[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- PrzestaÅ„ - powiedziaÅ‚a ze zÅ‚oÅ›ciÄ…. - Nie mów takich rzeczy. Odejdz, Lorenzo, proszÄ™ ciÄ™. - Najdroższa... - Nie nazywaj mnie tak! - Kiedy naprawdÄ™ siÄ™ w tobie zakochaÅ‚em - ciÄ…gnÄ…Å‚. - GdybyÅ›my mieli nieco wiÄ™cej czasu... - Wyjdz! - krzyknęła. OdwróciÅ‚a siÄ™ od niego i staÅ‚a nieruchomo, dopóki oddalajÄ…ce siÄ™ kroki nie upewniÅ‚y jej, że poszedÅ‚. PoczuÅ‚a siÄ™ bardziej dotkniÄ™ta, niż chciaÅ‚a przyznać. MiÅ‚ość umarÅ‚a, nie mogÅ‚aby wyjść za Lorenza. PozostaÅ‚o jednak bolesne wspomnienie. Lorenzo zastaÅ‚ braci w gabinecie Renata nad butelkÄ… whisky. - ZmiaÅ‚o - powiedziaÅ‚ Renato i wrÄ™czyÅ‚ mu szklaneczkÄ™. - DziÄ™ki, tego mi byÅ‚o trzeba. - Lorenzo jednym haustem wychyliÅ‚ trunek i gestem poprosiÅ‚ o wiÄ™cej. - Spokojnie, dostaÅ‚eÅ› od Heather tylko to, o co sam siÄ™ napraszaÅ‚eÅ› - zauważyÅ‚ Bernardo. - PrawdÄ™ mówiÄ…c, nie. SpodziewaÅ‚em siÄ™ Å‚ez i wymówek... - Z tego widać, że nie znasz kobiety, którÄ… miaÅ‚eÅ› poÅ›lubić - wtrÄ…ciÅ‚ Renato. - MogÄ™ ci tylko powiedzieć, że ma wiÄ™cej godnoÅ›ci niż każdy z nas. - No tak, ale żeby nie uronić ani Å‚ezki... Renato zmrużyÅ‚ oczy. - Na Boga - szepnÄ…Å‚ - ona wie, jak z tobÄ… postÄ™pować. - W pewnej chwili miaÅ‚em wrażenie, że kpi ze mnie. - NiezwykÅ‚a kobieta - gwizdnÄ…Å‚ Bernardo. - Tak - warknÄ…Å‚ Renato i nalaÅ‚ sobie peÅ‚nÄ… szklaneczkÄ™. - Nie masz dość? - spytaÅ‚ Bernardo. - Nie twoja sprawa! - żachnÄ…Å‚ siÄ™ Renato. - Istotnie - wzruszyÅ‚ ramionami Bernardo. - Zwykle jednak tyle nie pijesz. - DziÅ› mógÅ‚bym wysuszyć caÅ‚Ä… piwnicÄ™. - To na ciebie jest wÅ›ciekÅ‚a - oznajmiÅ‚ Lorenzo. - Oskarża ciÄ™ o wszystko i ma racjÄ™. GdybyÅ› siÄ™ nie wtrÄ…ciÅ‚, kto wie, jak to mogÅ‚o siÄ™ skoÅ„czyć. - OszczÄ™dz mi: %7Å‚yli dÅ‚ugo i szczęśliwie - parsknÄ…Å‚ Renato. - Nie jestem w nastroju. - A ja tak - zdenerwowaÅ‚ siÄ™ Lorenzo. - OdbiÅ‚o ci? Już za pózno na zmianÄ™ zdania. - ZaÅ‚ożysz siÄ™? Heather wie, że pobralibyÅ›my siÄ™, gdyby nie ty. Nic straconego. To wspaniaÅ‚a kobieta i może jeszcze nie jest za pózno... Zanim zdążyÅ‚ coÅ› dodać, Renato z morderczym bÅ‚yskiem w oku zÅ‚apaÅ‚ go za gardÅ‚o. - Renato, na miÅ‚ość boskÄ…, przestaÅ„! - Bernardo musiaÅ‚ użyć caÅ‚ej siÅ‚y, by oderwać go od Lorenza. Biedak krztusiÅ‚ siÄ™ i kasÅ‚aÅ‚. - WynoÅ› siÄ™ stÄ…d! Precz mi z oczu! - wrzeszczaÅ‚ Renato. - Niech ciÄ™ diabli! - wycharczaÅ‚ Lorenzo. - Czemu wtrÄ…casz siÄ™ w moje sprawy? - WynoÅ› siÄ™, na Boga! - powiedziaÅ‚ Bernardo. - Jeszcze tego brakowaÅ‚o, żebyÅ›cie siÄ™ nawzajem pozabijali. Lorenzo rzuciÅ‚ na Renata wÅ›ciekÅ‚e spojrzenie i wyszedÅ‚. Bernardo przytrzymaÅ‚ brata, póki