[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- I co? Wcale nie takie to trudne, prawda? DziÄ™kujÄ™, że daÅ‚aÅ› siÄ™ porwać na tÄ™ wyprawÄ™. - Ja... ja też dziÄ™kujÄ™, Brett. ByÅ‚o cudownie. - Nie musisz mi siÄ™ przypochlebiać - uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™. - Nie rozumiem. CzyżbyÅ› miaÅ‚a jakieÅ› wÄ…tpliwoÅ›ci? Ze mnÄ… zawsze jest cudownie. No, ale teraz muszÄ™ już jechać po Tony'ego. Już po szóstej. Do widzenia, moja droga. Do zobaczenia. ChwyciÅ‚ jÄ… lekko za ramiona, okrÄ™ciÅ‚ kilka razy i popchnÄ…Å‚ w stronÄ™ furtki. Nie odwróciÅ‚a siÄ™. SzÅ‚a prosto do drzwi. Po chwili 79 RS usÅ‚yszaÅ‚a, że uruchamia silnik. RuszyÅ‚ z piskiem opon. Kilka minut pózniej przygotowywaÅ‚a w kuchni coÅ› do zjedzenia. Byle szybciej. RzuciÅ‚a na patelniÄ™ dwa jajka i spojrzaÅ‚a na biaÅ‚y chromowany zegar. To niemożliwe, a jednak to prawda. Nie zdawaÅ‚a sobie sprawy, że od rozstania z Brettem upÅ‚ynęło już pół godziny. Co robiÅ‚a w tym czasie? Nie miaÅ‚a pojÄ™cia. Co siÄ™ z niÄ…, do diabÅ‚a, dziaÅ‚o? ZniÅ‚a? Nie, przecież nie spaÅ‚a. RozmarzyÅ‚a siÄ™? Nie ma mowy: na marzenia nie pozwalaÅ‚a sobie od dawna. Znów minęło pół godziny. Talerz byÅ‚ pusty, to znaczy, że musiaÅ‚a zjeść jajka. Nie pamiÄ™taÅ‚a nawet tego, kiedy wrzuciÅ‚a je na talerz. PozmywaÅ‚a. SiedziaÅ‚a teraz przy oknie i sÅ‚uchaÅ‚a szumu fal bijÄ…cych o skaÅ‚y. Ten dzwiÄ™k zawsze jÄ… uspokajaÅ‚. WystarczyÅ‚o skupić siÄ™ na nim, by wrócić do równowagi. Marzenia nie sÅ‚użyÅ‚y niczemu. UsÅ‚yszaÅ‚a warkot silnika samochodu. ZerwaÅ‚a siÄ™ na równe nogi. Szum fal zszedÅ‚ na dalszy plan. Zamiast nich koiÅ‚ jÄ… teraz gÅ‚Ä™boki mÄ™ski gÅ‚os: PocaÅ‚uj mnie, Saro". Przecież speÅ‚niÅ‚a proÅ›bÄ™, czegóż mógÅ‚ chcieć wiÄ™cej? CaÅ‚owaÅ‚a go dÅ‚ugo i najczulej jak potrafiÅ‚a. Gdyby sam jej nie powstrzymaÅ‚, caÅ‚owaÅ‚aby go jeszcze dÅ‚użej. - Ale dlaczego, idiotko? - krzyknęła. - Dlaczego? Cóż, odpowiedz znaÅ‚a dobrze. Brett byÅ‚ niezwykle atrakcyjnym mężczyznÄ…, a jej głód miÅ‚oÅ›ci stawaÅ‚ siÄ™ już nie do wytrzymania. Dobrze, lecz jeÅ›li podda siÄ™ mu caÅ‚kowicie, dokÄ…d jÄ… to w koÅ„cu zaprowadzi? Sama przed sobÄ… musiaÅ‚a przyznać, że pragnęła dokÅ‚adnie tego samego, co on. PomyÅ›laÅ‚a o Mirandzie. O nieszczęśliwej kobiecie i, jeÅ›li w plotkach byÅ‚o choć trochÄ™ prawdy, samobójczyni. PomyÅ›laÅ‚a o Elise, recepcjonistce Bretta. I o jego przyjaciółce, Mary-Jo, która podobno należaÅ‚a do przeszÅ‚oÅ›ci. Oto trzy kobiety - najmniej trzy - z którymi Brettowi nie uÅ‚ożyÅ‚o siÄ™. ByÅ‚ zabójczo przystojny, nadzwyczaj pociÄ…gajÄ…cy, umiaÅ‚ być miÅ‚y, potrafiÅ‚ żartować. Ale pod uwagÄ™ musiaÅ‚a brać też jego nieudanÄ… przeszÅ‚ość. Co do Jasona miaÅ‚a prawo siÄ™ mylić. TÅ‚umaczyÅ‚ jÄ… brak doÅ›wiadczenia. Ale teraz, jeÅ›li zwiąże siÄ™ z Brettem? Tej decyzji, gdyby okazaÅ‚a siÄ™ niefortunna, nie bÄ™dzie jak już sobie wytÅ‚umaczyć. CaÅ‚a wina spadnie na niÄ… i na nikogo wiÄ™cej. A przecież Å‚atwo 80 RS przewidzieć, jak potoczy siÄ™ ich romans - ognisty, ekscytujÄ…cy na poczÄ…tku, na koÅ„cu przyniesie rozczarowanie. Jak wszystkie. Czy miaÅ‚a wiÄ™c ochotÄ™ poÅ‚ożyć na szali swój spokój wewnÄ™trzny? Czy byÅ‚a gotowa na nieuchronny finaÅ‚? Na kolejne cierpienia? Przymknęła oczy. Szum fal sprawiÅ‚, że poczuÅ‚a miÅ‚e odrÄ™twienie. DÅ‚ugo jeszcze w tym stanie ducha leżaÅ‚a w łóżku. Gdy nadszedÅ‚ sen, przyszÅ‚o jej do gÅ‚owy, że wszystko, co staÅ‚o siÄ™ dzisiaj, nie ma w gruncie rzeczy wiÄ™kszego znaczenia. Tymczasem nie ma co siÄ™ martwić. Gdy nadejdzie pora, podejmie decyzjÄ™. Nie teraz. - Saro! Co też za rzeczy sÅ‚yszÄ™ o tobie? O tobie i o Bretcie Jacksonie! - GÅ‚os Clary zabrzmiaÅ‚ donoÅ›nie, gdy tylko przestÄ…piÅ‚a próg domu. Sara nie sÅ‚yszaÅ‚a warkotu samochodu. ByÅ‚a zajÄ™ta w kuchni. Robot pracowaÅ‚ gÅ‚oÅ›no. - O mnie i o...? A co ludzie mówiÄ…, mamo? - spytaÅ‚a Sara, trzymajÄ…c jeszcze rÄ™kÄ™ na klamce. - Spytaj lepiej, czego nie mówiÄ… - wtrÄ…ciÅ‚ ojciec. - To znaczy? - No, cóż, twojÄ… matkÄ™ poinformowano, że masz pÅ‚omienny romans z nowym sÄ…siadem. I że nie zgadzasz siÄ™ romansować z nim, bo chcesz, żeby siÄ™ z tobÄ… ożeniÅ‚. I że już ciÄ™ rzuciÅ‚. Dla jakiegoÅ› policjanta w Seattle. - Dla policjanta?... - powtórzyÅ‚a Sara. - Może dla policjantki, wszystko jedno. MówiÄ… wreszcie, że jesteÅ› w ciąży! 81 RS ROZDZIAA ÓSMY - Ale nie traktujecie chyba tego wszystkiego poważnie - przeraziÅ‚a siÄ™ Sara. Rodzice nie mieli wesoÅ‚ych miÅ„. CiÄ…gle stali w progu, zaprosiÅ‚a wiÄ™c ich do Å›rodka. -Kolacja jeszcze nie gotowa - powiedziaÅ‚a nie wiadomo dlaczego. - Nie chodzi o kolacjÄ™ - przerwaÅ‚a zniecierpliwiona Clara. - Mów nam tu zaraz wszystko o Bretcie. Sara skinęła gÅ‚owÄ… i wprowadziÅ‚a ich do pokoju. - Ale co wÅ‚aÅ›ciwie chcielibyÅ›cie wiedzieć? - spytaÅ‚a zakÅ‚opotana, gdy usiedli. - Czy to, która ż wersji odpowiada prawdzie? Mam wam powiedzieć, czy mnie kocha, czy mnie rzuciÅ‚, czy też zrobiÅ‚ mi dziecko? - Sara! BÄ…dz poważna. Nie wolno ci tak rozmawiać z matkÄ… - ożywiÅ‚ siÄ™ George. Po raz pierwszy od dawna stanÄ…Å‚ po stronie żony. OczywiÅ›cie, że nie wolno, tato. Nikt nie może siÄ™ tak do niej odnosić. Prócz ciebie, pomyÅ›laÅ‚a Sara. - Tak, rzeczywiÅ›cie, przepraszam - powiedziaÅ‚a gÅ‚oÅ›no. -ZaskoczyliÅ›cie mnie tymi nowinami, to wszystko. Nie wiem, co powiedzieć. - Martwimy siÄ™ o ciebie, Saro. - GÅ‚os Clary, zwykle tak pewny siebie, teraz Å‚amaÅ‚ siÄ™ nieoczekiwanie. - Nie mogÄ™ ci mieć tego za zÅ‚e, mamo. JeÅ›li ludzie tak o mnie plotkujÄ…... Tylko że w tym wszystkim nie ma nawet zdzbÅ‚a prawdy. PrzysiÄ™gam. WiÄ™c nie powinnaÅ› sÅ‚uchać... - Nie miaÅ‚a wyboru - przerwaÅ‚ George. - Molly Bracken przyleciaÅ‚a jak na skrzydÅ‚ach. Od drzwi poinformowaÅ‚a matkÄ™, że pani Mackenzie zostaÅ‚a poproszona o opiekÄ™ nad Tonym specjalnie po to, by Brett Jackson mógÅ‚ zobaczyć siÄ™ z tobÄ…. Pani Mackenzie powiedziaÅ‚a wszystko Harry Koniski... 82 RS Sara zamknęła oczy. PrzestaÅ‚a sÅ‚uchać tego, co mówiÅ‚ ojciec. RzeczywiÅ›cie, od zeszÅ‚ej niedzieli trzy razy umówiÅ‚a siÄ™ z Brettem. ZaproponowaÅ‚ te spotkania, a ona mówiÅ‚a tak", bo wydawaÅ‚o siÄ™ jej to zupeÅ‚nie naturalne. Byli razem na kolacji, w kinie, a raz po prostu wsiedli do samochodu i pojechali przed siebie. Brett nie skÅ‚adaÅ‚ żadnych dwuznacznych propozycji. Nie próbowaÅ‚ jej nawet pocaÅ‚ować. GderaÅ‚ tylko, że ubiera siÄ™ beznadziejnie. Dużo rozmawiali. SpÄ™dzili razem kilka miÅ‚ych godzin. Dwa, trzy razy miaÅ‚ ten swój dziwny wyraz twarzy, kiedy odsunęła siÄ™ od niego i nie pozwoliÅ‚a siÄ™ dotknąć. CieszyÅ‚a siÄ™ ze spotkania z nim. Chociaż powtarzaÅ‚a sobie w kółko, że nie ma zamiaru posunąć siÄ™ dalej. CiÄ…gle sÅ‚yszaÅ‚a gÅ‚os ojca. Westchnęła cicho. MiaÅ‚a przyjemny tydzieÅ„ i teraz musi za to pÅ‚acić. NiechcÄ…cy staÅ‚a siÄ™ wdziÄ™cznym obiektem plotek. Z Å‚atwoÅ›ciÄ… mogÅ‚a odtworzyć kolejność zdarzeÅ„. Pani Mackenzie wspomniaÅ‚a komuÅ›, że od czasu do czasu opiekuje siÄ™ Tonym i w ten sposób wywoÅ‚aÅ‚a lawinÄ™, która caÅ‚e Caley Cove postawiÅ‚a na nogi. [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |