[ Pobierz całość w formacie PDF ]

drodze do samounicestwienia.
Wstrzymała się w obawie, że jego to boli.
- Dalej! - rozkazał i wepchnęła mu palce głębiej. Poczuł dotkliwy ból. Przeszła więc
pierwszą próbę. Popychał ją coraz dalej.
- Sprowadzę wieprza - odezwał się, sapiąc - i ten wieprz będzie cię pierdolił. I narzyga
ci w twarz. I ty będziesz łykać te rzygowiny. Zrobisz to dla mnie?
- Tak - powiedziała Jeanne, wyczuwając rytm jego dyszenia.
Zamknęła oczy i sięgnęła głębiej. Zaczęła płakać.
- Co mówisz?
- Tak! - odparła, już posuwając się z nim krok w krok, i głową wspartą na jego szero-
kich plecach. Nie było wyjścia. Pokój zamknął ich w sobie jak w celi, obrócił ich do we-
wnątrz, ku własnej ich namiętności i poniżeniu. Z wdzięcznością dzieliła z nim ostateczność i
samotność jego bytu: zgodziłaby się na wszystko, uczyniłaby wszystko.
- I ten wieprzak zdechnie, kiedy będziesz się z nim pierdolić. A ty wtedy zajdziesz od
tyłu i będziesz wąchała jego śmiertelne bzdziny. Zrobisz to wszystko dla mnie?
- Tak! - wykrzyknęła, obejmując go wolną ręką za szyję, z twarzą wciśniętą między
jego łopatki. - Tak... i jeszcze więcej! I gorzej, jeszcze gorzej, i dużo gorzej...
Paul spuścił się. Jeanne otwarła się przed nim całkowicie i dowiodła swojej miłości.
Dalej już nie można się posunąć.
Rozdział XIX
Było już pózno i ciszę, jaka zapanowała w hotelu, zakłócał tylko odgłos powolnych,
miarowych kroków. Paul skręcił ze schodów i wszedł do ciasnego przedpokoju. Czuł się jak
strażnik labiryntu, obchodząc te narożniki, pogrążając się w cieniach i wynurzając się z nich,
bezwolnie i bez celu. Przystanął w mrocznym zakątku i nasłuchiwał: nic nie słyszał prócz
własnego oddechu. Uniósł róg tapety, pod którym znajdował się otwór do podglądania, co
dzieje się w tym pokoju, i przyłożywszy do niego oko zobaczył uśpioną prostytutkę, samotną
w mnóstwie kołder, z jedną białą nogą wytkniętą na zewnątrz, z powiekami zlepionymi tu-
szem od rzęs.
Szedł dalej. Otworzył bielizniarkę na końcu korytarza, dającą podgląd z jednej strony
na parę Algierczyków, a z drugiej na amerykańskiego dezertera. Pogrążone we śnie ciała jak-
by rozpadały się na osobne nieświadomości, z powiekami rzezbionymi w miękkim kamieniu.
Obszedł po kolei judasze, ukryte w niewinnych ornamentach na tapecie w szczelinach i za-
kątkach. Ten hotel wydał mu się jak pajęczyna, w której nie ma nic skrytego, nic nietykalne-
go. Sprawdził wszystkich pogrążonych we śnie gości, ale widział nie ludzi, tylko usta obwisłe
w nie kontrolowanych grymasach, zapiekłe wargi ciał, wyglądające jak zaprzeczenie swej
cielesności. Słyszał tylko charczące oddechy i czasami jakiś okrzyk przez sen.
Paul czuł się, jakby identyfikował trupy leżące na kamiennych płytach w kostnicy.
Wyjął klucz i otworzył sobie drzwi do pokoju Rosy. Natychmiast uderzyła go i zdławiła woń
kwiatów. Lampa na szafce nocnej świeciła się. Jej zwłoki spoczywały na katafalku z mdłych,
słodkawo pachnących kwiatów. Ubrana była w coś podobnego do ślubnej sukni, aż po deli-
katne białe koronki i welon. Jasne włosy zostały starannie uczesane, a policzki i wargi obficie
uróżowane. Sztuczne rzęsy nadawały jej w śmierci wygląd osoby skromnie i dokładnie uśpio-
nej. Szczupłe palce złożone miała na brzuchu, a skóra jej dłoni i twarzy świetliście połyskiwa-
ła. Tylko wyraz miała taki, jak trzeba: szyderczy, ledwie dostrzegalny uśmieszek.
Paul usiadł ociężale na krześle przy łóżku i wyłowił ostatniego z paczki Gauloisów.
Zgniótł papierowe opakowanie i odrzucił je, a papierosa zapalił bez przyjemności.
- Właśnie zrobiłem obchód - powiedział, nie patrząc na Rosę.
Drzwi zamknął na klucz i mówienie do umarłej żony sprawiało mu swoistą przyjem-
ność. Trochę jakby porządkował swe myśli. - Dawno już tego nie robiłem. Wszystko w po-
rządku, spokój. Zciany tutaj są dziurawe jak ser szwajcarski. Rozejrzał się po ścianach i sufi-
cie tego niedużego, smutnego pokoju, starając się opanować swój gniew i żałość. Wreszcie
zwrócił się do niej twarzą w twarz.
- Komicznie wyglądasz w tym makijażu - powiedział. - Niby jakaś karykatura kurwy:
coś z twojej Mamusi nocą. Lipna Ofelia utopiona w wannie.
Potrząsnął głową. Usiłował zaczmychnąć śmiechem a zabrzmiało to raczej jak siek-
nięcie. Leżała tak cicho tak nieodwołalnie. - Szkoda, że nie możesz siebie zobaczyć. Uśmia-
łabyś się Tego me można było Rosie odmówić: poczucia humoru Mozę skrzywionego humo-
ru, a nieraz okrutnego, ale śmiać się umiała. Ubieranie jej w taki strój wyglądało na brak sza-
cunku i fałsz. Nie da się ukryć, że w tak wyglądającej kobiecie na ulicy Paul chyba nie rozpo-
znałby swojej żony.
- Jesteś arcydziełem swojej Mamusi - rzekł z goryczą rozwiewając sobie dłonią dym
przed twarzą. - Chryste Panie ależ tu jest tych pieprzonych kwiatów. Trudno oddychać.
Nawet i we włosy wpleciono jej drobne kwiatuszki. Zgniótł obcasem papierosa na
dywanie. To i owo musiał powiedzieć, bo czuł, że inaczej oszaleje.
- Wiesz, znalazłem na szafie, w tej fibrowej walizce wszystkie twoje drobiazgi. Pióra,
łańcuszki do kluczy zagraniczne pieniądze, francuskie łaskotki, w ogóle wszystko. Nawet
kołnierzyk tego księdza. Nie wiedziałem, że lubisz zbierać te błahostki, zostawiane przez go-
ści...
Wielu rzeczy nie wiedział i już się nie dowie. Wydawało mu się to takie nieuczciwe,
tak beznadziejne.
- Nawet gdyby mąż przeżył dwieście tych pieprzonych lat - powiedział to z żalem i
złością - nigdy nie odkryje prawdziwej natury swojej żony. Inaczej mówiąc, mógłbym zro-
zumieć wszechświat, ale nigdy nie odkryłbym prawdy o tobie... nigdy. Kim ty właściwie by-
łaś, u diabła?
Przez chwilę naprawdę oczekiwał, że Rosa mu odpowie Czekał wsłuchując się w roz-
ległą ciszę hotelu. Na świecie był środek nocy, wszędzie. Paul czuł się jak jedyna istota, która
nie śpi, w całym wszechświecie.
- Pamiętasz ten dzień - zapytał, siląc się na uśmiech - pierwszy dzień, jaki tu spędzi-
łem? Wiedziałem, że nie dobiorę się do ciebie, jeśli nie powiem... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.htw.pl
  • Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Wszystkie rzeczy zawsze działają zgodnie ze swoją naturą.