nie zamknęły siÄ™ drzwi. - Puszczaj, do diabÅ‚a! - warknÄ…Å‚ Renato. Bernardo usÅ‚uchaÅ‚ go natychmiast. - A co ty wÅ‚aÅ›ciwie tu robisz? Dlaczego nie jesteÅ› ze swojÄ… dziewczynÄ…? - MogÄ™ poczekać. Jest tego warta. - Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że mimo wszystko bÄ™dziemy mieli Å›lub w rodzinie? - Chyba tak, ale to tylko do twojej wiadomoÅ›ci. - Bernardo obdarzyÅ‚ go jednym ze swych rzadkich uÅ›miechów. - Czy jako gÅ‚owa rodziny akceptujesz mój wybór? - A przejÄ…Å‚byÅ› siÄ™ odmowÄ…? - Wcale. - I tak masz moje bÅ‚ogosÅ‚awieÅ„stwo. Jest tego warta. Szczęściarz z ciebie. - Wiem. Wprost nie mogÄ™ w to uwierzyć, tylko siÄ™ bojÄ™, że jakiÅ› pech wszystko zniszczy. - Nie ma żadnego pecha - odparÅ‚ Renato. - Przynajmniej jeden z nas ma szczęście w miÅ‚oÅ›ci. TrÄ…cili siÄ™ szklaneczkami. - Lorenzo jest wciąż naszym bratem - zaczÄ…Å‚ Bernardo. - Wiem. - PowinieneÅ› uważać. - Na niego? - Nie, na siebie. Dobranoc. WyszedÅ‚ bez sÅ‚owa, a Renato pragnÄ…Å‚ jedynie pozbyć siÄ™ drÄ™czÄ…cego go napiÄ™cia. WlaÅ‚ whisky z powrotem do butelki, wiedzÄ…c, że w trunku nie znajdzie odpowiedzi. Sen również nie przyniesie ulgi. UderzyÅ‚ pięściÄ… w stół, pojmujÄ…c, że nie ma żadnego wyjÅ›cia. Nie byÅ‚o go od chwili, gdy poznaÅ‚ mÅ‚odÄ… damÄ™, która kazaÅ‚a mu siÄ™ wypchać. PodziwiaÅ‚ jÄ…, bawiÅ‚a go, ponieważ jednak zaplanowaÅ‚ sobie starokawalerskie życie, nie zauważyÅ‚ niebezpieczeÅ„stwa i wrÄ™cz namawiaÅ‚ Heather do poÅ›lubienia brata. Zagrożenie dostrzegÅ‚ dopiero tuż przed Å›lubem, a honor nie pozwalaÅ‚ mu niczego przedsiÄ™wziąć. No cóż, ta kobieta zawÅ‚adnęła jego sercem i to dziwne uczucie wytrÄ…ciÅ‚o go z równowagi. Zmieszany, zaoferowaÅ‚ jej braterskÄ… pomoc i w ten sposób ostatecznie miaÅ‚ zwiÄ…zane rÄ™ce. W katedrze wydawaÅ‚o siÄ™, że Lorenzo rozwiÄ…zaÅ‚ problem. SÄ™k w tym, że w jego uszach wciąż brzmiaÅ‚o wyznanie miÅ‚oÅ›ci, które Heather zÅ‚ożyÅ‚a narzeczonemu w noc przed Å›lubem: Po prostu chciaÅ‚am ci powiedzieć, jak bardzo ciÄ™ kocham . Kobiety zawsze kochaÅ‚y siÄ™ w Lorenzo i nie przestawaÅ‚y nawet wtedy, gdy traciÅ‚y nadziejÄ™. Nie chodziÅ‚o wcale o wyglÄ…d czy usposobienie. To byÅ‚ tajemniczy dar, magiczne zaklÄ™cie. Renato nigdy przedtem nie zazdroÅ›ciÅ‚ bratu tego daru. Nagle przypomniaÅ‚ sobie przerażonÄ… twarz matki, gdy oprzytomniaÅ‚ po wypadku motocyklowym. Potem twarz Heather, kiedy czytaÅ‚a list w katedrze. Jej miÅ‚ość umarÅ‚a, życie legÅ‚o w gruzach. Znów twarz matki, gdy robiÅ‚o siÄ™ jej sÅ‚abo. Wreszcie Lorenzo, blady i zażenowany tym, co zrobiÅ‚. Cierpieli przez niego, bo niszczyÅ‚ wszystko, czego tylko siÄ™ tknÄ…Å‚. ROZDZIAA SIÓDMY NadszedÅ‚ czas wyjazdu. Angie zostaÅ‚a kilka dni dÅ‚użej, by podtrzymać na duchu przyjaciółkÄ™, ale teraz musiaÅ‚a już wracać do Anglii, czekaÅ‚a bowiem na niÄ… praca. Jednak Heather byÅ‚a przekonana, że z powodu Bernarda Angie szybko wróci na SycyliÄ™. To nie byÅ‚ przelotny romans, rozgrywaÅ‚ siÄ™ jednak w wielkiej dyskrecji. Dni mijaÅ‚y, tamci milczeli, a wczoraj gdzieÅ› przepadli. Heather byÅ‚a pewna, że coÅ› planujÄ… i przed wyjazdem Angie ogÅ‚osi swoje zarÄ™czyny. Jednak kiedy weszÅ‚a do pokoju, zobaczyÅ‚a, że coÅ› nie gra. Przyjaciółka nerwowo pakowaÅ‚a walizkÄ™, z trudem powstrzymujÄ…c siÄ™ od pÅ‚aczu, co przypomniaÅ‚o Heather jej wÅ‚asne przykre przejÅ›cia. - Co ci jest, kochanie? - spytaÅ‚a, obejmujÄ…c Angie. - Czy pokłóciÅ‚aÅ› siÄ™ z Bernardem? - Ależ nie, wcale siÄ™ nie pokłóciliÅ›my - odparÅ‚a z goryczÄ…. - Po prostu wyjaÅ›niÅ‚ mi, dlaczego raczej skona, niż siÄ™ ze mnÄ… ożeni. - Ależ on ciÄ™ uwielbia. Co może stać na przeszkodzie, skoro siÄ™ kochacie? - Też tak myÅ›laÅ‚am, ale miÅ‚ość to nie wszystko. PowiedziaÅ‚, że mnie kocha i nie pokocha innej, ale nie możemy siÄ™ pobrać. - Jak to? AamiÄ…cym siÄ™ gÅ‚osem Angie opowiedziaÅ‚a, dlaczego obdarzajÄ…cy siÄ™ miÅ‚oÅ›ciÄ… ludzie muszÄ… siÄ™ rozstać. SzÅ‚o jej to kiepsko, bo byÅ‚a zupeÅ‚nie wytrÄ…cona z równowagi. Na próżno usiÅ‚owaÅ‚a zrozumieć decyzjÄ™ Bernarda, która - bez żadnych wÄ…tpliwoÅ›ci - obojgu Å‚amaÅ‚a serce. Ale ani jej miÅ‚ość, ani żadne argumenty i bÅ‚agania nie zdoÅ‚aÅ‚y zachwiać jego żelaznym postanowieniem. BÄ™dzie cierpiaÅ‚ aż po grób, lecz siÄ™ z niÄ… nie ożeni. - Nie pojmujÄ™ - powiedziaÅ‚a wreszcie Heather. - Jak takie coÅ› może stanowić przeszkodÄ™? I to w dzisiejszych czasach! - Bernardo jako Sycylijczyk - odparÅ‚a z rozdrażnieniem Angie - jest niedzisiejszy. SÄ™k w tym, że dla niego najważniejsza jest duma, a ja siÄ™ nie liczÄ™. Dlatego wyjeżdżam. ProszÄ™ ciÄ™, nie mówmy o tym wiÄ™cej, bo nie wytrzymam. Heather bez sÅ‚owa przytuliÅ‚a przyjaciółkÄ™. - Może pojedziesz ze mnÄ…? - spytaÅ‚a wzruszona Angie. - Nie mogÄ™, dopóki Baptista nie poczuje siÄ™ lepiej. Ale wkrótce wrócÄ™ do domu. - Zatrzymam dla ciebie pokój - uÅ›miechnęła siÄ™ blado. - Obu nam nie wyszÅ‚o z Sycylijczykami, co? Heather chciaÅ‚a pojechać z niÄ… na lotnisko, ale odwoziÅ‚ jÄ… Bernardo, wiÄ™c postanowiÅ‚a nie zakłócać im ostatnich wspólnych chwil, majÄ…c nadziejÄ™, że uparciuch zmieni zdanie. Może nawet przywiezie Angie z powrotem. Pózniej próbowaÅ‚a z nim porozmawiać, lecz byÅ‚o jasne, że zamknÄ…Å‚ siÄ™ w milczeniu. PozostaÅ‚ tylko, by zamienić parÄ™ słów z Baptista, a potem zaszyÅ‚ siÄ™ w swoim domu w górach. [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |