[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- To dlaczego obrzucasz mnie takimi obelgami? - pytałam z urazą. - Zresztą zgadzam się
z tym, co napisałeś, nasi poeci nie dorównują największym Grekom. Nie znam przeznaczenia,
ku któremu zmierza nasze imperium, i ta nieświadomość ciąży mi tak mocno, jak memu ojcu i
jego przodkom. Dlaczego? Nie wiem! - Odwróciłam się, jakbym zbierała się do odejścia, choć
bynajmniej nie miałam takiego zamiaru. Doprawdy, posunął się za daleko!
Nachylił się w moją stronę nad stołem do pisania.
- Pani - wyszeptał jeszcze ciszej i z jeszcze większą prośbą w głosie - wybacz
lekkomyślne słowa. Jesteś jedynym w swoim rodzaju paradoksem. Masz ekscentrycznie
umalowaną twarz, zdaje mi się, że róż nie został nałożony właściwie. Nie pomalowałaś różem
zębów. Nie upudrowałaś ramion. Włożyłaś trzy jedwabne tuniki, wszystkie przezroczyste.
Włosy zaplotłaś w dwa barbarzyńskie warkocze opadające ci na ramiona, gubisz srebrne i
złote spinki. Spójrz na wszystkie te spadające zapięcia. Zaraz się o nie skaleczysz. Tunika,
bardziej odpowiednia na wieczór, opadła ci z ramion, obrąbek wala się o bruk.
Nie burząc rytmu swej przemowy, zręcznie nachylił się i uniósł pallę, błyskawicznie
wstał i mi ją oddał, kuśtykając, obszedł stolik i nałożył mi ubranie na ramiona.
- Mówisz ze zdumiewającą szybkością i pozwalasz sobie na ostre docinki - ciągnął -
jednak nosisz za pasem olbrzymi sztylet. Winien być skryty pod rękawem na przedramieniu. I
sakwa. Jest ogromna, wyjmujesz ją i dajesz dziewczętom złoto. To strasznie rzuca się w oczy.
Twe ręce - pięknością dorównują grece i łacinie, którymi się posługujesz, lecz są pokryte
smugami brudu, jak gdybyś kopała nimi w ziemi. Uśmiechnęłam się. Przestały płynąć łzy.
- Jesteś bardzo spostrzegawczy - stwierdziłam radośnie. Byłam oczarowana. - Czemu
musiałam ciąć tak głęboko, żeby dotrzeć do duszy? Czemu nie możemy po prostu się przed
sobą obnażyć? Potrzebny mi silny służący, stróż zdolny władać bronią, prowadzić mój dom i
go chronić, ponieważ jestem sama. Czy cały ten jedwab jest naprawdę przezroczysty?
Skinął głową.
- No, gdy mantyla leży już na ramionach i kryje& kryje sztylet i pas& - Zarumienił się.
Uśmiechnęłam się do niego, starając się odzyskać spokój, oprzeć się ciemności, która chciała
pochłonąć całą pewność siebie, całą wiarę w wypełniane zadanie, gdy tymczasem on podjął:
- Pani, uczymy się skrywać dusze, ponieważ inni nas zdradzają, ale tobie powierzyłbym
duszę! Wiem o tym, gdybyś tylko raczyła nie osądzać mnie tak pochopnie! Mogę cię chronić,
prowadzić dom. Nie będę dręczył młodych dziewcząt. Zauważ jednak, że nogi nie straciłem
wcale w Illirii. Powróciłem po trzech latach krwawych wojen, by oddać nogę dzikowi tylko
dlatego, że niedbale wykonana i zle zahartowana włócznia złamała się, gdy cisnąłem nią w
zwierza.
- Jak masz na imię?
- Flawiusz. - Rzymskie imię.
- Flawiusz - powtórzyłam.
- Pani, palla znów się zsuwa, a te ostre szpileczki są wszędzie, zaraz któraś cię skaleczy.
- Nie przejmuj się tym - odparłam, choć pozwoliłam się otulić, jak gdybym była jego
Galateą, a on Pigmalionem. Robił wszystko koniuszkami palców. Lecz palla już się ubrudziła.
- Te dziewczęta - powiedziałam - na które zwróciłeś uwagę, należą od pół godziny do
mego domostwa. Musisz być dla nich wyrozumiałym panem. Ale gdyby zachciało ci się znalezć
w łóżku jakiejś kobiety pod mym dachem, niech będzie to moje łoże. Jestem z krwi i ciała!
Pokiwał głową, nie bardzo wiedząc, co ma powiedzieć.
Wyjęłam z sakiewki sumę, którą uważałabym za rozsądną w Rzymie, gdzie niewolnicy
zawsze chełpili się swą ceną. Położyłam złoto, nie zważając na wybite na monetach słowa,
tylko szacując ich wartość.
Niewolnik patrzył na mnie coraz bardziej zaintrygowany, po czym przeniósł wzrok na
kupca.
Oślizgły, pozbawiony skrupułów, łasicowaty handlarz niewolników nadął się jak
ropucha i oświadczył, że ten bezcenny grecki uczony zostanie sprzedany za wysoką cenę.
Interesowało się nim kilku bogaczy. Za godzinę miała zjawić się cała szkolna klasa, żeby go
przepytywać. Rzymscy urzędnicy przysyłali na rekonesans swoje sługi.
- Nie mam już na to siły - powiedziałam i sięgnęłam do sakwy.
Wtem mój nowy niewolnik Flawiusz wyciągnął rękę, żeby mi przeszkodzić.
Spojrzał na kupca z wyższością i nieulękłą pogardą.
- Za człowieka z jedną nogą! - wycedził przez zaciśnięte zęby. - Ty złodzieju! %7łądasz od
mej pani tyle, i to w Antiochii, skąd wozi się niewolników do Rzymu, byle tylko nie ponieść
strat na ich sprzedaży!
Byłam pod wrażeniem. Wszystko poszło jak najlepiej. Ciemność znów odpłynęła i przez
chwilę w słonecznym blasku królował boski sens. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.htw.pl
  • Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Wszystkie rzeczy zawsze działają zgodnie ze swoją naturą.