[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powiedział: smoki . Sam się uczyłem. Miałem kiedyś panterę. Patrzyłem, co ona robi i robiłem to samo. To żadna nauka, samemu. A tu trzeba wiedzieć: ile zwierzyny wolno ustrze- lić, w jakiej porze i kiedy powiedziała Rijen. My w tym lesie żyjemy od po- koleń. Jak własny dom go znamy. A w domu ład trzeba mieć. I gość, co w szkodę wchodzi, nie jest miło widziany dodała, patrząc w oczy Promieniowi. Jak gość jest nieświadomy, to go trzeba pouczyć, a nie obrażać i bić. W do- datku dwóch na jednego odparł zgryzliwie. Promień rozglądał się po wnętrzu chaty. Była mroczna i duszna. Dwa małe świetliki umieszczone pod samą powałą wpuszczały odrobinę dziennego światła oraz nieco świeżego powietrza. Dym znad paleniska odprowadzała wielka tuba upleciona z wikliny i wylepiona od spodu gliną dla ochrony przed iskrami. Pod- łogę stanowiła warstwa twardo ubitej gliny gdzieniegdzie przykrytej trzcinowymi matami, ciężki dach, przysypany dla ciepła ziemią i liśćmi, podpierały trzy słupy sporządzone z ledwo okorowanych pni. Budowniczy zostawił na nich większość sęczków, które teraz służyły za wieszadła. Wisiały na nich całe pęki skórek, na- szyjniki z suszonych owoców nanizanych na sznurki, jakieś woreczki o nieznanej zawartości, podbieraki i siatki. Od razu było widać, że chatkę zamieszkuje myśli- wy i rybak. Rijen zajęła się pracą. Wyciągnęła z kosza garść jakichś skorup oraz narzędzia. Wybrała białawy owal, zaczęła wiercić w nim dziurę. Zaciekawiony Promień obserwował, jak jedną ręką trzyma pewnie długi trzpień wiertła, a dru- gą miarowo porusza malutkim łukiem, którego cięciwa wprawiała w ruch ostrze. Brakło jej ręki, więc przytrzymywała cienką płytkę bosą stopą. 73 Co robisz? zapytał wreszcie, nie mogąc rozszyfrować tajemniczych czynności. Końskie klapki odpowiedziała natychmiast. Nie nabijaj się ze mnie! Osłony na oczy. Wiertło przeszło na wylot. Rijen zdmuchnęła biały pył i ustawiła ostrze w no- wym miejscu kawałeczek dalej. Po co? Do czego potrzebne? dopytywał się Promień. To drewno, kamień czy może kość? Aleś ciekawy. Kość. Najlepsze kawałki są z łopatki. Teraz nawiercam z brzegu, potem od tych dziurek trzeba zrobić nacięcia w poprzek, a na koniec dwa takie plastrony łączy się razem. Rijen sięgnęła znowu do koszyka i rzuciła coś chłopcu. Tak wyglądają gotowe. Dwie kościane płytki pocięte były wąziutkimi szparkami i osadzone w mi- sternej plecionce z białego, surowego rzemienia. Jego długie końce najwyrazniej służyły do tego, by związać je z tyłu głowy. Promień na próbę przyłożył osłony do twarzy, zerknął przez nacięcia. Można robić podobne z plastrów rogowych, ale tamte lubią się wykruszać. Te lepsze ciągnęła Rijen, wciąż zręcznie poruszając świdrem. Nam to w le- sie niepotrzebne. Hajgowie biorą. A im po co? Ale ty zielony jesteś. . . W górach jak śnieg mocno w słońcu błyszczy, to zaślepnąć łatwo. Oczy pieką, puchną. . . I bez tego na osuwiskach łatwo kark skręcić. Więc handlujecie z Hajgami? powiedział z namysłem Promień, obraca- jąc w ręku wyrób Rijen. Ale chyba nie tylko tym? Nieee. Zawsze chcą miodu i soli. I barwionego płótna. Najbardziej lubią niebieskie. %7łebyś ty wiedział, ile trzeba żuków zebrać po krzakach, żeby jeden łokieć ufarbować! Sto światów! westchnęła Rijen, ale nie widać było po niej szczególnej troski. To niebieską farbę u was robi się z robaków? A u was nie? U nas. . . eee. . . ze ślimaków. Jedno i drugie paskudztwo. A czym płacą górale? indagował Promień. Rijen rozgadała się, więc należało to pożytecznie wykorzystać. Miedzią, wełną, czasem złotem. A złoto wymieniamy z eligą od północnej strony, na żelazo i cynę. A z żelaza, i brązu robicie noże, miecze i narzędzia.. Robimy. I to dobre. 74 Czy powinnaś mówić mi takie rzeczy? Przecież ja jestem obcy. Rijen rzuciła chłopcu kose, nieco drwiące spojrzenie. To żadne tajemnice. Zwyczajne sprawy. Jak kto tu ma tajemnice, to chyba ty. Może mi powiesz, jak zabiłeś jednorożca? Promień spochmurniał. Coś się tu kroiło. yle zrobił, używając talentu na zwie- rzęciu pod bokiem tutejszych łowców. A jeszcze gorzej się stało, że jego zdobycz wpadła w ich ręce. Zastrzeliłem burknął krótko. Głupie pytanie. Oczu nie masz? Mam. I jakbym ich nie wypatrywał, to tej celnej strzały dojrzeć nie mo- głem Rijen nadal uparcie używała męskiego rodzajnika. Może zresztą nie był to upór, tylko przyzwyczajenie. W chaszcze poszła mruknął chłopak i usiłował zmienić temat. Kto wezmie skórę? Marake z Garunem poszli po łupy. Wedle prawa róg należy do ela. Mięso idzie do podziału, a skórę bierze myśliwy. Ale ja bym się za bardzo nie chwalił na twoim miejscu, że ubiłem przewodnika. Myślałby kto, że to bydlę było święte, pomyślał Promień z irytacją. Sięgnął do [ Pobierz całość w formacie PDF ] |