[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ne przestępstwo polegające na uszkodzeniu ciała. W tym
przypadku uszczerbku doznały dwie istoty żywe.
Psy rzuciły się do swego pana. Nie dobiegły, bowiem
przerażona kotka wpiła pazurki w nogę Gabriela, który tak
zaklął, że nie śmiem tego powtórzyć, potem zerwał się na
równe nogi i złapał za kolano.
Ja zaś chciałam pochwycić kotkę, lecz umknęła. Za
trzymała się kawałek dalej, wygięła grzbiet w idealny łuk,
wydając z siebie całą gamę gniewnych kocich dzwięków.
Joe, młodszy od Percy'ego i proporcjonalnie głupszy, nie
mógł oprzeć się pokusie. Podszedł do kotki, niestety, jak
na jej gust stanowczo za blisko. Kotka znów prychnęła
i przyłożyła mu łapeczką z rozcapierzonymi pazurkami.
Joe zaskowytał i odskoczył, uderzając o stół. Stół się
zachwiał, a dzbanek z moim bukiecikiem ułożył się ele
gancko na boku.
Kotka, zdecydowawszy, że dostatecznie jasno okazała
światu swe uczucia, dała nura pod fotel.
RS
W ciszy, która nastąpiła, słychać tylko było ciche  kap,
kap". Kałuża na lśniącej drewnianej podłodze konsekwent
nie zwiększała swą powierzchnię.
- Cześć! - rzuciłam głosem jasnym i pogodnym. -
Widzę, że się obudziłeś.
Gabriel najpierw poczęstował mnie dobrze znanym
spojrzeniem. Tym od mleka, co zaraz by się zsiadło.
- Twój kot protestował przeciwko zamknięciu. Bardzo
głośno.
- To kotka. Bardzo mi przykro, ale ona nie jest przy
zwyczajona...
- Dlatego chciała pazurami wydrapać sobie przejście
w drzwiach.
Był wściekły. Argumenty, że kotka nie daje się ani
zamknąć, ani przymknąć, teraz by do niego nie dotarły.
Należało więc stanowczo poniechać tematu  kotka".
- Ojej! Twoja biedna noga! - krzyknęłam, wpatrując
się w kropelki krwi wypływające spod szlafroka. - Trzeba
to opatrzyć. Masz jakiś środek antyseptyczny?
Spojrzenie Gabriela mówiło wyraznie, że bystry pan
doktor przejrzał mnie na wylot i nie ma zamiaru poniechać
śliskiego tematu, tylko odkłada go na pózniej.
- Mam - burknął. - Znajdziesz w szafce pod zlewem.
Wlałam wody do miseczki i rozpuściłam ów środek, a
z braku waty błyskotliwie zaimprowizowałam, to znaczy
zanurzyłam w miseczce brzeg koszulki. Pan doktor natu
ralnie głośno wyraził swój protest.
- Chyba nie masz zamiaru dezynfekować rany swoim
T-shirtem!
- Nie przesadzaj, jest czyściutki.
RS
- Ale nie jest wysterylizowany!
- Gdybyś miał w domu watę, mógłbyś się złościć. Ale
nie masz, prawda?
- Chyba nie mam.
- No to siadaj i nie gadaj.
Bystry doktorek zorientował się, że dalsza dyskusja jest
bezcelowa albo na wszelkie dyskusje brakło mu sił.
W każdym razie opadł na fotel, a ja, wcale nie paląc się
do ponownego spotkania z seksownymi bokserkami, le-
ciusieńko odsunęłam połę szlafroka i ostrożnie zdezyn
fekowałam zadrapania na kolanie.
- Będę żył? - spytał Gabriel.
- Gwarancji nie ma żadnej. Chyba że coś zjesz, i to
zaraz, na przykład jajko. Na pewno dobrze ci to zrobi.
- Mówiłem ci już, że nie potrzebuję pielęgniarki.
Prawie warknął. Czyli wścieka się na siebie, że zapro
ponował mi ten wolny pokój. Dlatego, po skończeniu
zabiegu, wycofałam się w najdalszy kąt kuchni, gdzie
przedtem przezornie umknęły psy, i dokonałam powtórki
z niesienia pierwszej pomocy, tym razem na nosie bied
nego Joego, stworzonka rozsądnego, niezgłaszającego
żadnych obiekcji odnośnie mojego T-shirta. Zaskomlał
tylko cichutko, dopraszając się odrobiny czułości.
Wygłaskałam go. Percy'ego, oczywiście, też.
- Nie przypominam sobie, żebyś wspominała o kotce
- rzucił Gabriel głosem zgrzytliwym jak piła tarczowa.
- Jak ty to sobie wyobrażasz? Na pewno nie będzie za
chwycona, że po domu kręcą się psy!
Zebrałam się w końcu na odwagę i spojrzałam mu pro
sto w twarz.
RS
- Musi się dostosować, w końcu to psy są tu gospoda
rzami. Gabriel... naprawdę nie mogłam jej tam zostawić.
- Rozumiem to doskonale, Sophie. Szkoda tylko, że
mnie nie uprzedziłaś. Zdajesz sobie sprawę, jak ona się
wydzierała?
Dobrze wiedziałam, jak to przyjemnie zostać obudzo
nym wrzaskami miotającego się kota. A jakich spustoszeń
musiała dokonać kochana kiciusia w pokoju, który Ga
briel nieopatrznie oddał mi do dyspozycji...
- Bardzo cię przepraszam, ale myślałam, że kiedy wyj
dę z psami na spacer, ona sobie pośpi. W każdym razie
jeśli twoje zaproszenie jest już nieaktualne, doskonale to
zrozumiem.
- A niby gdzie ty się wybierasz?
Do diabła! %7łe też to właśnie musiał powiedzieć! Nor
malny człowiek zapewniłby gorąco, że ależ skąd, zapro
szenie jest jak najbardziej aktualne, bo i co to za problem.
Psy i kot jakoś się pogodzą, po prostu wyznaczą sobie
granice terytoriów.
Z drugiej strony, miał prawo być wściekły. Sprowadzi
łam do domu nie tylko siebie, ale i kota, co jest ordynar
nym nadużyciem gościnności. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.htw.pl
  • Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Wszystkie rzeczy zawsze działają zgodnie ze swoją naturą.