[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- To potwór. Dzika bestia. Ty będziesz miała nad nim władzę. - Podszedł bliżej. - Inaczej wyglądasz, tak jakoś urzędowo. - Wszystko po to, by wystraszyć papiery i komputer. Muszą się mnie słuchać, nie mają innego wyjścia. - Wyglądasz bardzo pięknie. - Wyciągnął rękę i dotknął jej grubego warkocza. - Jak to się dzieje, że włosy Mike'a nigdy nie wyglądają tak ładnie, mimo że też je związuje z tyłu? Chociaż nie splata ich tak misternie... - Roześmiał się na widok jej rumieńca. -I nie czerwieni się tak ładnie. Ale co się dziwić, przecież nigdy mu nie mówię, że pięknie wygląda. Gdy spostrzegł, jak bardzo jest zakłopotana, przestał się śmiać i otoczywszy ją ramieniem, powiedział uspokajająco: - Chodzmy przygotować się do kolacji. Cuchnę moim koniem, a ty wyglądasz na wyczerpaną. - Wcale nie jestem zmęczona - zaprzeczyła. Poczuła przemożną ochotę, by wtulić się w szerokie ramiona Cala. - Ostrzegam cię po raz kolejny. Jeśli skończysz swą pracę za wcześnie, będziesz czyścić stajnie. - A ja cię ostrzegam, że wtedy wracam do domu. Cal zatrzymał się w drzwiach i spojrzał na nią. - Do Leviston idzie się stąd na piechotę ze dwa dni, więc pewnie planujesz porwać moją klaczkę? S R - Najpierw poproszę Mike'a, by potajemnie nauczył mnie jezdzić - zaśmiała się Laura. - Mam nadzieję, że tylko tak sobie ze mnie żartujesz. - Ujął ją pod brodę. - Wiele wysiłku kosztowało mnie, by cię ru zwabić, i jeśli będzie trzeba, użyję przemocy, by cię zatrzymać. Przywiążę cię do komputera albo zrobię coś równie drastycznego. - A więc znalazłam się w niewoli Cala Wexforda... Patrzyli sobie prosto w oczy. - Można to tak ująć - odpowiedział cicho. - Jestem jak król na swoich włościach. Mówiłem ci już, że od dawna wszystko dzieje się tu po mojej myśli. Przywykłem do tego, więc nie próbuj mi się sprzeciwiać. Zgoda? Kiedy Laura znalazła się w swoim pokoju, zastała wszystkie ubrania pięknie wyprasowane i powieszone w szafie. Wzięła prysznic, przebrała się w białą sukienkę i zbiegła do jadalni. Cal już siedział przy stole. Rzucił jej szybkie spojrzenie i nalał drinka. W jadalni aż iskrzyło od napięcia, które zapanowało między nimi. Laura rozejrzała się w poszukiwaniu Tony'ego, którego obecność rozluzniłaby atmosferę. - Tony je z chłopakami - odpowiedział na jej nieme pytanie Cal. - Widocznie niczego nie robi połowicznie. Zaprzyjaznił się już z Mikiem i postanowił intensywnie wprawiać się w nowym zawodzie ranczera. - To chyba niezły pomysł - odparła z wahaniem. Na szczęście właśnie w tym momencie pojawiła się S R gospodyni. - Biddy, serdeczne dzięki - przywitała ją Laura. -Nie znoszę prasowania. - To łatwiejsze niż zajmować się tymi papierzyskami - prychnęła Biddy. - Dzięki Bogu w gabinecie wreszcie zapanuje porządek. Od wieków nie miałam tam wstępu, żeby posprzątać. Kiedy skończysz, daj mi znać. - Co zrobisz, jeśli Tony zdecyduje, że woli mieszkać z chłopakami? - spytał Cal, gdy Biddy wyszła. - Kiedy pójdzie na uniwersytet, też nie będę mogła go pilnować. - Nie wymaga opieki, jest już dorosły - mruknął z irytacją Cal. - Prawie dorosły - odparła sucho. - No, no. Walczysz o niego jak prawdziwa lwica. Pod tą delikatną, subtelną powłoką kryje się prawdziwy drapieżnik, gotów rzucić się na każdego w obronie ukochanego brata. - Ma tylko mnie. Opiekuję się nim, od kiedy pojawił się na świecie, i walczę o to, co dla niego dobre. - A jesteś pewna, że zawsze wiesz, co dla niego jest najlepsze? - Sądzisz, że ty wiesz lepiej? - Laura czuła się fatalnie w roli adwersarza Cala, lecz nie mogła odpuścić, bo chodziło o Tony'ego. - Przecież wcale nas nie znasz. - Ależ znam was. Znam ciebie. - Cal spojrzał jej prosto w oczy. - A to, czego sam nie zauważyłem, podpowiedział mi Tony. - Wypytywałeś go o mnie za moimi plecami? -syknęła zę złością. S R - O nic nie musiałem go wypytywać, bo sam bez przerwy wychwala cię pod niebiosa. Jest w ciebie zapatrzony jak w obraz i gotów rzucić się do gardła każdemu, kto choćby spojrzał w twoim kierunku. - Zawsze byliśmy zdani tylko na siebie - odparła Laura spokojniej. - Nawet kiedy jeszcze żyła mama, tak naprawdę byliśmy sami. Wciąż narzekała na swój los, choć mogła uzyskać rozwód i zacząć życie od nowa. Może wcale tego nie chciała? - Ojciec nigdy nie zamierzał wrócić. To było oczywiste. - Nie to miałem na myśli. Może wolała narzekać. O nic nie walczyć, nie budować nowej rzeczywistości, tylko pomstować na podłe przeznaczenie. - Tak samo myśli Tony. - Zadumała się na chwilę. - Cal, może ty z tego samego powodu nie lubisz w domu obcych ludzi? Wolisz mieszkać sam, by o nic nie walczyć, nie budować nowego życia? A teraz ja tu wtargnęłam... - Nigdzie nie wtargnęłaś, sam cię zaprosiłem. I wiesz co, Lauro? Ogromnie się cieszę, że tu jesteś. S R ROZDZIAA CZWARTY W jadalni zapanowała męcząca cisza. Laura poczuła, że jeszcze moment i zacznie się dusić. - Pewnie ciężko ci było, gdy jako chłopak musiałeś zarządzać ranczem - odezwała się w końcu z wysiłkiem. - W wieku Tony'ego zacząłem studia na uniwersytecie, a kiedy przyjechałem na wakacje, panował tu kompletny chaos. Gdyby nie Frank Alders i Mike, nie udałoby się uratować rancza. Ojciec był fatalnym ran-czerem i rok bez matki wystarczył, by wszystko zaczęło się walić. Musiałem zostać i wszystkim się zająć, studia oczywiście rzuciłem. Przez jedną noc z chłopaka stałem się. mężczyzną. Ale nie stało się nic złego -odpowiedział na jej pełne współczucia spojrzenie. -Nawet gdybym skończył uniwersytet, i tak robiłbym to co teraz. No, umiałbym obsługiwać komputer. -Wstał od stołu i podał jej rękę. - Chodzmy do salonu napić się kawy. Biddy za chwilę będzie szła do domu. Salon był równie piękny, przestronny i luksusowo umeblowany jak cała reszta domu. Na ścianach wisiały obrazy Gór Skalistych i koni na preriach. Gdy skończyli pić kawę, podeszli do okna. Cal zapalił światła na podwórzu i wskazał na widoczny w oddali mur, który otaczał dom od strony lasu. S R - Czasem w zimie śnieg sięga aż do połowy tego muru. Budzę się rano i cały świat tonie w bieli i ciszy. Zastanawiam się wtedy, czy w zaspach nie potonęło moje bydło. I nie mogę nic zrobić, póki chłopaki nie przyjadą, nie wykopiemy tunelu w śniegu i nie dobrniemy na pola, żeby szukać ofiar srogiej zimy. A kiedy wracam do domu, wyglądam przez to okno i sam czuję się, jakbym utonął w wielkiej zaspie. Nic nie słychać prócz obsuwającego się z dachu śniegu, tylko czasem w oddali zaryczy jeleń... Zabrzmiało to bardzo smutno i Laura zapragnęła pocieszyć jakoś Cala, jednak on zniweczył nastrój chwili, zaśmiawszy się łobuzersko. - Tylko nie lituj się nade mną! - Litować? Nad tobą? - parsknęła. - A o to właśnie ci chodziło? - Oczywiście. Omal mi się to udało, prawda? -Mrugnął wesoło. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |