[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zasnąć, tuż przy jej uchu rozległ się dzwonek telefonu. ROZDZIAA 13 Przeświadczona, że to Cage, nie kwapiła się z odebraniem. Nie wiedziała, czy jest już gotowa na tę rozmowę. Telefon zadzwonił po raz szósty, zanim się poddała i podniosła słuchawkę. - Halo? - Panna Fletcher? To nie był głos Cage'a. Poczuła się rozczarowana. - Słucham? - Czy to pani mieszkała u pastorostwa Hendrenów? - Tak. Kto mówi? - Zastępca szeryfa, Rawlins - przedstawił się rozmówca. - Nie wie pani, gdzie mógłbym ich znalezć? - Sprawdzał pan w kościele i na plebanii? - Jasne. - Przykro mi, nie wiem, gdzie są. Mogłabym w czymś po móc? - Koniecznie musimy się z nimi skontaktować - wyjaśnił Rawlins, dając tym samym do zrozumienia, że to pilne. - Ich syn miał wypadek. Jenny zrobiło się zimno. Poczuła mdłości. Pod zamkniętymi powiekami zawirowały ciemne płatki. Ostatkiem sił powstrzy mała się od zemdlenia. - Ich syn? - spytała nienaturalnie wysokim głosem. - Tak, Cage. W OSTATNIEJ CHWILI 223 - Ale on... dopiero co się z nim widziałam. - Wypadek miał miejsce przed kilkoma minutami. - Czy on... czy to... śmiertelne? - Jeszcze nie wiem, panno Fletcher. Właśnie wiozą go karet ką do szpitala. To nie wygląda dobrze. Jego samochód dostał się pod pociąg. - Jenny zdusiła krzyk dłonią. Pociąg! - Dlatego musimy odnalezć jego krewnych. Boże, co za straszne, oficjalne słowo krewni", słowo zare zerwowane w policyjnym żargonie dla tych, których się zawia damia, kiedy ktoś, kogo kochają, ginie w wypadku z dala od domu. - Panno Fletcher? Jenny nie zareagowała od razu, zrozpaczona i zdruzgotana. - Nie wiem, gdzie znalezć Boba i Sarę Hendrenów, ale ja będę w szpitalu za parę minut. Do widzenia. Muszę się pospieszyć. Położyła słuchawkę na widełki, nie dając zastępcy szeryfa szansy powiedzenia niczego więcej. Kiedy zerwała się z łóżka, nogi się pod nią ugięły. Chwiejnie doszła do szafy i wyjęła pierwsze z brzegu ubranie. Musi dostać się do Cage'a. Szybko. Jak najszybciej. Musi mu powiedzieć, że go kocha, zanim... Nie, nie. On nie umrze. To w ogóle nie do pomyślenia. Boże, Cage, dlaczego to zrobiłeś? Od chwili gdy zastępca szeryfa zawiadomił ją, co się stało, Jenny zadawała sobie pytanie, czy naprawdę był to wypadek. Co takiego powiedział jej Cage na pożegnanie? %7łe nie jest nic wart? Czy to, że odrzuciła jego miłość, przepełniło czarę goryczy? Czy ten wypadek" to nie próba zdobycia aprobaty za uwolnienie świata od Cage'a Hendrena? - Nie! Nie zdawała sobie sprawy, że wykrzyknęła to słowo, aż odbiło się echem od ścian mieszkania. Przebiegła przez mroczne pomieszczenia do wyjścia. Po twarzy płynęły jej łzy, a palce drżały tak, że z trudem zdołała włożyć kluczyk do stacyjki. 22 4 W OSTATNIEJ CHWILI Zobaczyła miejsce wypadku kilka domów dalej. Pogotowie drogowe już ściągnęło samochód Cage'a z torów, ale miejsce kolizji ogrodzono, by nie kręcili się tam gapie. Srebrzysty lincoln wyglądał jak arkusz folii aluminiowej, który jakiś rozdrażniony olbrzym zgniótł w garści i wyrzucił. Jenny poczuła bolesny ucisk w piersi. Nikt nie mógł wyjść żywy z tej pogiętej masy metalu. Jej ręce były zbyt słabe, by prowa dzić samochód, zmusiła się jednak do dalszej jazdy. Musiała dotrzeć do szpitala na czas. Zaparkowała przed budynkiem i pobiegła do wejścia na ostry dyżur. Nie umieraj, nie umieraj, huczało jej w głowie. - Cage Hendren? - rzuciła bez tchu, uderzając dłońmi o biurko dyżurnej pielęgniarki. Pielęgniarka uniosła głowę. - Już jest na chirurgii. - Na chirurgii? - Tak. Doktor Mabry. Jeśli go operują, to znaczy, że jeszcze żyje. Dzięki ci, Boże, dzięki ci. Z trudem łapała powietrze. - Które piętro? - Drugie. - Dziękuję - zawołała, biegnąc do windy. - Proszę pani? - Jenny odwróciła się. - To może potrwać. Pielęgniarka dyplomatycznie dawała jej do zrozumienia, by nie miała zbytnich nadziei. - Zaczekam bez względu na to, ile to potrwa. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |