[ Pobierz całość w formacie PDF ]

łagodnym głosem i chciała go wziąć za rękę, chłopiec jednak
wyszarpnął dłoń i oślepiony łzami, pobiegł ulicą. Potknął się i
upadł, zdzierając sobie skórę na kolanach i łokciach. Uniósł
twarz, na której krew mieszała się ze łzami, i patrzył, a\
samochód zniknął z zasięgu wzroku.
Rand poczuł przeszywający dreszcz. Ten sen nie pojawiał
się ju\ od lat. Dlaczego teraz powrócił? Rand zmarszczył
czoło, ale zamiast wyjaśnienia powróciła do niego druga część
snu.
Mę\czyzna i kobieta stali po dwóch stronach przepaści,
wyciągając do siebie ręce. Gdy ich palce ju\ miały się
zetknąć, rozległ się głos dziecka. Kobieta obejrzała się i
zobaczyła za swymi plecami gromadkę dzieci o smutnych
twarzach. W tej samej chwili przepaść rozszerzyła się nagle i
pochłonęła ją, mę\czyzna zaś pozostał z ramionami
zawieszonymi w powietrzu.
Rand przełknął ślinę i otarł czoło z potu. Nie potrzebował
psychoanalityka, by zrozumieć ten sen. Rozumiał go a\ za
dobrze. To był omen, ostrze\enie. Związek z Cecile Kingsley
mógł przynieść mu tylko cierpienie, podobne do tego, którego
doznał w dzieciństwie. A poniewa\ wiedział, co prze\ywały
dzieci o smutnych twarzach, zdawał sobie sprawę, \e nigdy
nie byłby w stanie zmusić Cecile do wyboru pomiędzy sobą a
nimi.
Sztucznie sklejane rodziny rzadko bywają szczęśliwe. On
sam najlepiej o tym wiedział.
Cecile podniosła głowę i zobaczyła samochód Randa.
Serce natychmiast zaczęło jej bić szybciej, a dłonie
zwilgotniały. Miała ochotę przypisać te objawy uldze, jaką
sprawił jej widok Joeya siedzącego na miejscu pasa\era, nie
uznawała jednak okłamywania siebie i wiedziała, \e
prawdziwą przyczyną jej radości był Rand.
Patrzyła, jak idzie w jej stronę, przepychając się przez
tłum rodziców na chodniku, z ręką opartą na ramieniu
chłopca. Ubrany był w czarne spodenki sportowe i
śnie\nobiałą koszulkę do gry w golfa. Był przystojny i
niezmiernie męski. Cecile stała przy bramie z rękami
splecionymi na plecach, nie próbując ukrywać zadowolenia.
- Wyglądasz jak prawdziwy trener - stwierdziła z
uznaniem.
We wzroku Randa pojawiła się podejrzliwość.
- Naprawdę?
- No, prawie - mruknęła, obchodząc go dokoła. - Ale
jeszcze lepiej wyglądałbyś w tym.
Wyciągnęła rękę zza pleców i podała mu czarną koszulkę
z emblematem Białych Skarpetek. Na plecach wielkimi
literami napisane było: Trener.
- Chłopcy prosili, \eby ci to dać. Wszyscy zło\yli się na
ten zakup.
Rand poczuł ucisk w gardle. Oznaczało to, \e chłopcy go
zaakceptowali.
- Czuję się zaszczycony - rzekł. - Czy wszyscy ju\ są?
- Tak. Robią rozgrzewkę. Idz do nich, Joey - zwróciła się
do chłopca.
Zostali sami. Rand patrzył w ślad za odbiegającym
Joeyem. Cecile dostrzegła w jego twarzy napięcie.
- Wszystko u niego w porządku? - zapytała.
- Chyba tak - odrzekł Rand, przenosząc na nią wzrok. -
Ale jest bardzo zdenerwowany.
Cecile z uśmiechem poklepała go po plecach.
- T y te\.
- Mam tremę przed premierą - uśmiechnął się blado.
- Dasz sobie radę. Pamiętaj tylko, kto ma być przy której
bazie. Niektórzy chłopcy są szybcy, inni wolą zwodzić
przeciwnika. A na przykład Brandta trzeba zostawiać z tyłu.
Dobrze wyrzuca piłkę, ale jest powolny jak \ółw. Jeśli nie
będziesz pewien, \e sobie poradzi, to sygnalizuj mu, \eby
został przy bazie. Wszystko jasne?
- Chyba tak - westchnął Rand.
- Odprę\ się i włó\ tę koszulkę.
- Teraz? - zdziwił się.
- Tak, teraz. Chłopcy będą rozczarowani, jeśli w niej nie
wystąpisz, a mecz zaraz się zacznie.
Rand nie poruszył się.
- No? - zniecierpliwiła się Cecile.
Miał nadzieję, \e ona odejdzie albo przynajmniej się
odwróci, zauwa\ył jednak, \e niczego takiego nie ma zamiaru
robić. Z ociąganiem wyciągnął koszulkę z szortów. Cecile
stała przy nim, najwyrazniej gotowa mu pomóc w ubieraniu.
Niecierpliwie wyszarpnął koszulkę z jej ręki.
- Dziękuję ci, ale potrafię sam się ubrać - prychnął z
irytacją. Przez chwilę patrzyła na niego bez słowa, a potem
wydęła usta. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.htw.pl
  • Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Wszystkie rzeczy zawsze działają zgodnie ze swoją naturą.