[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Po rozmowie z kapitanem Chase Sutton ledwie trzymał się na
nogach. Najpierw przywiózł aresztowanych, a potem spędził
dwie godziny, pisząc raport. Marzył o wypoczynku, lecz
wcześniej musiał załatwić jeszcze jedną sprawę.
Zajrzał do swego wydziału i rzucił okiem na rozkład
czynności na najbliższe dni. Przy swoim nazwisku zobaczył
pustą przestrzeń. Wziął pióro i wpisał w odpowiednią rubrykę
słowa: ,,na urlopie". Zadowolony, poszedł do domu, by się
wyspać.
Jude zajrzała do szopy. Jej wzrok przyciągnęło rozgrzebane
łóżko Chase'a i ubrania wiszące na ścianie. Weszła do środka.
Serce biło jej mocno, choć wcale nie przyszła tu na przeszpiegi.
Ze złością chwyciła ręczniki, zgarnęła pościel z łóżka i rzuciła
wszystko na podłogę. Reszta należała do Chase'a. Ogarnęła
wzrokiem całe pomieszczenie. Na stoliku leżały jakieś
czasopisma. W rogu stała torba, w której tkwiły pewnie brudne
dżinsy. Czyste koszule wisiały na hakach wbitych w ścianę.
Jude pomyślała, że z tego, co tu widzi, trudno wywnioskować,
że zatrudniony przez nią włóczęga jest policjantem. Z
pewnością był profesjonalistą i nie woził z sobą niczego, co
RS
114
mogłoby go zdekonspirować. Jude szanowała prawo i tych,
którzy poświęcali życie, by stać na jego straży.
Chase zranił ją w inny sposób i niezależnie od wszystkich
racjonalnych przeświadczeń na temat roli policjantów, trudno jej
było się z tym pogodzić. Chciała usunąć z rancza wszystko, co
mogło go przypominać. Na razie postanowiła uprać pościel i
ręczniki, których używał.
Po południu, poświęconym praniu i suszeniu, ktoś zapukał do
drzwi. Otworzywszy je, Jude ujrzała umundurowanego
policjanta, tego samego, który był u niej rano.
- Czym mogę służyć? - spytała chłodno.
- Przyprowadziliśmy pani samochód - wyjaśnił.
- Mój samochód? - zdziwiła się. - Och! Jak...? Przecież nie
można było go uruchomić.
- To drobiazg. Naprawiliśmy go. Sutton prosił, byśmy się tym
zajęli. Teraz już działa bez zarzutu. Można nim jezdzić.
- Dziękuję - rzekła cicho. - Naprawdę jestem wam wdzięczna.
- Przyjedziemy ty jeszcze. Trzeba odtransportować samolot i
auto przemytników z pasa startowego. Do wieczora usuniemy
wszystko z pani posiadłości. Na razie dwóch ludzi będzie tego
pilnować.
- Dziękuję za informację. - Jude uśmiechnęła się. Policjant
zasalutował i odszedł.
Chase przespał cały dzień. Obudził się bardzo głodny. W
domu nie było niczego do jedzenia, więc ubrał się i wyszedł do
miasta. Zamówił stek z pieczonymi kartoflami i jakiś deser.
Przez cały czas myślał o Jude. Przypomniał sobie jej dbałość o
zdrowe odżywianie i roześmiał się cicho, wspominając
komentarze dziewczyny na temat skutków jedzenia tłustych
potraw. Przełknął kęs mięsa i westchnął. Wcale nie czuł się
szczęśliwy. Nie uspokoi się, póki nie porozmawia z Jude. Może
spędzi z nią trochę czasu. Nie mógł myśleć o tej dziewczynie
bez wyobrażania sobie, jak się kochają. Zaczął zastanawiać się,
czy rzeczywiście to, co czuje do Jude Colter, to coś poważnego.
RS
115
Jedno było pewne. Nigdy nie odczuwał czegoś takiego wobec
innych kobiet. W przeszłości nie zaprzątał sobie głowy
myśleniem o małżeństwie, rodzinie, dzieciach. Nie mógł
przewidzieć reakcji właścicielki rancza. Być może nie
zaakceptuje jego planów.
Rano powinien do niej wrócić. Nie miał wątpliwości, że Jude
natychmiast powie, co o nim myśli. Miał jedynie nadzieję, że
pozwoli mu na wyjaśnienia.
Jude usłyszała warkot auta. Od razu domyśliła się, kto
przyjechał. Szybko zdjęła chustkę, potrząsnęła głową, by włosy
nabrały puszystości, i zbliżyła się do lustra. Wyraznie czuła
wewnętrzne napięcie. Co za różnica, jak będzie wyglądała? Nie
musi mu się podobać. Do diabła z Chase'em!
Nie od razu zapukał do drzwi. Po kilku szarpiących nerwy
minutach Jude podeszła do okna. Chase witał się z Shortym.
Poczuła, że serce w niej zamiera. Wystarczyło jedno spojrzenie
na tego człowieka, by ożyły wszystkie uczucia, które do niego
żywiła i cała pamięć o minionych zdarzeniach.
Jakaś cząstka jej jestestwa nie potrafiła go nienawidzić,
niezależnie od tego, co zrobił. Zrozumiała, że jeśli kiedyś opuści
Newadę i tego mężczyznę, to i tak o nich nigdy nie zapomni.
Ale nie miała zamiaru przyznawać się do tego.
Jeszcze raz spojrzała w okno, by zobaczyć, że Chase kieruje
się do zagrody, wita z Thunderem i czymś go karmi. W końcu
rzucił okiem w stronę domu. Jude odskoczyła od okna. Jeśli
wyobrażał sobie, że uniknie jej gniewu, to się mylił.
Z lodowatą miną otworzyła drzwi. Czekała, aż się zbliży, nie
zmieniając wyrazu twarzy. Zobaczył ją i nerwowo przełknął
ślinę.
- Witaj, Jude - powiedział. Skinęła głową.
- Mam nadzieję, że znalazłaś list, który zostawiłem.
- Tak.
- Chciałbym cię przeprosić. Czy zechcesz mnie wysłuchać?
- Jeśli nie zajmie to zbyt wiele czasu. Jestem zajęta.
RS
116
- Przyjechałem tu, by zweryfikować informacje otrzymane od
ulicznego handlarza narkotyków. Powiedział, że przemyca się je
do Newady, wykorzystując ranczo Colterów. Wszyscy, z
którymi rozmawiałem o tej posiadłości, byli pewni, że jest
opuszczona, więc kiedy zobaczyłem twoje ogłoszenie z ofertą
pracy, nie wiedziałem, co tu robi Jude Colter. Wyglądało,
jakby...
- Mów krótko - przerwała Jude.
- Proszę... Powinnaś dowiedzieć się wszystkiego.
- Dlaczego?
- Bo... - Chase nabrał tchu. - Coś między nami zaszło i nie
możemy tego faktu ignorować.
- Och, sądzę, że możemy. Myślę, że to już się stało.
Przynajmniej jeśli o mnie chodzi.
- Nie wierzę - odrzekł.
To, co usłyszał, napełniało go lękiem. Jude traktowała go jak
wroga.
- Nie bądz na mnie zła - prosił. - Wykonywałem swoją
pracę...
- Pomocnika na ranczu? Nie przypominam sobie, by w zakres
twoich obowiązków miało wchodzić również uprawianie
miłości z szefową.
- To niesprawiedliwe, co powiedziałaś. Nie uczyniłem
niczego, czego byś nie chciała.
- Powiedz wprost, że to ja zrobiłam pierwszy krok - rzekła z
gniewem.
- Nie przyjechałem tutaj, by cię obrażać - rzekł, odwracając
spojrzenie od rozgniewanej twarzy Jude.
- Oczywiście. Wróciłeś po swoje zwierzęta. Zabieraj je i zejdz
mi z oczu. Nie chcę cię więcej widzieć.
Jude weszła do domu i trzasnęła drzwiami. Czuła się tak zle,
że natychmiast opadła na kuchenny stołek. Wcale nie to chciała
mu powiedzieć. Mógł teraz wyjechać i nigdy więcej się nie
zobaczą.
RS
117
Zakołysała się z rozpaczy, jęcząc cicho. Głupio postąpiła,
pozwoliła się ponieść nerwom. Poczuła, jak łzy żalu napływają
jej do oczu. A potem przypomniała sobie, że powinna zapłacić
temu człowiekowi za pracę na ranczu. Potraktowała to jako
ostatnią szansę naprawienia swojego błędu. Zerwała się na
równe nogi i pobiegła na górę po pieniądze. Szybko obliczyła
przepracowane przez Chase'a dni i przygotowała potrzebną
sumę. Zatrzymała się w łazience, by przemyć oczy. Chase'owi
nie zajmie dużo czasu uruchomienie samochodu i wprowadzenie
konia do przyczepy. Spakuje swoje rzeczy w ciągu paru minut.
Z wysiłkiem spróbowała się opanować, zanim zeszła na dół.
Dostrzegła go w samochodzie. Siedział w błyszczącym,
błękitnym aucie, nie zamknąwszy drzwi. Nawet nie zaczął
przygotowywać konia do wyjazdu.
Zauważył, że się zbliża, więc powoli wstał. Zacisnął szczęki,
nie wiedząc, czego jeszcze może się spodziewać.
- Jestem ci winna pieniądze - rzekła, wyciągając rękę.
- Nie chcę ich.
- Musisz je wziąć.
- Do diabła z nimi! - krzyknął. - Chcę od ciebie tylko kilku [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.htw.pl
  • Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Wszystkie rzeczy zawsze działają zgodnie ze swoją naturą.