[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pocisk. - Wydaje się to takie proste i takie oczywiste, kiedy pan o tym mówi. McCulloch skinął głową. - Tak, potrzebny był tylko projekt. Mosiądz, części metalowe i narzędzia są ogólnie dostępne. Ta broń nie ma żadnych tajemnic. Jest po prostu lepsza, tańsza, szybsza i bardziej śmiercionośna. Wyobraża pan sobie wykorzystanie jej na polu bitwy? Północ podda się od razu i Południe nadal będzie rządziło się swoimi prawami. Ta wojna może być bardzo krótka i skuteczna, ale może też się przedłużyć, a wtedy będzie bardzo wiele ofiar. Co musimy zrobić, by mieć pewność, że wojna nie potrwa długo? - Uderzyć na Waszyngton, oczywiście. Ma słabą obronę, oddziały są nie wyszkolone i zle uzbrojone. Będą jednak walczyć i najprawdopodobniej zajmą pozycje przy Buli Run, gdyż jest to najlepsze miejsce na uformowanie linii. - Tak, chyba ma pan rację - przytaknął McCulloch, uśmiechając się do siebie. - Co by się stało, gdyby tak zaatakować ich siłą pięciu tysięcy jezdzców, z których każdy byłby uzbrojony w Zwycięstwo? - Co by się stało? To byłoby zwycięstwo, nic nie mogłoby nas powstrzymać! Zajęlibyśmy Waszyngton i zniszczyli każdy oddział, który byłby na tyle głupi, by próbować odbić miasto. Wygralibyśmy wojnę. Południe byłoby wolne i zajęłoby słuszne miejsce pomiędzy innymi państwami świata. - Porucznik pochylił się i chwycił McCullocha za rękę. - Jestem pańskim człowiekiem! Sprowadzę wojsko, jeśli dostarczy pan broń. Zrobimy tak, jak pan mówił. Zdobędziemy Waszyngton dzięki panu, pułkowniku McCulloch! - Nie, poruczniku Stuart; ja jestem tylko narzędziem. Cała chwała należy się panu. J.E.B. Stuart prawie nie słyszał słów pułkownika. Miał przed oczami atakujące oddziały, bitwy i zwycięstwa, które zapewni jego kawaleria wyposażona w tę broń. ROZDZIAA 29 Tuż przed siódmą rano Hicks i Yancy zastukali do drzwi hotelu Blue House. Dopiero kiedy zapukali ponownie, drzwi otworzyły się i zobaczyli w nich panią Henley ubraną jeszcze w szlafrok, z czerwoną od kuchennego ognia twarzą. - Czy wiecie, która jest godzina? Czy wyobrażacie sobie, że wolno wam o tej porze niepokoić uczciwych ludzi takim waleniem w drzwi? - Przepraszamy panią, ale przyszliśmy zobaczyć się z pani gościem, panem Shawem. Mamy dla niego pilną wiadomość od pułkownika McCullocha. - Jest za wcześnie na przekazywanie wiadomości. Pan Shaw śpi i nawet nie przygotowałam mu jeszcze kawy. - Oczywiście, że nie chcemy go niepokoić, zwłaszcza że jeszcze śpi. Słyszałem, że ma czarnucha. Gdzie on jest? Pójdę i powiem mu, żeby zbudził swego pana. - W stajni. Nie mam czasu na pogawędki. Drzwi zatrzasnęły się przed ich nosami. - Zostań tutaj i uważaj, żeby ptaszek nie uciekł tylnymi drzwiami - powiedział Hicks. - Ja poszukam tego czarnego podpalacza. Yancy usiadł na progu, a Hicks wyjął duży rewolwer z pochwy przy siodle, po czym po cichu poszedł w kierunku tylnej części budynku. Yancy zerwał zdzbło trawy i żując je powoli, czekał na towarzysza. - Uciekł - powiedział Hicks, wkładając rewolwer za pas i zakrywając go płaszczem. - Nie łudziłem się, że będzie się tutaj włóczył po tym, co zrobił. Ten Shaw opowie nam... Odwrócił się szybko, kiedy usłyszał za sobą dzwięk otwieranych drzwi, i uśmiechnął się na widok młodej dziewczyny. - Mama nie chciała was urazić - powiedziała Arabella. - Rano zawsze ma dużo pracy. - Odwróciła się i wzięła ze stołu tacę z dwoma kubkami pachnącej kawy. - Przyjaciele pana Shawa są moimi przyjaciółmi. Pomyślałam, że może chętnie się napijecie. - Tak, jesteśmy jego przyjaciółmi - powiedział Hicks, mrugając do Yancy'ego. - A kawa na pewno jest doskonała. Wiem, że pan Shaw chce się z nami zobaczyć. Czy myślisz, że już wstał? - Tak. Niedawno zaniosłam mu miskę z wodą. Dopijcie kawę i zaprowadzę was do jego pokoju. Wypicie kawy zajęło mężczyznom niecałą minutę, po czym poszli za Arabellą na górę. Zanim zapukali do drzwi, poczekali, aż dziewczyna zacznie schodzić na dół. - Otwarte! - krzyknął Robbie Shaw, usłyszawszy pukanie. W lustrze, przy którym kończył się golić, zobaczył dwóch mężczyzn. - W czym mogę panom pomóc? - Nazywam się Hicks, panie Shaw. Pracuję dla pułkownika McCullocha. - Tak, Hicks, poznaję. Jaki jest powód tej porannej wizyty? Opłukał w miednicy brzytwę o prostym ostrzu i wytarł ją w ręcznik. - Duży pożar w fabryce pułkownika zeszłej nocy. - Tak, zbudził mnie alarm. Czy straty są poważne? - Nie mnie proszę o to pytać, ale pułkownika. Chce się z panem natychmiast zobaczyć. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |