[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powiedzieć: Ty się tym zajmij . - Porucznik Bloodsworth odpowie na pani pytania. Wyatt wyciągnął rękę, złapał mnie za prawy łokieć, odwrócił do siebie i lekko popchnął do wnętrza biura. - Może usiądziesz? - zaproponował, nalewając sobie dragą filiżankę kawy Pierwszą opróżnił chyba jednym haustem. - Chciałabym zadzwonić do... - Nie potrzebujesz adwokata - przerwał mi. - Usiądz, proszę. W jego głosie oprócz autorytatywności pojawiło się coś jeszcze, więc usiadłam. Przysunął sobie krzesło dla gości, postawił je naprzeciwko mnie i usiadł tak blisko, że nogami niemal dotykał moich 39 kolan. Lekko się cofnęłam; odruchowo, jak wtedy, gdy ktoś za bardzo się do ciebie zbliży. Nie miał prawa przekraczać moich granic, już nie. Oczywiście zauważył ten ruch i zacisnął wargi. Niezależnie jednak od tego, co sobie pomyślał, odezwał się bardzo rzeczowo; - Blair, czy masz problemy, o których powinniśmy wiedzieć? Nie było to zbyt profesjonalne zachowanie, a do tego zupełnie się go nie spodziewałam. Zamrugałam oczami. - Inne poza tym, że myślałam, że ktoś do mnie strzela, a potem stałam się świadkiem morderstwa? Czy to mało? - Zeznałaś, że po południu doszło do scysji między tobą a ofiarą, kiedy jej powiedziałaś, że nie przedłużysz jej abonamentu, i wtedy zastosowała przemoc fizyczną... - Zgadza się. Byli świadkowie. Podałam ich nazwiska detektywowi MacInnesowi. - Tak, wiem - powiedział cierpliwie. - Czy groziła ci? - Nie. To znaczy powiedziała, że naśle na mnie swojego adwokata, ale jakoś mnie to nie przeraziło. - Nie groziła, że wyrządzi ci krzywdę fizyczną? - Nie, już to mówiłam detektywom. - Wiem. Cierpliwości. Jeżeli ci nie groziła, to dlaczego kiedy zobaczyłaś jej samochód na parkingu, założyłaś, że ofiara może ci coś zrobić? - Bo... bo jest... była psychopatką. We wszystkim mnie naśladowała. Ufarbowała sobie włosy na taki sam kolor jak ja, zaczęła się tak samo ubierać, tak samo się czesała, nosiła podobne kolczyki. Nawet kupiła sobie biały kabriolet, bo ja mam taki. Aż mnie ciarki przechodziły - A więc podziwiała cię? - Nie sądzę. Myślę, że mnie nienawidziła. Parę innych osób też tak uważało. - W takim razie dlaczego cię naśladowała? 40 - Kto wie? Może nie umiała znalezć własnego stylu, więc skopiowała czyjś. Nie była zbyt inteligentna. Przebiegła, ale nie inteligentna. - Rozumiem. Czy ktoś inny ci groził? - Od rozwodu nie. - Niecierpliwie spojrzałam na zegarek. - Panie poruczniku, jestem wykończona. Jak długo jeszcze będę musiała tu zostać? - Pewnie dopóki wszyscy gliniarze nie opuszczą budynku, żebym mogła pozamykać. Na pewno rozciągną żółtą taśmę wokół parkingu na tyłach, ale chyba najpierw pozwolą mi zabrać stamtąd samochód... Wtedy przyszło mi do głowy, że być może otoczą taśmą cały budynek i oba parkingi. Jutro, a może i pojutrze nie będę mogła otworzyć klubu. Kto wie, czy nie dużo dłużej. - Już niedługo - odparł, z powrotem zwracając na siebie moją uwagę. - Kiedy się rozwiodłaś? - Pięć lat temu. Dlaczego pan pyta? - Czy były mąż sprawiał ci jakieś problemy? - Jason? Boże, nie. Nie widziałam go od rozwodu. - Ale wtedy ci groził? - Rozwodziliśmy się. Groził, że mi rozwali samochód, ale oczywiście nie zrobił tego. - Prawdę mówiąc, groził, że mi rozwali samochód, jeżeli ujawnię pewne informacje na jego temat. Wtedy zapowiedziałam, że tak właśnie zrobię, jeżeli się nie zamknie i nie da mi wszystkiego, czego zażądam. No, w każdym razie Siana mu tak oświadczyła. Myślę jednak, że Wyatt wcale nie musiał o tym wiedzieć. Nie musiał wiedzieć wszystkiego. - Czy z jakiegoś powodu może żywić do ciebie urazę? Och, taką mam nadzieję. W końcu po to nadal jezdziłam mercedesem kabrioletem. Pokręciłam jednak głową. - Nie widzę żadnych powodów. Niedawno ożenił się ponownie i o ile wiem, jest bardzo szczęśliwy. - I nikt więcej ci nie groził? 41 - Nie. Dlaczego zadaje mi pan te wszystkie pytania? Miał nieodgadniony wyraz twarzy. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |