[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo brakowało mi, jak potrzebowa-
łam takiego relaksu, póki nie usiadłam samotnie w kawiarni w Wielkiej Galerii,
czytając czasopismo i popijając świeży, chłodny sok pomarańczowy. Danek włó-
czył się po Via delia Spiga, a ja zdecydowałam, że nadszedł czas, aby usiąść i roz-
luznić się na chwilę. Moje ciało tęskniło za poczuciem ociężałości i zadowolenia,
chciało być ulokowane niczym szczęśliwy pień drzewa w wyśmienitej włoskiej
kawiarni i obserwować przechodzącą obok resztę świata.
Po dobrej godzinie zauważyłam coś, o czym kompletnie zapomniałam. Eu-
ropejskie kobiety są tak całkowicie różne od Amerykanek. Wydaje się, że wiele
dumy łączy się tu z faktem bycia kimś różnym od mężczyzn  i to nie tylko we
Włoszech. Jesteś kimś wyjątkowym, ponieważ, dzięki Bogu, urodziłaś się kobie-
tą.
Z drugiej strony, w porównaniu z nimi wiele Amerykanek, niezależnie od te-
go, czy mają dwadzieścia, czy czterdzieści lat, wydaje się tak nieokrzesanych,
pozbawionych wdzięku. Najczęściej poruszają się niezgrabnie, mówią jak  do-
brzy starzy kumple , żują gumę z otwartymi ustami, ubierają się w bezkształtne
ciuchy. . . I nawet jeśli nakładają gruby makijaż, zawsze mam wrażenie, że więk-
szość z nich nie pragnęłaby niczego bardziej niż być jednym z chłopaków.
W efekcie, kiedy mieszkaliśmy w Europie (i nawet teraz, po zaledwie jednej
godzinie spędzonej w kawiarni na obserwacji), porównując się z otaczającymi
mnie kobietami, czułam się jak wiejska kuzynka ET.
W Mediolanie nie ma wielu żebraków, ale ci, którzy już pracują na ulicach,
tworzą bez wątpienia barwną gromadkę. Prawie zawsze są to kobiety ukrywające
się w cygańskich chustach i podartych sukniach opadających aż na ich bose stopy.
Nieodmiennie taszczą na ramieniu niemowlę ułożone pod niebezpiecznym kątem
i podchodzą do ciebie z wyciągniętą dłonią, wyglądając jakby się miały rozpłakać.
Nie zauważyłam tej, która zbliżyła się do mnie, dopóki prawie nie otarła się
o moje ramię. Patrząc w górę, trochę oszołomiona i nadal pogrążona w swych
myślach, nie dostrzegłam zmiany w wyrazie jej twarzy, póki nie cofnęła się i nie
powiedziała do mnie:
 Strega!
Strega to popularny włoski napój. Jest to także określenie wiedzmy.
120
Zaszokowana zarówno tym słowem, jak i tonem jej głosu, przeniosłam wzrok
na dziecko w jej ramionach. To była Mae.
 Mae! Moje dziecko!
Zerwałam się tak szybko, że przewróciłam krzesło, i stojący w pobliżu kelner
zawołał na kobietę, każąc się jej wynosić.
 Ona ma moje dziecko!
Powiedziałam to po angielsku, ale kelner zrozumiał i chwycił kobietę za ra-
mię.
 Strega! Maligna!
To, co nastąpiło, mogłoby być zabawne, gdyby nie było takie straszne. Dziec-
ko poruszyło się i zaczęło płakać, a kiedy zobaczyłam jego twarz, uświadomiłam
sobie, że to wcale nie Mae. Ale to nie polepszyło mi samopoczucia, ponieważ
zaświtało mi w głowie coś równie okropnego  twarz kobiety była mi znana.
Mój sen sprzed miesięcy: kobiety zamiatające podłogę płonącymi szalami,
grożące mojej córce, jeśli nadal będę pomagać Pepsi na Rondui. Ta kobieta była
jedną z nich, na pewno.
Wyrwała się kelnerowi i pobiegła na ukos przez Galerię, spoglądając na mnie
przez ramię. Nie chciałam, by wróciła, ale nieświadomie uniosłam rękę w jej kie-
runku.
Z mojej dłoni nie wystrzeliło ostrym łukiem żadne fioletowe światło, jak to się
stało z Weberem Gregstonem, ale w odległości stu stóp kobieta uniosła się ponad
ziemię i osunęła w dół, w rozwrzeszczaną kupkę. Czy to ja tego dokonałam, czy
też po prostu upadła?
I tak by się to skończyło, gdyby ona dalej na mnie nie wrzeszczała, choć już
nie rozumiałam tego, co mówiła. Jej słowa ulatywały w krótkich splunięciach
wśród szaleńczych, wirujących gestów. Dzięki Bogu, dziecku nic się nie stało!
Zamieszanie, jakie nastąpiło, trwało około dwudziestu minut, było brzydkie
i nieprzyjemne. Oprócz kobiety i mnie wzięło w nim udział dwóch policjantów,
kelner i pewna liczba  naocznych świadków .
Policja chciała wiedzieć, czy to było moje dziecko, czy kobieta coś mi ukradła,
czy chcę wnieść jakieś oskarżenie. Jej nie zadali ani jednego pytania, chociaż
nadal wrzeszczała, dopóki jeden z nich nie zagroził jej, że pójdzie do więzienia,
jeśli się nie uciszy.
W końcu kazali jej się wynosić. Salutując, obrzucili mnie ostatnim, podejrz-
liwym spojrzeniem, a potem poszli za żebraczką, chcąc się upewnić, że odeszła.
Biedny kelner, strasznie zakłopotany, uprzejmie zapytał, czy chcę jeszcze jedną [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.htw.pl
  • Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Wszystkie rzeczy zawsze działają zgodnie ze swoją naturą.