[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przyjeżdża jakby nigdy nic i myśli, że ma prawo nią dysponować.
Rzadko coś ją wyprowadzało z równowagi, ale tym razem nie umiała
nad sobą zapanować.
- Przykro mi, ale tracisz czas - powiedziała stanowczo. - W
najbliższych dniach będę bardzo zajęta...
- Mówię przecież, że uzgodniłem to już z twoimi
chlebodawcami. ..
- Ale nie uznałeś za stosowne uzgodnić niczego ze mną.
Wybacz, ja też mam swoje uczucia.
- I najwyrazniej ulokowałaś je w tym wesołku. Jaka szkoda, że
nie masz przenikliwości Rosemary. Mówiła zawsze, że jest taki płytki,
że aż widać dno.
- Ale ja, niestety, nie jestem nią. Mam własny gust.
Spojrzał na nią tak uważnie, że domyśliła się, iż przypomina
sobie, jak zachowywała się w jego ramionach, i zastanawia się, ile
prawdy w tym było, a ile w obecnych słowach.
- Nie proszę dla siebie - powiedział wreszcie - ale dla mojego
syna. Zdobyłaś jego serce. Czy muszę ci mówić, jaki to cenny dar?
82
RS
Zauroczyłaś go sobą ot tak, dla zabawy, żeby odrzucić, kiedy ci
będzie wygodnie?
- Jak ty w ogóle możesz coś takiego mówić? To niegodziwe.
- No to wróć. To tyle znaczy dla niego... Dla mnie też.
- Dla ciebie? - spytała niepewnie.
- Został mi tylko Nico. Nikogo więcej nie mam. W ubiegłym
roku jego urodziny, które wypadły niedługo po śmierci matki, były
smutne. Chciałbym, żeby się cieszył jak każde dziecko, a dzięki tobie
byłoby to możliwe... Myślisz - wybuchnął, widząc, że się waha - że
łatwo mi było przyjechać tutaj i w ogóle widzieć się z tobą?
- Nie. I wzajemnie.
- Wiem. Jest nam obojgu trudno, ale czy nie moglibyśmy
odłożyć na bok swoich spraw i zrobić czegoś dla dobra tego dziecka?
- Nawet musimy - powiedziała po chwili. - Pojadę z tobą z
samego rana.
- Niestety, nie możemy czekać do jutra. Obiecałem mu, że
będziesz w domu, kiedy się obudzi.
- Obiecałeś?
- Wiedziałem, że mogę na tobie polegać.
- Nieprawda. Polegałeś jedynie na sobie, na przeświadczeniu, że
potrafisz mnie skłonić do wszystkiego. Rosemary zapewne pozwalała
ci wodzić się za nos.
- Rosemary nigdy by się nie sprzeczała, gdyby chodziło o
szczęście małego - powiedział spokojnie. - Będzie zmartwiony, jeśli
83
RS
nie zastanie cię po obudzeniu. Ciągle się dopytuje, czemu wyjechałaś
bez pożegnania.
- Ciekawe, co mu powiedziałeś.
Poczerwieniał na twarzy.
- Joanne, proszę cię, zapomnij o tym. Jestem winien i masz
prawo gniewać się na mnie. Ale jeśli ci przyrzeknę, że to się już nigdy
nie zdarzy... Proszę cię... dla dobra Nica.
Myśl o powrocie do Isola Magia, do ponownej konieczności
ukrywania uczuć, wywoływała w niej bunt, ale serce tęskniło do
choćby jednego dnia przy nim,wszystko jedno na jakich warunkach.
Był też Nico, jasnowłosy chłopczyna, który tak ufnie tulił się do niej.
Jak mogłaby zawieść synka Rosemary?
- Zgoda. Pojadę.
- Dziękuję! Przebierz się i ruszamy. Pospiesz się, dobrze?
- Muszę się spakować... Franco spojrzał na nią spłoszony.
- Nie wiem, jak ci to powiedzieć, ale signora Antonini jest
bardzo uczynna i kiedy wyjaśniłem jej, dlaczego tak mi się spieszy,
sama spakowała ci torbę.
- Coś takiego... - Joanne prawie oniemiała z wrażenia.
Okazało się, że Maria jest nie tylko uprzejma, ale i romantyczna.
Kiedy mijali się na schodach, błyszczały jej oczy.
- Dwoje zakochanych! Coś wspaniałego!
- On mnie nie kocha - zaprzeczyła Joanne.
84
RS
- Ależ kocha, kocha. Był bardzo zdenerwowany, że tak długo nie
wracasz do domu. Bierz go - szepnęła. - Jest dziesięć razy więcej wart
niż ten drugi.
Dalsza dyskusja nie miała sensu. Joanne przebrała się i zeszła na
dół. Franco czekał przy wyjściu. Leo przechadzał się po hallu,
zerkając na niego ironicznie.
- Szkoda, że nasz wieczór zakończył się tak nieoczekiwanie -
rzucił do Joanne. - Ale jutro wracam do domu, więc ośmielam się
mieć nadzieję, że wkrótce znów się spotkamy...
- Jedziemy? - przerwał niecierpliwym tonem Franco. Przyjechał
dużym, ciężkim samochodem, użytecznym do pracy i dobrym dojazdy
po wertepach, przy którym sportowe cacko jego przyjaciela wydawało
się zabaweczką. Kiedy ujechali kawałek drogi, Joanne odezwała się
pierwsza:
- Przepraszam, że Maria tak się wygłupiła. Mówiłam jej, że nie
jesteśmy parą, ale ona już taka jest.
- Nie musisz mi niczego wyjaśniać. Mam kilka podobnych
ciotek.
- Nie chciałabym, żebyś myślał, że to ja jej zasugerowałam...
- To pewnie ja stwarzałem takie wrażenie. Zdenerwowałem się,
że cię nie ma, i chyba to było widać. Myślałem już, że nie wrócisz na
noc. A przyjechaliście dopiero przed drugą.
- Nie miałam pojęcia...
- Pewnie. Nie wątpię, że w jego towarzystwie łatwo zapomnieć o
całym świecie.
85
RS
Wyczuwała, że jest na nią wściekły. Ale nie miał do tego prawa.
Wirowało jej w głowie. Jeszcze tak niedawno myślała, że nigdy się
już nie zobaczą. I oto siedziała obok niego w samochodzie pędzącym
w ciemnościach nocy...
- Przykro mi, że musiałeś tak długo czekać - powiedziała
chłodno. - Może gdybyś wcześniej zadzwonił...
- Jakim cudem? Nico zdradził swoje marzenie, żebyś była na
jego urodzinach, dopiero wieczorem, kiedy kładł się spać. Nie
wiedziałem, gdzie mieszkasz. Nie zostawiłaś adresu. Znałem tylko
nazwisko tych ludzi i to, że Antonini dorobił się na budownictwie.
Musiałem szybko zabawić się w detektywa.
- A jutro byłoby już za pózno.
- No właśnie.
- Jesteś pewien, że to dobry pomysł? Wiesz przecież, do czego
potrzebna mu jest moja obecność. %7łeby mógł sobie fantazjować, że to
mama wróciła. Czy to mądre podsycać te wymysły? Będzie pózniej
cierpiał...
- Mylisz się - przerwał. - On chce  cioci Joanne". Możesz z nim
porozmawiać o Rosemary. Twoje pokrewieństwo z jego mamą bardzo
go intryguje, ale wie, że ty to ty.
Na niebie pojawił się księżyc. W jego świetle widać już było [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.htw.pl
  • Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Wszystkie rzeczy zawsze działają zgodnie ze swoją naturą.