[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Biskup zmarszczył się z lekka: - Nierad bym odmawiać, ale przyznam, że zadziwiła mnie prośba wasza. Czymże bowiem może być człowiek niskiego stanu w rycerskim rzemiośle? W duchownym zasię droga do wszelkich zasług i godności otwarta przed takim, co się bystrością umysłu, jak on, nad innych wybija. Zawisza odparł: - Nie śmielibyśmy waszej przewielebności prosić o to, choć miły był nam ten człek i wielce mógłby być przydatny, gdyby nie to, że sam nam i rad by się wyrwał w świat. - Wolny jest, tedy może iść, dokąd zechce. Pomówię z nim, otwarcie rzekę jednak, że będę usiłował go przekonać, by został. Biskup dzwignął się, co widząc Sulimowie żegnać się jeli, a Wysz ściskając ich za głowy zakończył: - Wam zawżdy pamiętać będę, coście dla mnie uczynili, bo bratanice jako córy miłuję. Zabawcie w Krakowie, tedy ujrzymy się jeszcze, choć mniej was zapewne na nabożeństwach widać będzie niż na onych igrach, które często jeno zgorszenia bywają przyczyną. - Zlubowaliśmy we wszystkich krakowskich kościołach modlić się o błogosławieństwo do świętego Jerzego rzekł Zawisza. A turnieju nie pomniemy, bośmy też po to przyjechali. Biskup pokiwał głową. Darmo przypominać, że Kościół zabrania tych zabaw, skoro nie brakło i kościelnych dostojników, którzy w nich brali udział. %7łal mu też było Zawiszy, którego jasne i otwarte, mimo młodego wieku poważne spojrzenie znawcy sumień, jakim był Wysz, zdradzało, że szczerze wierzy we wzniosłość rycerskiego powołania. Obyż tę wiarę przenieść potrafił przez życie! rzypomniawszy sobie o prośbie Zawiszy, biskup kazał przywołać Szymka. Gdy wezwany stawił się, biskup zaczął: P - Mówili mi panowie Sulimowie, że odejść przegniesz. Rzekłem im i tobie powtarzam, że wolny jesteś i wbrew twej woli i powołaniu nie chcę cię zatrzymać. Ale rzeknę ci, czego nie mówiłem raniej, by nie budzić demona pychy, który drzemie w każdym człeku, że wiele się po tobie spodziewałem w duchownym stanie. Dał ci Bóg umysł bystry i chwytliwy, mógłbyś Mu wierną służbą odpłacić, zarazem własnemu wyniesieniu z mizernego stanu, w jakim się urodziłeś, służąc. Niech ci za wzór stanie wielebny kanonik Mikołaj Trąba. Nie jeno niskiego, ale nieprawego rodu, dzięki nauce i święceniom protonotariuszem jest królewskim, spowiednikiem i doradcą króla, i łaskę jeno mając kanoniczne przeszkody pokonać zdoła, które go od wyższych jeszcze dzielą godności. Szymek milczał. Biskup z goryczą pomyślał, że ni tylko wśród rycerskiej młodzi, ale i wśród prostego stanu niełatwo mu będzie nalezć takich, którzy zrozumieją, jeśli nie doniosłość dzieła królowej, to choćby własne korzyści, jakie z niego wyciągnąć mogą. Blichtr rycerskiego życia urzeka nawet ludzi niższego stanu mimo pogardy i lekceważenia, jakich doznają od szlachetnie urodzonych. Czegoż spodziewa się ten młodzian na drodze, którą chce obrać? Biskup podjął: - Z życzliwości cię pytam, możesz mi ufnością odpłacić, że ślęczenie nad księgami mniej wabi młodych niż rozrywki, które świat im obiecuje, chociaż na ich dnia gorycz i zawód, jeśli nie duszy zatrata. - Chciałbym świat własnymi poznać oczyma, nie jeno z ksiąg, które go jakoby niezmiennym czynią, nie taki przedstawiają, jaki jest, jeno jaki był lubo być winien. Biskup pokiwał głową: - Jeno Boża mądrość niezmienna jest. Cudzą posługiwać się trzeba, póki się nie nabędzie własnej. A pomnij, że mrówki, którym skrzydła urosły, rzadko wracają do mrowiska. Zbyt wiele czyha na nie niebezpieczeństw. - Ale widzą to, czego by nie widziały wchodząc wydeptanymi przez inne ścieżkami. - Szukajże tedy swoich zakończył biskup i niech cię Bóg na nich prowadzi. Szymek pochylił się do ręki biskupa: - Dziękuje waszej przewielebności. I nie zapomnę, że chudzinę miał za człeka, jakom nie zapomniał i szlachetnemu Zawiszy. A jemu bardziej mogę być przydatny. - Do koni rzucił biskup z pewną goryczą. Szymek uśmiechnął się. - Lubię konie. Za przywiązanie przywiązaniem płacą. Ogrzać się przy nich łacniej niż przy ludziach. ościoły w mieście liczne były, ale że leżały niemal jeden przy drugim, bracia dość rychło dopełnili ślubu. Wiele z nich, a wszystkie klasztorne, przylegały K do murów miejskich, które, od czasu gdy Sulimowie byli tu z rodzicem, pogrubiały, wyrosły i najeżyły się nowymi basztami. - Niewielkiego męstwa potrzeba zauważył Farurej patrząc na nie by zza takowych murów razić nieprzyjaciela, samemu w bezpieczności pozostając. - Słyszałem ci odparł Zawisza że Niemce sposób wymyślili, iż ze spiżowej rury ogniem kamienne kule na kilkaset łokci miotają, którym nie byle mur się ostoi. - Wielka ci sława z takowej wojny, gdy nie wiada ani kto poraził, ani kogo pogardliwie rzekł Farurej. - Kto nie sławy szuka i zbawienia, jeno zysku, bywa, że i trucizną wroga zgładzi. Gdy się jako zbój z chciwości wojnę prowadzi, nie dziw, że i sposobem zbójeckim. - Słyszałem ci i ja o owym niemieckim sposobie. Słynnego rycerza de Lalaing z takowej rury ubito. A Spytek z Melsztyna od dziesiątek pogańskich strzał legł, przeciw którym też nijakie męstwo nie pomoże. - Wolej jak on zginąć, sławę pozostawiając i przykład męstwa, niż zwyciężyć jako sfora psów niedzwiedzia, którym się za to ochłap daje. Zaczęli rozmawiać o świeżej jeszcze klęsce Witolda na Worsklą, która przekreśliła jego czarnomorskie plany, a głośnym echem odbiła się w całym chrześcijaństwie, tym bardziej że nie przebrzmiały jeszcze echa klęski, jaką Zygmunt Luksemburski poniósł pod Nikopolem. Ciekawi byli przebiegu bitwy, a że zmierzchało już, skierowali kroki do dworca wojewody Jaśka, by o niej od Zwiętosława podsłyszeć. Po buncie mieszczaństwa krakowskiego wielu rycerzy otrzymało skonfiskowane zbuntowanym domy, place i grunty, stąd i częściej przebywali w mieście. Wojewoda Jaśko niemal stale siedział w dworcu pobudowanym na miejscu spalonego wójtowskiego gródka, który dziad jego dostał za zasługi. Od Ludwikowych bowiem jeszcze czasów trzymał rękę na sterze spraw [ Pobierz całość w formacie PDF ] |