[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Liz szybko opowiedziała Cowleyowi o swoim planie. Za-
S
R
jmie pozycję i będzie gotowa do strzału, gdy tylko usłyszy znajomy syk
gazu łzawiącego, wypuszczanego z pojemnika.
- No to szybko wchodz do środka - ponaglił ją Cowley. - Ale uważaj.
Jeśli spudłujesz...
- Nie spudłuję - oświadczyła.
Była pewna siebie. Przecież strzelała świetnie.
Ostrożnie uchyliła drzwi i wsunęła się do środka. Bała się nie o to, że
sobie nie poradzi, lecz że w ciemnościach się potknie i Booker usłyszy
podejrzany hałas. Może wpaść wtedy w panikę i zastrzelić zakładnicz-
kę.
Zamknęła za sobą drzwi. Na szczęście nie zaskrzypiały.
Stanęła oślepiona światłami wozu patrolowego, stojącego tuż pod
oknem. Uprzytomniła sobie, że w tych warunkach będzie jej trudno
precyzyjnie namierzyć cel. Przed sobą ujrzała jakieś skrzynie. %7łeby
mieć dobre pole do strzału, musiała je wyminąć.
Właśnie miała ruszyć przed siebie, gdy usłyszała jakieś hałasy. Naj-
pierw przekleństwo, potem dwa błyskawiczne wystrzały Bookera, które
oddał, zauważywszy wycelowaną w siebie armatkę z gazem. Zaraz po-
tem rozległ się odgłos szybkich kroków.
Liz przesunęła się w bok i mimo woli zaszła drogę Bookerowi, który
tędy próbował uciekać. Tak niespodziewanie zderzył się z Liz, że wy-
puściła broń z ręki.
- Co do chole...  wrzasnął i wykorzystując zaskoczenie policjantki,
chwycił ją za gardło.
Liz wpiła paznokcie w ramię napastnika. Kopała go, walcząc o oddech,
a właściwie o życie, gdy zaczął ją wlec ku tylnemu wyjściu z budynku.
Znalezli się tuż przy drzwiach, gdy nagle stanął w nich Cowley. Booker
strzelił do niego, lecz młodemu policjantowi udało się w porę cofnąć i
uniknąć kulki.
S
R
- Tutaj - warknął Booker, zobaczywszy nagle otwarte drzwi do pod-
ręcznego magazynu.
Tak mocno popchnął Liz, że upadła na ziemię. Z przerażeniem patrzyła,
jak napastnik od środka zamyka schowek na zasuwę.
- Kim jesteś, do diabła? - warknął, z twarzą wykrzywioną furią, przy-
kładając do czoła Liz lufę pistoletu.
Zwilżyła językiem zaschnięte wargi. Starała się, aby jej głos brzmiał
silnie i pewnie.
- Nazywam się Casey. Jestem wywiadowcą. Za zastrzelenie policjantki
zginiesz na elektrycznym krześle.
- Myślisz, że się tym przejmuję? - warknął. Lufę pistoletu docisnął
mocniej do jej głowy.
Liz skrzywiła się. Zamknęła oczy. Po chwili jednak znów je otworzyła.
- Pomyśl o tym, co już zrobiłeś. Pomówmy o...
- O czym? Miałbym wracać do śmierdzącego pierdla? Co to, to nie.
Wolę umrzeć.
- Masz dopiero dwadzieścia lat - siląc się na spokój, przypomniała mu
Liz. - Jeszcze trochę odsiedzisz, ale...
- Ale za dobre sprawowanie znów wyjdę na warunkowe? - warknął. -1
co z tego? Jaką dostanę robotę i za ile? Jestem nikim! Zwykłym śmie-
ciem, jak twierdzi mój kurator.
- Naprawdę powiedział coś takiego?
- Nie raz i nie dwa. A ja muszę utrzymać rodzinę. Liz poczuła, że Bo-
oker odsunął nieco koniec lufy od jej czoła.
- To nie w porządku - stwierdziła.
- Takie jest życie. Więc postanowiłem ukraść trochę forsy, zabrać ro-
dzinę i uciec. Ale schrzaniłem robotę. Kobieta, którą chwyciłem, ze-
mdlała. Wpadłem w panikę. Ale przynajmniej nie trafiły mnie te świnie
z zewnątrz. Tyś też chciałaś
S
R
zrobić to samo, no nie? - Ze złością znów wcisnął czubek lufy w czoło
Liz.
Za wszelką cenę musiała zachować spokój.
- Poddaj się, Booker. A ja obiecuję, że zrobię wszystko, aby ci pomóc.
Czy... czy zabiłeś kierownika?
- Nie. Postrzeliłem go w nogę. Nie zamierzałem tego faceta załatwić.
Ukarałem go tylko za to, że uruchomił alarm. Sądziłem, że uda mi się
zmyć przed przyjazdem gliniarzy. Niestety, przez niego mi nie wyszło.
- A więc nie zabiłeś nikogo - podsumowała Liz. - Za parę lat będziesz
miał szansę dostać zwolnienie warunkowe. Pomyśl o tym. Pomyśl o
sobie. Przecież nie chcesz mnie zabić. Nie chcesz wylądować na elek-
trycznym krześle...
W myśli Liz przyrzekła sobie, że każe wyjaśnić tę sprawę z kuratorem.
Swego czasu miała ochotę sama zająć się taką pracą, aby pomagać
kryminalistom w powrocie do normalnego życia. Ale gdy tylko jej oj-
ciec usłyszał o tym pomyśle, kategorycznie zaprotestował. Jeszcze raz
przypomniał córce, że jest ostatnią szansą, żeby w ich rodzinie znalazł
się policjant w randze oficera.
Liz czuła się okropnie. Trzęsła się jak galareta. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.htw.pl
  • Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Wszystkie rzeczy zawsze działają zgodnie ze swoją naturą.