[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Wiem, ty dla każdego chcesz dobrze. - Od dzieciaków z ulicy, poprzez stażystów, chorą szwagierkę, fizjoterapeutkę... Wszystkich traktował z tą samą skuteczną mieszaniną wdzięku i nieustępliwej 162 RS determinacji. - Tyle tylko, że ja jestem twoją żoną, Rafe, a nie jednym z twoich kolejnych projektów. - Jak możesz tak mówić! Przecież wiem, że nie jesteś żadnym projektem! Szczerze mówiąc, trudno jej było w to uwierzyć. - Rzecz w tym - kontynuowała - że byłeś bardziej szczery, kiedy oboje sądziliśmy, że jestem Anne. Nawet nie próbował zaprzeczyć. -To prawda, ale wtedy bardziej mnie potrzebowałaś. W pierwszym tygodniu nie mogłaś nawet prowadzić samochodu. - Dlatego wracałeś wcześnie do domu, żeby odgrywać rolę rycerza w lśniącej zbroi. - Nagle z bólem uświadomiła sobie, że misja ta była dla niego znacznie bardziej podniecająca niż powrót do żony, która chciała związku zbudowanego na zasadach partnerskich. - Czy tego trzeba, żeby cię tu ściągnąć? Mam sobie coś zrobić? - Beth! - wykrzyknął z przerażeniem. - Chyba nie zamierzasz. .. - Zrobić sobie krzywdy, żeby przyciągnąć twoją uwagę? - dokończyła. - Nie, oczywiście, że nie. Jak możesz tak myśleć. Chyba nie wierzysz, że byłabym do tego zdolna? - Jasne - odparł szybko. - Pomyślałem tylko, że... że ty... że ja... - Wolisz być w pracy niż tutaj, prawda? - stwierdziła cicho. - Tłumaczyłem ci to, kiedy myśleliśmy, że jesteś Anne, pamiętasz? - W jego głosie po raz pierwszy uchwyciła nutę zniecierpliwienia. - Powiedziałaś mi wtedy, że rozumiesz wagę tego, co robię. To prawda. 163 RS - Wiem, ale... - Ale co? Zmieniłaś zdanie? To nie tak. Jego misja była oczywiście bardzo ważna, ale, na miły Bóg, nie ważniejsza od ich małżeństwa. - A jeśli tak, to co? Zapadła cisza, a potem Rafe powiedział: - Posłuchaj, mogę być w domu za dwadzieścia minut. Pomyślała, że żaden z tego pożytek, jeśli uczyni to pod przymusem. Poza tym może jest bardziej potrzebny tam niż w domu. - Nie, nie trzeba - powiedziała. - Wiem, że to, co robisz, jest bardzo ważne. - Ale wolałabyś, żebym wrócił? - zapytał niepewnym tonem, jakby próbował rozszyfrować jakiś kod. Pomyślała, że dla niej już za pózno, ale może chociaż ktoś inny będzie miał jakąś korzyść z tego wieczoru. - Nie - burknęła. - Nie trzeba. - Więc chcesz, żebym został w pracy? - zapytał, kompletnie zdezorientowany. Boże, czemu to ona miała o wszystkim decydować? - Sama już nie wiem, czego chcę! - wykrzyknęła. W słuchawce rozległo się ciężkie westchnienie. - Jak będziesz wiedziała, daj mi znać, dobrze? Mam tu masę ważnych spraw na głowie, a wszystko idzie tak opornie. Nie jest łatwo. A jej jest łatwo? 164 RS - Nie zamierzam ci niczego utrudniać! - wybuchnęła i rzuciła słuchawkę. Zanim się rozłączyła, zdążyła jeszcze usłyszeć jego posępną odpowiedz: - Powiem ci, że życie z Anne było sto razy łatwiejsze. Jeszcze nie skończył mówić, a już gorzko pożałował swoich słów. Usłyszał westchnienie, a potem głuchy sygnał w słuchawce. Natychmiast spróbował oddzwonić, ale Beth nie odebrała. Trudno jej się dziwić. Wszelkie porównania są bolesne, a porównywanie własnej żony do jej siostry-blizniaczki to głupota i kompletny brak taktu. Choć, prawdę mówiąc, łatwiej żyło mu się z osobą, która życzliwie zachęcała go, by pracował do pózna. Nie powinien jednak powtarzać tego Beth. Teraz będzie musiał to jakoś odkręcić. - Ja tu jeszcze wrócę - powiedział Frankowi i Heidi. - Gdybyście wyszli wcześniej, starannie wszystko pozamykajcie. Gdzie zaparkowałaś, Heidi? Mam nadzieję, że nie w ciemnym zaułku? - Bądz spokojny, odprowadzę ją do samochodu - zaoferował się Frank, zanim dziewczyna zdążyła odpowiedzieć. Rafe odetchnął z ulgą. Wobec tego, może już jechać do domu. Dwudziestominutowy dystans pokonał w ciągu niespełna kwadransa. Przez całą drogę zastanawiał się, jak okazać Beth, że jest dla niego kimś znacznie ważniejszym niż Anne. Jak widać, kwiaty nie wystarczyły, ale co jeszcze mógł jej ofiarować? [ Pobierz całość w formacie PDF ] |