[ Pobierz całość w formacie PDF ]
znacza dni przyjęć; tym samym koniec z pracÄ…, caÅ‚y wysiÅ‚ek obraca siÄ™ na to, aby być lub udawać, że siÄ™ jest Å›wiatowym czÅ‚owiekiem. To ich jedyna troska, z chwilÄ… gdy majÄ… chleb. Co do moich procesów, Å›ciÅ›le mówiÄ…c, i to wziÄ…wszy każdy proces z osobna, mam adwoka- tów, którzy siÄ™ zabijajÄ… pracÄ…; przedwczoraj jeden umarÅ‚ mi na suchoty. Ale co do moich spraw w ogólnoÅ›ci, czy uwierzyÅ‚byÅ›, księże, iż od trzech lat zrezygnowaÅ‚em ze znalezienia czÅ‚owieka, który by piszÄ…c dla mnie raczyÅ‚ zastanowić siÄ™ bodaj trochÄ™. ZresztÄ…, wszystko to to tylko wstÄ™p. 123 SzanujÄ™ ciÄ™, księże, i Å›miem dodać, mimo że widzimy siÄ™ po raz pierwszy, kocham ciÄ™. Czy chcesz być moim sekretarzem z pÅ‚acÄ… oÅ›miu tysiÄ™cy franków lub dwa razy tyle? ZyskaÅ‚bym na tym jeszcze, przysiÄ™gam; i zobowiÄ…zujÄ™ siÄ™ zachować ksiÄ™dzu owo piÄ™kne probostwo na czas, kiedy by nam przyszÅ‚o siÄ™ rozstać. KsiÄ…dz odmówiÅ‚, ale pod koniec rozmowy szczery kÅ‚opot margrabiego obudziÅ‚ w nim myÅ›l. ZostawiÅ‚em w seminarium biednego chÅ‚opca, którego, jeÅ›li siÄ™ nie mylÄ™, czeka srogie przeÅ›ladowanie. Gdyby byÅ‚ po prostu zakonnikiem, już by siÄ™ znalazÅ‚ in pace. DotÄ…d ten mÅ‚o- dy czÅ‚owiek zna jedynie Å‚acinÄ™ i Pismo Å›wiÄ™te; ale możliwe jest, że kiedyÅ› rozwinie wielkie talenty, czy jako kaznodzieja, czy jako pasterz dusz. Nie wiem, co bÄ™dzie robiÅ‚, ale jest w nim Å›wiÄ™ty ogieÅ„, może zajść daleko. ZamierzaÅ‚em go umieÅ›cić przy biskupie, gdybyÅ›my kiedy mieli na tym stanowisku czÅ‚owieka podzielajÄ…cego paÅ„ski sposób patrzenia na ludzi i sprawy. SkÄ…d ten mÅ‚ody czÅ‚owiek? Podobno jest synem cieÅ›li z naszych stron, ale raczej bym przypuszczaÅ‚, że jest natural- nym dzieckiem jakiegoÅ› bogatego czÅ‚owieka. WidziaÅ‚em, jak otrzymaÅ‚ list anonimowy lub pseudoanonimowy z przekazem na pięćset franków. A, to Julian Sorel rzekÅ‚ margrabia. SkÄ…d pan zna jego nazwisko? rzekÅ‚ proboszcz, zdumiony, i w tej chwili zarumieniÅ‚ siÄ™. Tego nie mogÄ™ powiedzieć rzekÅ‚ margrabia. Zatem rzekÅ‚ ksiÄ…dz niech pan spróbuje uczynić go swoim sekretarzem. Ma energiÄ™, rozum, sÅ‚owem, warto zrobić próbÄ™. Czemu nie? rzekÅ‚ margrabia. Tylko czy to nie bÄ™dzie czÅ‚owiek zdolny przyjąć Å‚a- pówkÄ™ od prefekta policji lub kogo innego, aby mnie szpiegować w moim domu? Oto jedyna wÄ…tpliwość? Wobec korzystnych upewnieÅ„ ksiÄ™dza Pirard, margrabia wyjÄ…Å‚ bilet tysiÄ…cfrankowy. PoÅ›lij to, księże, Julianowi Sorel na drogÄ™ i niech przybywa. Widać rzekÅ‚ ksiÄ…dz Pirard że pan margrabia mieszka w Paryżu. Nie zna pan jarzma, jakie ciąży na nas, biednych mieszkaÅ„cach prowincji, a zwÅ‚aszcza na księżach nie cieszÄ…cych siÄ™ Å‚askÄ… jezuitów. Nie wypuszczÄ… bezwarunkowo Juliana, potrafiÄ… znalezć tysiÄ…c pozorów, odpowiedzÄ…, że jest chory, że list zaginÄ…Å‚ etc. PoproszÄ™ ministra o list do biskupa rzekÅ‚ margrabia. ZapomniaÅ‚em jednej okolicznoÅ›ci rzekÅ‚ proboszcz mÅ‚odzieniec ten mimo niskiego pochodzenia jest bardzo ambitny; jeÅ›li siÄ™ draÅ›nie jego dumÄ™, nie bÄ™dzie zeÅ„ żadnego pożyt- ku; stÄ™pieje. To mi siÄ™ podoba rzekÅ‚ margrabia bÄ™dÄ™ go traktowaÅ‚ jak kolegÄ™ mego syna. Czy to wystarczy? W jakiÅ› czas potem Julian otrzymaÅ‚ list pisany nieznanym charakterem i noszÄ…cy pieczÄ…tkÄ™ z Châlon; wewnÄ…trz znalazÅ‚ przekaz pieniężny na nazwisko pewnego kupca z Besançon i po- lecenie natychmiastowego udania siÄ™ do Paryża. List podpisany byÅ‚ zmyÅ›lonym nazwiskiem, ale otwierajÄ…c go Julian zadrżaÅ‚: do stóp jego upadÅ‚ liść; byÅ‚ to znak umówiony z ksiÄ™dzem Pirard. W niespeÅ‚na godzinÄ™ wezwano Juliana do konsystorza, gdzie biskup przyjÄ…Å‚ go z ojcowskÄ… dobrociÄ…. NawiÄ…zujÄ…c zrÄ™cznie do Horacego, powinszowaÅ‚ chÅ‚opcu wysokich losów, jakie go czekajÄ…, spodziewajÄ…c siÄ™ w zamian, jako podziÄ™kowania, pewnych wyjaÅ›nieÅ„. Julian nie mógÅ‚ nic powiedzieć, choćby dlatego, że nic nie wiedziaÅ‚, co sprawiÅ‚o, że praÅ‚at powziÄ…Å‚ dlaÅ„ wielki szacunek. Jeden z mÅ‚odszych księży odniósÅ‚ siÄ™ do merostwa, wskutek czego sam mer przyniósÅ‚ paszport podpisany, ale z miejscem in blanco na nazwisko podróżujÄ…cego. Wieczorem, przed północÄ…, Julian zjawiÅ‚ siÄ™ u Fouquégo. RozsÄ…dny mÅ‚odzieniec wiÄ™cej okazaÅ‚ zdziwienia niż zachwytu karierÄ… przyjaciela. 124 Wszystko to siÄ™ skoÅ„czy rzekÅ‚ zawziÄ™ty liberaÅ‚ jakÄ…Å› rzÄ…dowÄ… posadÄ… zmuszajÄ…cÄ… ciÄ™ do postÄ™pków, które stanÄ… siÄ™ żerem dzienników. Wieść o tobie dojdzie mnie wraz z twÄ… haÅ„- bÄ…. PamiÄ™taj, iż nawet, biorÄ…c pieniężnie, lepiej zarobić sto ludwików w uczciwym handlu drzewem, bÄ™dÄ…c swoim panem, niż otrzymać cztery tysiÄ…ce franków od rzÄ…du, chociażby rzÄ…- du króla Salomona. Julian widziaÅ‚ w tych sÅ‚owach jedynie mieszczaÅ„skÄ… ciasnotÄ™. Nareszcie miaÅ‚ wypÅ‚ynąć na wielkÄ… arenÄ™. MarzyÅ‚ o Paryżu: wyobrażaÅ‚ sobie, że jest w nim peÅ‚no intrygantów i hipokrytów, ale równie uprzejmych jak biskup z Besançon lub z Ag- de to przysÅ‚aniaÅ‚o wszystko. WytÅ‚umaczyÅ‚ przyjacielowi, że list ksiÄ™dza Pirard odbiera mu swobodÄ™ rozstrzygania o swym losie. Nazajutrz koÅ‚o poÅ‚udnia przybyÅ‚ do Verrières; czul siÄ™ najszczęśliwszym z ludzi spodzie- wajÄ…c siÄ™ ujrzeć paniÄ… de Rênal. UdaÅ‚ siÄ™ najpierw do swojego protektora, zacnego ksiÄ™dza Chélan. KsiÄ…dz przyjÄ…Å‚ go surowo. Czy uważasz, żeÅ› mi coÅ› winien? rzekÅ‚ ksiÄ…dz nie odpowiadajÄ…c na przywitanie. Zjesz Å›niadanie ze mnÄ…, przez ten czas najmÄ™ ci innego konia i opuÅ›cisz Verrières n i e w i d z Ä… c s i Ä™ z n i k i m. U s Å‚ y s z e ć z n a c z y u s Å‚ u c h a ć odparÅ‚ Julian z minÄ… seminarzysty, po czym byÅ‚a już mowa jedynie o teologii i klasycznej Å‚acinie. WsiadÅ‚ na konia, ujechaÅ‚ milÄ™, po czym, ujrzawszy las i pewny, że go nikt nie widzi, zapu- Å›ciÅ‚ siÄ™ weÅ„. O zachodzie sÅ‚oÅ„ca odesÅ‚aÅ‚ konia; nastÄ™pnie zaszedÅ‚ do wieÅ›niaka, który zgodziÅ‚ siÄ™ sprzedać mu drabinÄ™ i zanieść jÄ… za Julianem do lasku nad AlejÄ… WiernoÅ›ci w Verrières. To jakiÅ› biedny dezerter albo przemytnik pomyÅ›laÅ‚ wieÅ›niak rozstajÄ…c siÄ™ z Julianem ale co mi tam! ZapÅ‚aciÅ‚ uczciwie za drabinÄ™, a wszak i mnie zdarzaÅ‚o siÄ™ to i owo w życiu. Noc byÅ‚a ciemna. OkoÅ‚o pierwszej Julian dzwigajÄ…c drabinÄ™ wszedÅ‚ do miasteczka. Ze- szedÅ‚ co rychlej w Å‚ożysko potoku, który przerzyna wspaniaÅ‚e ogrody pana de Rênal, ocem- browane murem dziesięć stóp wysokim. Julian przebyÅ‚ z Å‚atwoÅ›ciÄ… potok przy pomocy drabi- ny. Jak przyjmÄ… mnie psy? W tym caÅ‚a kwestia. Psy zaczęły szczekać i puÅ›ciÅ‚y siÄ™ pÄ™dem na niego; gwizdnÄ…Å‚ z cicha, zaczęły siÄ™ Å‚asić. PnÄ…c siÄ™ z terasy na terasÄ™, mimo że wszystkie furtki byÅ‚y zamkniÄ™te, dostaÅ‚ siÄ™ z Å‚atwoÅ›ciÄ… pod okno pani de Rênal, poÅ‚ożone od strony ogrodu na jakie osiem, dziesięć stóp nad ziemiÄ…. W okiennicach znajdowaÅ‚ siÄ™ maÅ‚y otwór w ksztaÅ‚cie serca, dobrze znany Julianowi. Ku jego zmartwieniu otwór byÅ‚ ciemny, nie oÅ›wiecaÅ‚a go od wewnÄ…trz lampka nocna. Wielki Boże pomyÅ›laÅ‚ widocznie tej nocy pani de Rênal nie Å›pi u siebie! Gdzie ona może być? CaÅ‚y dom bawi w Verrières, skoro widziaÅ‚em psy; ale mogÄ™ siÄ™ natknąć w tym pokoju na pana de Rênal lub kogoÅ› obcego, wówczas co za skandal! NajrozsÄ…dniej byÅ‚o wycofać siÄ™, ale Julian wzdrygaÅ‚ siÄ™ przed tym. JeÅ›li to ktoÅ› obcy, umknÄ™ pÄ™dem zostawiajÄ…c drabinÄ™; jeżeli ona, jakie mnie czeka przyjÄ™cie? PopadÅ‚a w skruchÄ™ i w dewocjÄ™, to nie ulega wÄ…tpliwoÅ›ci; ale ostatecznie, musi pamiÄ™tać o mnie, skoro pisaÅ‚a. Ten argument przeważyÅ‚. Z drżącym sercem, mimo to zdecydowany ujrzeć jÄ… lub zginąć, rzuciÅ‚ w okiennicÄ™ parÄ™ kamyczków; żadnej odpowiedzi. OparÅ‚ drabinÄ™ tuż koÅ‚o okna i sam zaczÄ…Å‚ pukać w okiennicÄ™, zrazu lekko, potem silniej. Mimo że jest tak ciemno, może ktoÅ› wygarnąć do mnie z fuzji [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |