[ Pobierz całość w formacie PDF ]
WiÄ™c wtedy siÄ™ zobaczymy. Kiedy mężczyzna siÄ™ rozÅ‚Ä…czyÅ‚, Lydia dopisaÅ‚a jego nazwisko do listy tych, którzy wieczorem siÄ™ nie pojawiÄ…. Pózniej pokaże ten spis Regan. Nagle ogarnÄ…Å‚ jÄ… niepokój. A jeÅ›li ktoÅ› z tej grupy ukradÅ‚ brylanty? Jej profesja po- legaÅ‚a na zapraszaniu obcych ludzi do domu. ZainwestowaÅ‚a pieniÄ…dze w interes, któ- ry może okazać siÄ™ niebezpieczny. Nigdy nie sprawdzaÅ‚a informacji o goÅ›ciach. Jak mo- gÅ‚aby to zrobić? Na Å›wiecie jest mnóstwo wariatów, spotkaÅ‚a ich dostatecznie dużo w swoim trzy- dziestooÅ›mioletnim samotnym życiu. A przecież pragnęła tylko, by agencja ZnaczÄ…ce ZwiÄ…zki wniosÅ‚a miÅ‚ość w życie mieszkaÅ„ców Nowego Jorku. Lydia marzyÅ‚a o skojarze- niu jak najwiÄ™kszej liczby małżeÅ„stw na każdym przyjÄ™ciu. SpojrzaÅ‚a na zegarek. ChciaÅ‚a, żeby Maldwin już wróciÅ‚, lecz mogÅ‚a siÄ™ go spodzie- wać dopiero za jakÄ…Å› godzinÄ™. ZadzwoniÅ‚ telefon. Nacisnęła klawisz i powiedziaÅ‚a radosnym tonem: ZnaczÄ…ce ZwiÄ…zki, sÅ‚ucham. Lydio, chcÄ™ przychodzić na twoje przyjÄ™cia. Lydia poczuÅ‚a, jak jej policzki zalewa rumieniec. Nie, Burkhardzie. MówiÅ‚am ci, że nie chcÄ™ ci wiÄ™cej widzieć. Nie możesz mi zakazać zbliżać siÄ™ do ciebie.. Ależ mogÄ™. Kocham ciÄ™, Lydio. Nieprawda. Oczyma wyobrazni zobaczyÅ‚a ostatniego narzeczonego, który na pierwszym spotka- niu wywoÅ‚aÅ‚ tak piorunujÄ…cy efekt. Nie potrzeba byÅ‚o jednak wiele czasu, by pojąć, że pod kosztownym garniturem nic siÄ™ nie kryje. ByÅ‚ tak pewny siebie i uczucia Lydii, że kiedy z nim zerwaÅ‚a, zaczÄ…Å‚ jÄ… nachodzić. Nigdy nie splamiÅ‚ siÄ™ żadnÄ… pracÄ… i sprawiaÅ‚ wrażenie, jakby pochodziÅ‚ znikÄ…d. Zamierzam wstÄ…pić do klubu. ProszÄ™ ciÄ™, Burkhardzie, daj mi spokój. Zawsze dostajÄ™ to, czego chcÄ™ odparÅ‚ tonem, który byÅ‚by żaÅ‚osny, gdyby nie bu- dziÅ‚ takiego przerażenia tonem rozpieszczonego dziecka. Nie możesz przychodzić na moje przyjÄ™cia. WiÄ™c spotkamy siÄ™ na imprezie rocznicowej. ChcÄ™ zrobić sobie z tobÄ… zdjÄ™cie, Lydio. Wiem, że prasa tam bÄ™dzie. Jestem przekonany, że dziennikarzy zainteresuje, jak wyÅ›miewasz siÄ™ ze swoich klientów. 48 Nie robiÄ™ tego! zaprotestowaÅ‚a Lydia, lecz za pózno. UsÅ‚yszaÅ‚a trzask przerwa- nego poÅ‚Ä…czenia. Dlaczego w ogóle musiaÅ‚am go spotkać? krzyknęła, rzucajÄ…c telefonem w dru- gi kÄ…t pokoju. ZrobiÅ‚o jej siÄ™ niedobrze. Nikt nie zechce skorzystać z usÅ‚ug agencji ma- trymonialnej, jeÅ›li uzna wÅ‚aÅ›cicielkÄ™ za niesympatycznÄ…. Albo dojdzie do wniosku, że sama swatka fatalnie dobiera sobie partnerów. To jak chodzenie do dentysty, który ma zepsute zÄ™by. Co mam zrobić? myÅ›laÅ‚a gorÄ…czkowo. Co zrobić? 