesz, czy to byli oni.
 To dobre przypuszczenie.
Deirdre chwyci³a go za ramiê.
 Proszê, nie idx tam. Zostañ tutaj ze mn¹.
Indy skrzywi³ siê z bólu.
 To moje zranione ramiê. Uspokój siê.
 Rozumiesz, co mówiê? Nie jesteS w odpowiednim stanie, ¿eby
szukaæ k³opotów.
 Nie szukam k³opotów. Chcê po prostu odpowiedzieæ na tê
wiadomoSæ. To wszystko.
 Co zamierzasz im powiedzieæ?
Indy zatrzyma³ siê przed drzwiami, trzymaj¹c rêkê na klamce.
 Powiem im, ¿e nie znaj¹ ortografii. Wydaje mi siê, ¿e staraj¹
siê przekonaæ nas, ¿e Fawcett nie ¿yje.
 Sk¹d mieliby wiedzieæ, ¿e Fawcett nie ¿yje?
 Powiedzia³bym, ¿e niczego nie wiedz¹.
Deirdre potrz¹snê³a g³ow¹.
 Nie rozumiem. Dlaczego komuS mia³oby zale¿eæ na tym, by-
Smy nie szukali Fawcetta?
 To mo¿e byæ bardziej zwi¹zane z tym, czego szuka³ Fawcett
ni¿ z nim samym.
Rozleg³o siê pukanie do drzwi. Indy otworzy³ je i zobaczy³ dwóch
mê¿czyzn z twarzami zakrytymi poñczochami z otworami na oczy,
nos i usta. Wyci¹gnêli go na korytarz. Jeden z napastników uderzy³
go piêSci¹ w brzuch, potem w g³owê, póxniej znowu w brzuch. Indy
nie mia³ ¿adnych szans. Drugi mê¿czyzna r¹bn¹³ go w kark i kopn¹³
w zranione ramiê. Indy jêkn¹³ i zwali³ siê na pod³ogê.
Z kanapy, na której le¿a³, us³ysza³ Deirdre. Rozmawia³a z kimS
przyciszonym g³osem. Po chwili dziewczyna znalaz³a siê u jego boku.
 Jest tu kapitan. Czujesz siê wystarczaj¹co dobrze, ¿eby z nim
porozmawiaæ?
Indy poprawi³ le¿¹cy na czole woreczek z lodem.
 Jasne.
Kapitan, wysoki, srebrnow³osy mê¿czyzna, usiad³ na krzeSle
naprzeciwko ³Ã³¿ka i s³ucha³ relacji Indy ego, tak jak kap³an s³ucha
spowiedzi umieraj¹cego. Indy jednak wcale nie umiera³ ani nie za-
mierza³ siê spowiadaæ. By³ posiniaczony i z³y, a uczucie to narasta-
³o, w miarê jak przypomina³ sobie mê¿czyznê o szczurzej twarzy&
65
5  Indiana Jones &
 Wiêc jest pan zupe³nie pewien, ¿e ci ludzie, których widzia³
pan na pok³adzie, byli tymi, którzy pana zaatakowali? Mimo, ¿e mieli
maski?  zapyta³ kapitan.
 Te same sylwetki  odpar³ Indy.
 Ale niekoniecznie te same twarze.
 Mogê to udowodniæ.
Kapitan wsta³ i zacz¹³ przechadzaæ siê po kabinie.
 PrzypuSæmy, ¿e s¹ to ci sami mê¿czyxni. Mówi³ pan, ¿e nie
widzieliScie ich wczeSniej. Sk¹d wiêc pomys³, ¿e chc¹ wam prze-
szkodziæ w odnalezieniu pu³kownika Fawcetta?
Indy znowu poprawi³ woreczek i poczu³ stru¿kê wody Sciekaj¹-
c¹ mu po karku. Niewyraxne wyt³umaczenie Swita³o mu w g³owie,
lecz by³o wci¹¿ zbyt niejasne, aby je wyraziæ.
 Nic konkretnego.
 Tylko dwoje naszych przyjació³ i cz³owiek, który nas wys³a³,
wiedz¹, ¿e tu jesteSmy  powiedzia³a Deirdre.  WyjechaliSmy pra-
wie nie zauwa¿eni.
Kapitan zatrzyma³ siê i przechyli³ g³owê, próbuj¹c pouk³adaæ
w mySlach to, co s³ysza³.
 Wydaje siê dziwne, ¿e wyruszyliScie na tak powa¿n¹ wypra-
wê, nieomal nie zauwa¿eni.
 Nie wiem, czy ona jest a¿ tak powa¿na, ale wyruszyliSmy, bo
nie by³o powodu, aby zwlekaæ  odpar³ Indy.  A tak¿e dlatego, ¿e
ktoS mo¿e byæ w niebezpieczeñstwie.
 Rozumiem. Jest pan bardzo spostrzegawczym cz³owiekiem,
panie Jones. Mamy oSmiuset dziewiêædziesiêciu pasa¿erów na po-
k³adzie, ale nie powinno byæ trudnoSci ze znalezieniem mê¿czyzny
wa¿¹cego dwieScie dwadzieScia funtów, ³ysego. MySlê, ¿e do rana
znajdzie siê pod stra¿¹. Jego towarzysz tak samo.
 Dziêkujê.
 Teraz niech pan odpocznie. Przykro mi, ¿e taki nieszczêSliwy
incydent wydarzy³ siê na  Mauretanii . Je¿eli móg³bym byæ w czymS
pomocny, proszê daæ mi znaæ.
 Jest jeszcze jedna rzecz, kapitanie.
 Tak? Co takiego?
 Czy móg³by pan udzieliæ nam Slubu?
Kapitan spogl¹da³ to na jedno, to na drugie.
 Czy mówicie powa¿nie?
 O tak, bardzo powa¿nie.  odpowiedzia³a Deirdre.  MySleli-
Smy o tym prawie przez rok.
66
 Kiedy chcielibyScie to zrobiæ?
Deirdre siê uSmiechnê³a.
 O tym równie¿ mySla³am, kapitanie  odpowiedzia³a i wyja-
wi³a mu swój plan.
Min¹³ tydzieñ i  Mauretania wp³ywa³a w koñcu do zatoki
Guanabara. Indy i Deirdre stali na mostku, wpatruj¹c siê w zarys
wybrze¿a i czekaj¹c jednoczeSnie na kapitana& D³ugi, wygiêty,
bia³y pas piasku oddziela³ miasto od ciemnoniebieskiej wody, a po-
nad skupiskiem budynków ukazywa³y siê ciemne góry. Wyspy i na-
gie ska³y wystawa³y z morza, na skraju zatoki wznosi³o siê maje-
statyczne wzgórze Corcovado, zwieñczone potê¿n¹ figur¹ Chrystusa
z roz³o¿onymi ramionami. Po drugiej stronie zatoki G³owa Cu-
kru, góra przypominaj¹ca kszta³tem szyszkê, ³¹czy³a wodê z nie-
bem.
To by³ leniwy tydzieñ i Indy wyleczy³ siê ze swoich st³uczeñ.
Przez ca³y jednak czas utrzymywa³a siê napiêta atmosfera. ¯aden
z pasa¿erów nie pasowa³ do opisu tamtych mê¿czyzn i przeszukanie
statku nie doprowadzi³o do odkrycia obecnoSci ani krzepkiego, ³yse-
go mê¿czyzny, ani jego ponuro wygl¹daj¹cego towarzysza. Kimkol-
wiek byli, zajmowali siê jakimS nikczemnym procederem. Tak nik-
czemnym, i¿ w istocie wydawa³o siê, ¿e obydwaj wyskoczyli w swoim
czasie za burtê.
Kiedy odwo³ano poszukiwania, Indy zacz¹³ prowadziæ w³asne
Sledztwo. Z pomoc¹ Orona zdoby³ listê pasa¿erów, którzy spo¿ywa-
li wszystkie posi³ki lub ich wiêkszoSæ w swoich kabinach. Byli to:
stara matka kapitana, jakieS emerytowane ma³¿eñstwo i przykuty do
wózka inwalidzkiego mê¿czyzna, który, jak powiedzia³ Oron, wy-
machiwa³ mu przed nosem laseczk¹ i zawsze na coS narzeka³, kiedy
ch³opak wchodzi³ do jego kabiny.
OczywiScie wszyscy na statku dowiedzieli siê o napaSci i znali
opis tamtych mê¿czyzn, nikt ich jednak nie widzia³. Indy natomiast
nie mia³ w¹tpliwoSci, ¿e para ta musi znajdowaæ siê na pok³adzie
i nieustannie spogl¹da³ za siebie przez ramiê, spodziewaj¹c siê zo-
baczyæ jednego lub obydwu skradaj¹cych siê za nim.
 Popatrz na to, Indy  powiedzia³a Deirdre przyciszonym g³o-
sem.
 Mówi siê, ¿e Bóg tworzy³ Swiat w ci¹gu szeSciu dni, a siód- [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.htw.pl
  • Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Wszystkie rzeczy zawsze dziaÅ‚ajÄ… zgodnie ze swojÄ… naturÄ….