[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zbliżenie.
- Który?
- A kto ich tam wie? Ten, który łaził za Marlie. Tory parsknęła
śmiechem, omal nie ochlapując go szampanem, który miała w ustach.
- Jak nic Zac. Jest nieznośny. I co, zrobisz mu to zbliżenie?
- Zrobię mu na czterech literach siniak w kształcie mojego buta,
jeśli jeszcze raz spróbuje majstrować przy  kranie" - mruknął Phil.
- Oho. O tym nie słyszałam. Phil wzruszył ramionami.
- Uznałem, że napuszczanie na niego policji nie jest konieczne.
- Nie aresztowałabym go, chociaż nie ukrywam, że pomysł jest
dość kuszący - odparła rozbawiona. - Trzymanie w ryzach braci
Kramer urosło we Friendly do rangi sztuki.
- Poprosiłem jednego z naszych ochroniarzy, żeby napełnił go
duchem bojazni bożej - zażartował bez humoru. - Najwyrazniej
poskutkowało.
- Słuchaj, Phil, jeśli ktoś z miasteczka wam przeszkadza, chcę
być o tym informowana.
Z westchnieniem wyjął jej z ręki zdzbło trawy i rzuciwszy je na
bok, przetoczył się na nią.
- Dzisiaj szeryf ma wolny wieczór. Nie będziemy o tym teraz
rozmawiać.
144
RS
- Poważnie? - Objęła go za szyję. - To o czym?
- W ogóle nie chcę rozmawiać, do cholery - powiedział
kategorycznym tonem, pochylając się nad nią.
Jej usta miały smak szampana, skóra była ciepła i sucha, włosy
wciąż miała wilgotne i przyjemnie chłodne po niedawnej kąpieli. Tym
razem, pomyślał, nie będzie pośpiechu. Chciał się nią nasycić, jej
smukłym szczupłym ciałem, jego jedwabistą gładkością, smakiem.
Powiódł wargami po jej szyi, głaszcząc ją, muskając piersi. Już
był gotowy, lecz zapanował nad pożądaniem, chcąc dalej poznawać
jej ciało. Wygięła plecy w łuk, próbując przygarnąć go do siebie,
zachwycona jego powolnymi zmysłowymi pocałunkami. Drżała na
całym ciele, jękliwie powtarzała jego imię, ponaglała.
Stopniowo przesuwał się coraz niżej. Zaczęła
gładzić napięte mięśnie jego ramion, jego plecy, a on zadrżał i z
jękiem sięgnął ku jej ustom. Aż wstrzymał oddech, kiedy go dotknęła,
lecz wyszeptał tylko:
- Jeszcze nie. Jeszcze nie teraz.
Powiódł ustami po jej ciele, wdychając zapach skóry. Tory nie
czuła już szorstkości trawy pod plecami, liczyły się tylko jego
niecierpliwe usta i dłonie. A potem poczuła pierwsze dotknięcie jego
języka i jęknęła, znowu wyginając plecy w łuk. Jej ciało stało się
ciężkie, w głowie miała pustkę. Bezradnie chwytała się suchej trawy,
drżała, choć noc była upalna. I znowu doprowadził ją na skraj
rozkoszy.
- Phil... - wyszeptała. - Ja ciebie... chcę.
145
RS
Wiedział, że będzie gorąco, lecz mimo to, szykując się do
kolejnych zdjęć w plenerze, przeklinał bezlitosne słońce. Oświetlacze
rozstawili zastawki - stalowe ramy obciągnięte czarnym materiałem -
żeby zrobić trochę cienia. Operator stał pod olbrzymim
pomarańczowo-białym parasolem i pocił się niemiłosiernie. Aktorzy
mogli co pewien czas na chwilę schronić się w cieniu, lecz Phil
niemal nie schodził z palącego słońca, sprawdzając kierunek ujęć,
oświetlenie, kąt padania cienia. Na miejscu były ekrany
odbłyśnikowe, odbijające promienie słoneczne, oraz lampy
wyładowcze wypełniające tło. Rozebrany do pasa technik zakładał na
lampę niebieski filtr żelowy. Phil liczył na taki bezchmurny słoneczny
dzień, lecz wcale nie czyniło to jego pracy przyjemniejszą.
Zarządził początek następnego ujęcia. O dziwo, Dressier znosił
upał lepiej niż młodsi członkowie ekipy. I ku zadowoleniu Phila, im
bardziej rywalizował z resztą obsady, szczególnie z Marlie, tym lepiej
grał.
O tak, pomyślał Phil, gdy Dressier obrócił się przodem do
młodszego aktora, który grał jego alter ego. Swoje kwestie
wypowiadał powoli. Gdyby mówił odrobinę wolniej, można by mu
zarzucić, że w filmie będą dłużyzny. Wyglądał jak ktoś, kto jest
zmęczony życiem i udziela rad niechętnie, bez przekonania, że ktoś
się do nich zastosuje czy bodaj ich wysłucha. Niemal tak, jak gdyby
mówił sam do siebie.
Phil na chwilę zapomniał o męczącym upale, pełen podziwu dla
doświadczonego aktora, który doskonale uchwycił istotę granej przez
146
RS
siebie postaci - starzejącego się człowieka, którego już nic nie
obchodzi, który chce tylko spokoju i wie, że nigdy go nie zazna. Jego
pięć minut przeminęło, zostało rozgoryczenie i litość dla młodszego
mężczyzny, w którym widział siebie samego sprzed lat. W końcu
Dressier odwrócił się i odszedł. Kamera śledziła go przez całe
trzydzieści sekund.
- Cięcie! Idealnie! - oznajmił Phil i oparł dłoń na ramieniu
młodszego aktora. - Zmykaj z tego słońca. Za pół godziny zrobimy
dokrętki. - Podszedł do Sama. - Piekielnie dobra robota.
Sam uśmiechnął się i otarł czoło.
- Ktoś musi pokazać tym małolatom, jak to się robi. Scena
miłosna z Marlie też będzie interesująca. Ciągle myślę o niej, że jest w
wieku mojej córki.
- Aatwiej wczujesz się w rolę.
Sam zaśmiał się, przegarniając szpakowate włosy.
- Cóż, ta dziewczyna to już doświadczona aktorka. Ten film da
jej sławę. A nam po Oscarze. - Poklepał Phila po ramieniu. - Nie patrz
na mnie takim wzrokiem, synu. Rozmawiasz z kimś, komu ta cholerna
statuetka kilka razy przeszła koło nosa. Możesz się zarzekać, że
nagrody nic dla ciebie nie znaczą... ale to nieprawda. A ja chcę tego
cholernego Oscara nie mniej niż ty. - Pogłaskał się po brzuchu. -
Teraz napiję się piwka i trochę odpocznę.
Phil odprowadził go wzrokiem. Dressier trafił w dziesiątkę.
Istotnie marzył o Oscarze. Chciał robić dobre filmy, doceniane przez
krytyków oraz widownię, i zgarnąć małą złotą statuetkę, będącą
147
RS
największym wyróżnieniem dla każdego reżysera. Dressier grał w
filmach, jeszcze zanim Phil się urodził, lecz wciąż czekał na swojego
Oscara. Philowi ani się śniło czekać następnych trzydzieści pięć lat.
- Ej, Phil? - Bicks przyczłapał bliżej, wycierając spoconą twarz. -
Słuchaj, musisz coś zrobić z tą kobietą.
- Z którą? - spytał, wyjmując papierosa.
- Z panią szeryf. - Bick wepchnął do ust następną gumę do żucia.
- Seksowna babka. Chodzi tak, że nie sposób nie gapić się na jej... -
Urwał, widząc minę Phila. - Tak sobie gadam.
- I co ja mam poradzić na to, jak ona chodzi, Bicks?
- Nic, a broń cię Boże. Człowiek musi czasem nacieszyć oko.
Ale do cholery, wlepiła mi mandat i dwieście pięćdziesiąt dolców
grzywny.
Phil westchnął ciężko.
- Za co?
- Za śmiecenie.
- Za śmiecenie? - Parsknął śmiechem.
- Dwie i pół stówy za to, że rzuciłem na ulicę papierek po gumie.
- Bicksa wcale to nie bawiło. - Nie dało się z nią gadać. Przecież
podniósłbym i przeprosił. Dwie i pół stówy za papierek po gumie,
Phil. Chryste.
- Dobrze, dobrze, porozmawiam z nią. - Zerknął na zegarek. -
Zaczynamy za dwadzieścia minut.
148
RS
Tory siedziała przy biurku z nogami opartymi o blat, usiłując
odczytać raport Merle'a. Kiedy wszedł Phil, spojrzała na niego z
uśmiechem.
- Wyglądasz na ugotowanego. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.htw.pl
  • Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Wszystkie rzeczy zawsze działają zgodnie ze swoją naturą.