21 Regan polubiÅ‚a detektywa Ronalda Briera od pierwszego spotkania. DobiegaÅ‚ czter- dziestki, miaÅ‚ kasztanowe wÅ‚osy, masywnÄ… sylwetkÄ™ i bÅ‚ysk w oku. SiedziaÅ‚a naprzeciw niego przy biurku na posterunku w Gramercy Park. PrzyszÅ‚a tu pieszo, cieszÄ…c siÄ™ z okazji odetchniÄ™cia Å›wieżym powietrzem i poukÅ‚adania myÅ›li. WiÄ™c jest pani przyjaciółkÄ… Jacka Reilly ego? Tak odrzekÅ‚a z uÅ›miechem. PamiÄ™tam porwanie pani ojca. PotrzÄ…snÄ…Å‚ gÅ‚owÄ… ze współczuciem. Jak te- raz siÄ™ miewa? Nigdy nie czuÅ‚ siÄ™ lepiej zapewniÅ‚a go Regan. MieliÅ›my wielkie szczęście. Przed Ronaldem leżaÅ‚y raporty policyjne. ZatrzymaÅ‚a siÄ™ w pani w Klubie Osadników? Na weekend. Mój przyjaciel àomas Pilsner jest tam prezesem. Ronald wzniósÅ‚ oczy do nieba. Facet wyglÄ…da na takiego, co Å‚atwo siÄ™ denerwuje. Zależy mu na klubie wyjaÅ›niÅ‚a Regan. To widać. PochyliÅ‚a siÄ™ nad blatem. ProszÄ™ opowiedzieć mi o wczorajszym wieczorze. Zawiadomiono nas, że tego staruszka znaleziono w wannie. Nie byÅ‚o Å›ladów wÅ‚a- mania. Na ciele zmarÅ‚ego nie znaleziono siniaków i nic nie wskazywaÅ‚o na przestÄ™p- stwo. Pani przyjaciel Pilsner powiada, że wczoraj widziaÅ‚ brylanty. MógÅ‚ je mieć jednak ten drugi, Ben Carney, który zmarÅ‚ na atak serca. Jak pani wie, skradziono mu portfel. MuszÄ™ panu o czymÅ› powiedzieć. Czerwone puzderko, w którym przechowywa- no brylanty, znalazÅ‚o siÄ™ dzisiaj rano w koszu na Å›mieci w gabinecie àomasa. Bez brylantów? Bez brylantów. 49 A pani zdaniem Pilsner nie braÅ‚ w tym udziaÅ‚u? W żadnym razie. Kto wie? Chcieli je sprzedać, może wiÄ™c Ben Carney wyjÄ…Å‚ kamienie z pudeÅ‚ka po lunchu i schowaÅ‚ do portfela, a pudeÅ‚ko wyrzuciÅ‚ do kosza, gdy wychodziÅ‚ z klubu. Gabinet poÅ‚ożony jest blisko drzwi frontowych. A w rÄ™ce tego, kto ukradÅ‚ portfel Bena, mogÅ‚y wpaść kamienie warte cztery mi- liony dolarów. I wcale nie musiaÅ‚ siÄ™ namÄ™czyć. Powinienem jednak pani powiedzieć, że mamy oko na Pilsnera. Chcemy siÄ™ przekonać, czy za kilka miesiÄ™cy nie spróbuje prysnąć na IslandiÄ™. Nie sÄ…dzÄ™. W czasie weekendu zamierzam porozmawiać z ludzmi w klubie. Zobaczymy, czego siÄ™ dowiem. CzujÄ™, że Å›mierć Nata ma zwiÄ…zek z tymi brylantami. Brier patrzyÅ‚ na niÄ…, w milczeniu czekajÄ…c na dalszy ciÄ…g. Regan wzruszyÅ‚a ramionami. WedÅ‚ug mnie to za wielki zbieg okolicznoÅ›ci, że tego samego wieczoru znikajÄ… brylanty i umiera Nat. Nie wspominajÄ…c już o tym, że jednoczeÅ›nie współwÅ‚aÅ›ciciel ka- mieni pada martwy na ulicy. Ben Carney umarÅ‚ na atak serca, co do tego nie ma wÄ…tpliwoÅ›ci oÅ›wiadczyÅ‚ Brier obojÄ™tnie. A przy okazji, gdzie jest ciaÅ‚o Carneya? W kostnicy. Jego siostrzenica mieszka w Chicago. PróbujÄ… siÄ™ z niÄ… skontakto- wać. MógÅ‚by mi pan dać znać, gdy jÄ… znajdÄ…? ChciaÅ‚abym z niÄ… porozmawiać. Naturalnie. Dzisiaj wieczorem idÄ™ na przyjÄ™cie do apartamentu naprzeciwko mieszkania Nata. WÅ‚aÅ›cicielka agencji próbuje zebrać ludzi, którzy byli wczoraj na wieczorku dla samotnych. Może pózniej poproszÄ™, żeby ich pan sprawdziÅ‚. Wyjęła z torby czerwo- ne pudeÅ‚ko w plastikowej torebce. MógÅ‚by pan zbadać odciski? Z najwiÄ™kszÄ… przyjemnoÅ›ciÄ…. Pomożemy pani w każdej sprawie. ChwilÄ™ mil- czaÅ‚, a pózniej dodaÅ‚: Nie ma żadnych dokumentów dotyczÄ…cych brylantów, panno [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |