[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Więc wtedy się zobaczymy.
Kiedy mężczyzna się rozłączył, Lydia dopisała jego nazwisko do listy tych, którzy
wieczorem się nie pojawią. Pózniej pokaże ten spis Regan.
Nagle ogarnął ją niepokój. A jeśli ktoś z tej grupy ukradł brylanty? Jej profesja po-
legała na zapraszaniu obcych ludzi do domu. Zainwestowała pieniądze w interes, któ-
ry może okazać się niebezpieczny. Nigdy nie sprawdzała informacji o gościach. Jak mo-
głaby to zrobić?
Na świecie jest mnóstwo wariatów, spotkała ich dostatecznie dużo w swoim trzy-
dziestoośmioletnim samotnym życiu. A przecież pragnęła tylko, by agencja Znaczące
Związki wniosła miłość w życie mieszkańców Nowego Jorku. Lydia marzyła o skojarze-
niu jak największej liczby małżeństw na każdym przyjęciu.
Spojrzała na zegarek. Chciała, żeby Maldwin już wrócił, lecz mogła się go spodzie-
wać dopiero za jakąś godzinę.
Zadzwonił telefon. Nacisnęła klawisz i powiedziała radosnym tonem:
 Znaczące Związki, słucham.
 Lydio, chcę przychodzić na twoje przyjęcia.
Lydia poczuła, jak jej policzki zalewa rumieniec.
 Nie, Burkhardzie. Mówiłam ci, że nie chcę ci więcej widzieć.
 Nie możesz mi zakazać zbliżać się do ciebie..
 Ależ mogę.
 Kocham ciÄ™, Lydio.
 Nieprawda.
Oczyma wyobrazni zobaczyła ostatniego narzeczonego, który na pierwszym spotka-
niu wywołał tak piorunujący efekt. Nie potrzeba było jednak wiele czasu, by pojąć, że
pod kosztownym garniturem nic się nie kryje. Był tak pewny siebie i uczucia Lydii, że
kiedy z nim zerwała, zaczął ją nachodzić. Nigdy nie splamił się żadną pracą i sprawiał
wrażenie, jakby pochodził znikąd.
 Zamierzam wstąpić do klubu.
 Proszę cię, Burkhardzie, daj mi spokój.
 Zawsze dostaję to, czego chcę  odparł tonem, który byłby żałosny, gdyby nie bu-
dził takiego przerażenia  tonem rozpieszczonego dziecka.
 Nie możesz przychodzić na moje przyjęcia.
 Więc spotkamy się na imprezie rocznicowej. Chcę zrobić sobie z tobą zdjęcie,
Lydio. Wiem, że prasa tam będzie. Jestem przekonany, że dziennikarzy zainteresuje, jak
wyśmiewasz się ze swoich klientów.
48
 Nie robię tego!  zaprotestowała Lydia, lecz za pózno. Usłyszała trzask przerwa-
nego połączenia.
 Dlaczego w ogóle musiałam go spotkać?  krzyknęła, rzucając telefonem w dru-
gi kąt pokoju. Zrobiło jej się niedobrze. Nikt nie zechce skorzystać z usług agencji ma-
trymonialnej, jeśli uzna właścicielkę za niesympatyczną. Albo dojdzie do wniosku, że
sama swatka fatalnie dobiera sobie partnerów. To jak chodzenie do dentysty, który ma
zepsute zęby.
Co mam zrobić?  myślała gorączkowo. Co zrobić?
21
Regan polubiła detektywa Ronalda Briera od pierwszego spotkania. Dobiegał czter-
dziestki, miał kasztanowe włosy, masywną sylwetkę i błysk w oku.
Siedziała naprzeciw niego przy biurku na posterunku w Gramercy Park. Przyszła tu
pieszo, ciesząc się z okazji odetchnięcia świeżym powietrzem i poukładania myśli.
 Więc jest pani przyjaciółką Jacka Reilly ego?
 Tak  odrzekła z uśmiechem.
 Pamiętam porwanie pani ojca.  Potrząsnął głową ze współczuciem.  Jak te-
raz siÄ™ miewa?
 Nigdy nie czuł się lepiej  zapewniła go Regan.  Mieliśmy wielkie szczęście.
Przed Ronaldem leżały raporty policyjne.
 Zatrzymała się w pani w Klubie Osadników?
 Na weekend. Mój przyjaciel àomas Pilsner jest tam prezesem.
Ronald wzniósł oczy do nieba.
 Facet wyglÄ…da na takiego, co Å‚atwo siÄ™ denerwuje.
 Zależy mu na klubie  wyjaśniła Regan.
 To widać.
Pochyliła się nad blatem.
 Proszę opowiedzieć mi o wczorajszym wieczorze.
 Zawiadomiono nas, że tego staruszka znaleziono w wannie. Nie było śladów wła-
mania. Na ciele zmarłego nie znaleziono siniaków i nic nie wskazywało na przestęp-
stwo. Pani przyjaciel Pilsner powiada, że wczoraj widział brylanty. Mógł je mieć jednak
ten drugi, Ben Carney, który zmarł na atak serca. Jak pani wie, skradziono mu portfel.
 Muszę panu o czymś powiedzieć. Czerwone puzderko, w którym przechowywa-
no brylanty, znalazÅ‚o siÄ™ dzisiaj rano w koszu na Å›mieci w gabinecie àomasa.
 Bez brylantów?
 Bez brylantów.
49
 A pani zdaniem Pilsner nie brał w tym udziału?
 W żadnym razie.
 Kto wie? Chcieli je sprzedać, może więc Ben Carney wyjął kamienie z pudełka
po lunchu i schował do portfela, a pudełko wyrzucił do kosza, gdy wychodził z klubu.
Gabinet położony jest blisko drzwi frontowych.
 A w ręce tego, kto ukradł portfel Bena, mogły wpaść kamienie warte cztery mi-
liony dolarów.
 I wcale nie musiał się namęczyć. Powinienem jednak pani powiedzieć, że mamy
oko na Pilsnera. Chcemy się przekonać, czy za kilka miesięcy nie spróbuje prysnąć na
IslandiÄ™.
 Nie sądzę. W czasie weekendu zamierzam porozmawiać z ludzmi w klubie.
Zobaczymy, czego się dowiem. Czuję, że śmierć Nata ma związek z tymi brylantami.
Brier patrzył na nią, w milczeniu czekając na dalszy ciąg.
Regan wzruszyła ramionami.
 Według mnie to za wielki zbieg okoliczności, że tego samego wieczoru znikają
brylanty i umiera Nat. Nie wspominając już o tym, że jednocześnie współwłaściciel ka-
mieni pada martwy na ulicy.
 Ben Carney umarł na atak serca, co do tego nie ma wątpliwości  oświadczył
Brier obojętnie.
 A przy okazji, gdzie jest ciało Carneya?
 W kostnicy. Jego siostrzenica mieszka w Chicago. Próbują się z nią skontakto-
wać.
 Mógłby mi pan dać znać, gdy ją znajdą? Chciałabym z nią porozmawiać.
 Naturalnie.
 Dzisiaj wieczorem idę na przyjęcie do apartamentu naprzeciwko mieszkania
Nata. Właścicielka agencji próbuje zebrać ludzi, którzy byli wczoraj na wieczorku dla
samotnych. Może pózniej poproszę, żeby ich pan sprawdził.  Wyjęła z torby czerwo-
ne pudełko w plastikowej torebce.  Mógłby pan zbadać odciski?
 Z największą przyjemnością. Pomożemy pani w każdej sprawie.  Chwilę mil-
czał, a pózniej dodał:  Nie ma żadnych dokumentów dotyczących brylantów, panno [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.htw.pl
  • Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Wszystkie rzeczy zawsze dziaÅ‚ajÄ… zgodnie ze swojÄ… naturÄ….