[ Pobierz całość w formacie PDF ]

różnych krajów  i powiem wam, że udusiłby, gdyby przyłapał was na ich dotykaniu.
Andy zajął się kamieniami. I ścianami swojej celi.
Sądzę, że początkowo chciał tylko wyryć swoje inicjały na ścianie, w miejscu, gdzie niebawem
zawisła Rita Hayworth. Inicjały, a może kilka wersów jakiegoś wiersza. Tymczasem odkrył
interesująco słaby beton. Może zaczął ryć litery, przy czym odpadł spory kawał muru. Jakbym
widział Andy'ego, leżącego na pryczy, patrzącego na ten kawałek betonu, obracającego go w
palcach. Nieważne, że twoje życie legło w gruzach i wylądowałeś tutaj w wyniku splotu
nieprawdopodobnie pechowych okoliczności. Zapomnij o tym wszystkim i przyjrzyj się temu
kawałkowi betonu.
Może kilka miesięcy pózniej uznał, że warto sprawdzić, jak głęboki otwór w ścianie zdoła
wybić. Jednak nie można tak po prostu zacząć kuć dziury, a potem, podczas tygodniowej
inspekcji (albo jednej z tych niespodziewanych kontroli, które zawsze odkrywają schowaną
wódę, narkotyki, pornograficzne zdjęcia lub broń) powiedzieć klawiszowi:
 To? Mała dziurka w ścianie celi. Nie ma powodu do obaw.
Nie, nie mógł tego zrobić. Tak więc przyszedł do mnie i zapytał, czy mógłbym mu załatwić
plakat z Ritą Hayworth. Nie ten mały, ale większy.
Ponadto, oczywiście, miał młotek skalny. Rzecz jasna, pamiętam, że kiedy załatwiłem mu to
narzędzie w tysiąc dziewięćset czterdziestym ósmym roku, pomyślałem, że człowiek
potrzebowałby sześćset lat, żeby czymś takim przebić się przez ścianę celi. To prawda. Chociaż
Andy musiał przebić tylko połowę tej ściany  nawet przy tak miękkim betonie zużył na to dwa
młotki oraz dwadzieścia siedem lat.
Jasne, większą część jednego roku stracił przez Normadena i mógł pracować tylko nocami,
najlepiej pózną nocą, kiedy prawie wszyscy śpią  włącznie ze strażnikami z nocnej zmiany.
Jednak podejrzewam, że najbardziej spowalniała go konieczność pozbywania się kawałków
odłupywanego betonu. Mógł stłumić odgłosy pracy owijając główkę młotka w płachty polerskie,
ale co robić ze sproszkowanym betonem i kawałkami ściany?
Sądzę, że rozbijał kawałki na proszek i...
Pamiętam pewną niedzielę wkrótce po tym, jak wręczyłem mu młotek. Przyglądałem mu się,
gdy szedł po dziedzińcu; twarz miał opuchniętą po ostatniej potyczce z siostrami. Widziałem, jak
pochylił się, podniósł kamyk... który potem zniknął w jego rękawie. Taka kieszeń w rękawie to
stara więzienna sztuczka. W rękawie albo w nogawce spodni. I przechowałem w pamięci jeszcze
jedno wspomnienie, chociaż niezbyt wyrazne, czegoś, co widziałem nieraz. Andy Dufresne idzie
po spacerniaku w gorący letni dzień, kiedy nie ma wiatru. Nie ma... oprócz słabej bryzy, która
zdaje się wzbijać kurz wokół nóg Andy'ego.
Tak więc prawdopodobnie miał ukryte kieszenie w spodniach, pod kolanami. Napełniał je
gruzem i chodził sobie, z rękami w kieszeniach, a kiedy czuł, że jest bezpieczny i nikt go nie
obserwuje, lekko pociągał za podszewkę. Ona, rzecz jasna, była połączona sznurkiem lub mocną
nitką z sekretnymi kieszeniami. Gruz wysypywał się z nogawek, kiedy Andy chodził po
dziedzińcu. Tej sztuczki używali podczas drugiej wojny światowej jeńcy wojenni kopiący tunele.
Mijały lata i Andy po trosze przeniósł cały gruz na dziedziniec więzienia. Prowadził grę ze
wszystkimi kolejnymi dyrektorami, którzy myśleli, że zależy mu tylko na powiększaniu zbiorów
bibliotecznych. Nie wątpię, że Andy'emu zależało na tym, ale przede wszystkim chciał, aby cela
numer czternaście na oddziale piątym miała tylko jednego lokatora.
Wątpię, czy miał jakieś sprecyzowane plany ucieczki, przynajmniej nie od początku. Zapewne
zakładał, że ściana ma dziesięć stóp litego betonu, więc gdyby zdołał ją przebić, znalazłby się
trzydzieści stóp nad podwórzem więzienia. Jednak, jak już mówiłem, nie jestem przekonany, czy
specjalnie przejmował się taką ewentualnością. Zapewne rozumował następująco: posuwam się o
stopę w ciągu mniej więcej siedmiu lat; musiałbym dożyć setki, żeby w tym tempie przebić się na
zewnątrz.
Oto drugie założenie, jakie przyjąłbym na miejscu Andy'ego: że w końcu mnie przyłapią i
wlepią dłuższą odsiadkę w karcerze, nie wykluczając nagany wpisanej do akt. W końcu co
tydzień przeprowadzano inspekcje, nie mówiąc o wyrywkowych kontrolach  zwykle w nocy
 mniej więcej co dwa tygodnie. Musiał dojść do wniosku, że taka zabawa nie może trwać
długo. Prędzej czy pózniej jakiś klawisz mógł zajrzeć za plakat
Rity Hayworth, żeby sprawdzić, czy Andy nie przykleił tam taśmą zaostrzonej rączki od łyżki
czy kilku skrętów z marihuaną.
Tę drugą ewentualność musiał skwitować uwagą  Do diabła z tym". Może nawet traktował to
jak dobrą zabawę. Jak daleko zdołam dojść, zanim mnie przyłapią? Więzienie to cholernie nudne
miejsce i ryzyko zaskoczenia przez wyrywkową kontrolę w środku nocy zapewne wywoływało
lekki dreszczyk emocji.
Jestem przekonany, że to niemożliwe, by udało mu się tylko dzięki ślepemu trafowi. Nie przez
dwadzieścia lat. Mimo wszystko jestem przekonany, że przez pierwsze dwa  do połowy maja
tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego, kiedy pomógł Byronowi Hadleyowi obejść przepisy
podatkowe po otrzymaniu spadku  właśnie tak było.
A może już wtedy polegał nie tylko na szczęściu. Miał pieniądze, więc może co tydzień odpalał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.htw.pl
  • Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Wszystkie rzeczy zawsze działają zgodnie ze swoją naturą.