[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jakiś ciemny punkt, to go niebawem wyjaśnię, wierzcie mi.
 A, czy to grozba?  zapytał Olsunna.
 Tak  odrzekł Sternau otwarcie.
Tu ksią\ę wyciągnął rękę i wskazał na drzwi.
 Precz!  krzyknął donośnym głosem.
 Ba!  zaśmiał się Sternau robiąc kilka kroków.  Znamy się przecie\, wiesz pan zatem,
\e nie nale\ę do ludzi, ustępujących przed grubiaństwem. Ten, który powalił na ulicy
zuchwalca i zrzucił natrętnego rozpustnika ze schodów, odchodzi tylko wtedy, gdy mu się
spodoba. A poniewa\ teraz właśnie spodobało mi się, więc pójdę. Obiecuję jednak, \e znowu
powrócę!
Ukłonił się ironicznie i opuścił pokój.
 Biegnij za nim, Kortejo!  rozkazał ksią\ę  Ka\ go wyrzucić za bramę.
 Wybacz mi ksią\ę  odrzekł ochmistrz.  Czy nie będzie lepiej, jeśli unikniemy
rozgłosu. Poszedł przecie\ sam. Gdy ka\emy słu\bie, by go schwyciła będzie na tyle bezczelny
by się opierać.
 Masz słuszność,  rzekł Olsunna gniewnie.  Karzeł ten ma siłę za dziesięciu. Ci
Niemcy to prawdziwe niedzwiedzie.
 W ka\dym razie pójdę się przekonać, czy nie zechce się przemocą dostać do guwernantki
 rzekł Kortejo.
Przezorność ta okazała się zbyteczna. Sternau opuścił pałac i powrócił do swego mieszkania,
lecz powziął pewne podejrzenie i postanowił wyjaśnić całą prawdę. Wygląd guwernantki nie
wskazywał wcale, \e cierpi na jakieś dolegliwości, a jeśli rzeczywiście dostała krwotoku, to
musiały zaistnieć jakieś powody, o których nie mo\na było myśleć bez podejrzenia.
Z tej właśnie przyczyny stał Sternau ju\ tego samego wieczora przed pałacem. Wybrał
pomyślną chwilę, gdy\ zobaczył ochmistrza wychodzącego z bramy. Poniewa\ najmniejsza
okoliczność mogła okazać się wa\ną, szedł za nim w pewnej odległości. Kortejo wybrał się z
zamiarem odwiedzenia swej kochanki. Naprzeciwko domu Klarysy mieszkał pomocnik
księgarza, u którego kupował zwykle swe ksią\ki, był więc jego dobrym znajomym. W
otwartym oknie domu, do którego wstąpił Kortejo, zobaczył dziewczynę, która się obróciła, by
powitać gościa, po tym powróciła do okna, lecz ju\ w towarzystwie Korteja.
 A!  pomyślał Sternau.  To zapewne miłosna schadzka. Zaraz się wszystkiego
dowiemy.
Udał się do księgarza, który siedział w zupełnie ciemnym pokoju.
 Któ\ to?  zapytał gospodarz po wejściu Sternaua.
 Wybacz senior, jeśli ci przeszkodziłem  rzekł ostatni.  Przyszedłem mianowicie,
aby&
 A to pan, panie Sternau?  przerwał mu drugi.  Poznałem pana po głosie.
 Tak, to ja, chcę się czegoś od pana dowiedzieć.
 Jestem do pańskich usług. Lecz wprzód pozwól mi pan, bym zaświecił lampę.
 O nie. Prosiłbym właśnie, byś pan tego nie robił.
 Dlaczego?  zapytał księgarz zdziwiony.
 Bo chciałbym niepostrze\enie zobaczyć, co się naprzeciwko dzieje.
 A, mo\e tam?
 Tak.
 To szczególnie. Ja nie zaświeciłem światła z tego samego powodu.
 Przyszedłem, by dowiedzieć się, czy mo\esz mi pan udzielić pewnych wskazówek,
dotyczących kobiety, która mieszka w tamtym domu.
 Ha, jeśli masz pan pewne zamiary, to przyszedłeś zbyt pózno.
 Na szczęście nie mam podobnych zamiarów. Chciałbym tylko dowiedzieć się, kim jest ta
dama i co łączy ją z mę\czyzną, który obecnie u niej przebywa.
 Powiem panu wszystko co wiem. Jegomość ten nazywa się Gasparino Kortejo i jest
ochmistrzem księcia Olsunny. O damie zaś wiem tylko, \e właściciel domu nazwa ją panną
Klarysą. Jest ona kochanką Korteja. Ten odwiedza ją co drugi dzień, o tej samej godzinie jak
dziś, a ja podglądam od czasu do czasu, tajemnice ich miłości. Jest to bardzo łatwe, gdy\
mieszkania nasze są naprzeciwko, a nieprzezorna parka zawsze zapomina o spuszczaniu
firanek. Czy chce pan być tak\e świadkiem ich szczęścia?
 Jeśli pan pozwoli?
 No to stań pan przy oknie.
Obaj przyglądali się przez jakiś czas serdecznością Korteja, potem Sternau oddalił się. Nie
mógł on przewidzieć, \e jego dzisiejsza ciekawość przyniesie mu w przyszłości korzyść.
Zledził dalej Korteja, gdy tylko czas mu na to pozwalał. Dowiedział się, \e guwernantka nie
opuszczała nigdy pałacu i \e jest rzeczywiście chora, tak, \e mała księ\niczka Flora, musiała
pobierać lekcje od innej osoby. Słyszał tak\e, \e okna pokoju chorej, wychodziły na ogród,
postanowił więc choć raz ją zobaczyć.
Uczynił to naturalnie wieczorem. Znalazł drzwiczki, przez które wcześniej wchodziła Zarba,
były jednak zamknięte. Sternau jako bardzo wygimnastykowany młodzieniec, przelazł z
łatwością przez mur wysokości człowieka i skoczył na drugą stronę.
W pobli\u kilku oświetlonych okien stało drzewo owocowe. Wydrapał się na nie tak, \e
mógł widzieć wnętrze dwóch pokoi. Jeden był pusty, w drugim zaś siedział Kortejo w bardzo
serdecznym tete tete z jakąś młodą Cyganką. Sternau widział ją często, gdy wychodziła z
pałacu i od jednej ze słu\ących dowiedział się, i\ nazywa się Zarba i sprawuje pieczę nad chorą
guwernantką.
Szybko doszedł do wniosku, \e Kortejo miał więc dwie kochanki, z których przynajmniej
jedną oszukiwał. Tą oszukiwaną, była niezawodnie Cyganka.
Postanowił skorzystać z tego. Zlazł z drzewa, przebył mur i powrócił do domu.
Wkrótce potem spotkał Cygankę na ulicy.
 Jesteś z pałacu księcia Olsunny?  spytał.
 Tak,  odpowiedziała.
 I zajmujesz się panną Walser?
 Tak.
 Czy ona jest rzeczywiście chora?
 Tak ciągle jest słaba.
 A co jej właściwie jest?
Cyganka spojrzała nań badawczo i zapytała:
 Kim jesteś senior, \e się tak dopytujesz o guwernantkę?
 Jestem jej przyjacielem i twoim tak\e.
 Moim?  zapytała ze zdziwieniem.  Nie znam pana.
 Lecz ja znam ciebie. Jesteś kochanką Gasparina Kortejo.
Pomimo jej śniadej cery, spostrzegł, jak krew wystąpiła jej na policzki. Przez kilka chwil
walczyła z zakłopotaniem, a potem rzekła:
 Jak pan mo\esz twierdzić coś podobnego. Musiał mnie pan z kimś pomylić.
 Nie mylę się wcale,  odpowiedział.  Jestem twym przyjacielem i pragnę twego
szczęścia. Dlatego przestrzegam cię przed Kortejem.
 Przestrzegasz?  zapytała widocznie zaciekawiona.  Z jakiej to przyczyny?
 Oszukuje cię, w jego \yciu jest jeszcze inna kobieta.
Oczy jej zabłysły gniewem i podnosząc groznie swą małą rączkę, rzekła:
 Senior, nie okłamuj mnie! Kto kocha Zarbę, ten nie mo\e mieć innej kochanki.
 A jednak on ma.
 Mo\esz to udowodnić?
 Jeśli sobie tylko \yczysz.
 śądam nawet!
 Dobrze. Dziś wieczór odwiedzi on ją znowu. Czy mo\esz sprawdzić, kiedy opuszczać
będzie pałac?
 Mogę, i zrobię to na pewno.
 Po jego wyjściu, przyjdziesz na to miejsce, gdzie się teraz spotkaliśmy. Poprowadzę cię
tak, \e będziesz mogła widzieć, go sama nie będąc widzianą.
 Czy chcesz to rzeczywiście uczynić, senior?
 Tak, z największą przyjemnością.
Spojrzała nań badawczo i zagadnęła:
 Lecz jak wytłumaczyć mam sobie to, \e jesteś mym przyjacielem?
 Bo pielęgnujesz pannę Walser, której przyjacielem jestem.
 Nazwisko pańskie?
 Sternau.
 Znam pana.
 Skąd?
 Seniorita Walser prosiła mnie, bym się dowiedziała, czy mieszkasz pan jeszcze u
bankiera Salmonna.
 Pytałaś o mnie?
 Tak, a potem powiedziałam o wszystkim senioricie.
 Zaufasz mi teraz?
 Tak, senior.
 I przyjdziesz dziś wieczór?
 Przyjdę.
Rozstali się. Cyganka ju\ dawno zauwa\yła, \e miłość ochmistrza jakby ostygła, nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.htw.pl
  • Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Wszystkie rzeczy zawsze działają zgodnie ze swoją naturą.