[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dzielenia zachwytu Pafnucego, że trzeba zostawić mu swobodę sądu i tym
samym wciągnąć do aktywnego udziału myślowego w świecie przedstawia-
nym w powieści. Ten zabieg nie jest, jakby poniektórzy mogli sądzić, znęca-
niem się nad czytelnikiem, przeciwnie, jest awansowaniem go ze statusu od-
biorcy do statusu partnera, prawie współtwórcy, a w każdym razie współsę-
dziego, gdy chodzi o ocenę i wyciąganie wniosków. Metoda punktu widzenia
(tj. przedstawiania rzeczywistości powieściowej zawsze z punktu widzenia
działających w niej postaci), sformułowana przez Henry Jamesa (co nie zna-
czy, że przed nim nie stosowana  przykład: Anna Karenina), programowo
używana przez Conrada, spontanicznie, jak wolno przypuszczać, lecz nie-
zwykle konsekwentnie przez Czechowa (by o innych nie wspominać), jest dzi-
siaj powszechnym i jakby naturalnym sposobem wyrazu prozy epickiej.
Nie tak powszechnie przyjęło się zakłócenie, odwracanie chronologii. Con-
rad, kiedy czyniono mu zarzut z komplikowania przebiegu czasowego akcji,
owych notorycznych wycieczek w przeszłość bądz wybiegania w przyszłość,
mnożenia narratorów, opowiadających o różnych zdarzeniach wcale nie  po
porządku , odpierał te zarzuty, mówiąc, że taki sposób przedstawiania zda-
rzeń odpowiada sposobowi, w jaki zdobywamy wiedzę o realnej rzeczywisto-
ści. Przecież najpierw poznajemy jakiegoś człowieka, potem, najczęściej od
kogoś innego, dowiadujemy się o jego sytuacji rodzinnej czy majątkowej, ja-
kiś wspólny znajomy przekazuje rewelacje o tych sytuacjach, wcale nie tak
świetnych (lub złych), jak sądziliśmy z początku, on; sam na etapie pewnej
zażyłości powie to i owo o swym dzieciństwie itd.
Zakłócenia chronologii fabuły nie zostały jednak powszechnie zaakcepto-
wane i do dziś  opowiadanie od końca uchodzi za nowatorstwo i śmiałość,
144
choć niejednokrotnie jest tylko popisem formalnym, sztuką dla sztuki. Bar-
dziej owocne, stwarzające rozległe możliwości wykorzystania i dla kompozy-
cji, i dla komentowania rzeczywistości okazało się trzecie z wymienionych
zakwestionowanie: jednoznaczności zdarzeń. Opowiadanie tych samych zda-
rzeń kolejno przez różne osoby, z ich punktu widzenia, służyć może upo-
rczywemu dochodzeniu do sedna sprawy (tak jest w powieści Faulknera Ab-
salomie, Absalomie), demaskacji osób i środowisk (np. w sztuce Albee go Kto
się boi Yirginii Woolf), udokumentowaniu poglądu, że  jest tak, jak się pań-
stwu wydaje (tytuł dramatu Pirandella, będący zarazem jego tezą), bądz w
końcu i zadziwieniu, zaskoczeniu czytelnika (dlatego to odkrycie awangardy
powieściowej zostało tak szybko i skwapliwie przyswojone przez powieść
kryminalną).
Dlaczego się o tym rozwodzę, skoro w tytule felietonu jest nazwisko Ajt-
matowa, pisarza znakomitego, na wskroś oryginalnego, poruszającego głębo-
ko czytelnika, ale przecież nie zaliczanego do nowatorów i eksperymentato-
rów? Dlatego, że skromna (i rozpaczliwie skromnie wydana!), tradycyjna z
pozoru powieść kirgiskiego pisarza okazuje się, ale dopiero na końcu, po
przeczytaniu, rewelacyjnie nowatorska.
%7łurawie przyleciały wcześnie to właściwie nawet nie powieść, a dłuższe
opowiadanie, long short-story, jak to nazywają Anglosasi. Rzecz się dzieje w
aule kirgiskim w 1943 roku, bohaterem jest piętnastoletni Sułtanmurat i je-
go to oczami oglądamy kołchozową rzeczywistość czasu wojny. Metoda
 punktu widzenia jest tu rygorystycznie przestrzegana  dowiadujemy się
więc tylko tyle, ile może dostrzec przeciętny chłopiec w tym wieku (dodajmy:
przeciętny, ale nadzwyczaj dobry, uczciwy i ufny, to bardzo istotne). Stoso-
wanie tej metody to żadna rewelacja, mamy to, jak wyżej wspomniano, już u
Czechowa, z którym notabene Ajtmatow ma tak dużo wspólnego, że można
go uznać za pełnoprawnego, twórczego, spadkobiercę autora Darmozjadów i
Spać się chce. Te opowiadania wymieniam z rozmysłem, bo tym podobień-
stwem, które się rzuca w oczy najbardziej, jest wspólne obu autorom zrozu-
mienie i współczucie dla udręczonych dzieci i zamęczonych zwierząt.
Sułtanmurat i czterej jego koledzy zostają odwołani ze szkoły i odkomen-
derowani do pracy przy koniach. Przed nieletnimi koniuchami postawiono
odpowiedzialne zadanie: mają doprowadzić do stanu gotowości pięć czwórek
koni, a potem zaorać i obsiać odległy o pół dnia drogi od aułu, od lat pługiem
nie ruszony aksajski ugór. Siedzimy ich starania i trudy z sympatią, z apro-
batą, ale i z lekkim, stopniowo narastającym zniecierpliwieniem. To jednak
nie ten Ajtmatow, którego znamy z %7łegnaj, Gulsary i Białego statku. Przesło-
dził. Przepozytywnił. Z tego się robi Timur i jego drużyna, czytanka, budujący
reportaż na temat:  Bohaterska praca chłopców na cywilnym froncie walki o
chleb . Sprzyja takiej klasyfikacji batalistyczna nomenklatura, con amore
używana przez przewodniczącego kołchozu: brygada aksajska nazywana jest
 desantem , zadanie jest  bojowe ...
Więc gdzie rewelacja i nowatorstwo? Na ostatnich, dosłownie ostatnich
pięciu stronach. Wtedy nagle okazuje się, że poetyka budującego reportażu,
widzenie świata w kategoriach Timura to pozór, kamuflaż. Ze wszystko było
mylnym tropem. Wszystko  z wyjątkiem prawości i ufności Sułtanmurata,
którego widzimy w ostatniej scenie, jak po daremnym pościgu za koniokra-
145
dami, nad trupem ukochanego wierzchowca, z uzdą w ręku staje do nierów-
nej walki z wygłodzonym a silnym wilkiem samotnikiem.
Nie, to nie jest ostatnia scena. To jest przedostatnia. Ostatnią musi sobie
czytelnik sam wyobrazić, choćby się nie wiem jak wzdrygał. I to jest właśnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.htw.pl
  • Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Wszystkie rzeczy zawsze działają zgodnie ze swoją naturą.