[ Pobierz całość w formacie PDF ]
smutnych oczu wyzierało znużenie i mądrość, która nie pasowała do osoby tak młodej. Pragnienie spokoju prysło. Obecność Susanny uzmysłowiła Travisowi, że buzują w nim hormony. %7łe jest mężczyzną, który ma potrzeby. Skierował wzrok na rękę, w której trzymał strzelbę. Gdy wszedł do sypialni i zobaczył broń na łóżku, wstąpiła w niego wściekłość. Co za idiotka! Przecież mogła się we śnie obrócić, a wtedy... Diabli wiedzą, co by się stało. Nie, to chyba nie wściekłość. Raczej strach. O Susannę. Strzelba, mimo że stara, może wystrzelić. Cholera jasna. Jeszcze niedawno czuł do Susanny niechęć, może nawet wrogość, a teraz martwi się, aby sobie nie wyrządziła krzywdy. - Co ci, do licha, odbiło? - warknął, dając upust złości. - Dlaczego śpisz ze strzelbą? - Travis... Tylko to powiedziała. Jego imię. Jakby wreszcie uświadomiła sobie, że już nie śni, a on nie jest wytworem jej wyobrazni. Oczywiście gdyby wiedziała, o czym on w tym momencie myśli, podciągnęłaby kołdrę pod brodę. Albo zerwałaby się z łóżka i rzuciła 127 Anula ous l a and c s do ucieczki. Nie siedziałaby z oczami wytrzeszczonymi ze zdziwienia, usiłując odgadnąć, skąd on się tu wziął i dlaczego nad nią stoi. - Jak się tu dostałeś? A w ogóle to co tu robisz? - spytała, odgarniając włosy z twarzy. Przez chwilę nie mógł wydobyć głosu. Jak zahipnotyzowany wpatrywał się w jej piersi, które poruszyły się, kiedy podniosła rękę do głowy. - Dochodzi dziesiąta - burknął w odpowiedzi. Starał się myśleć o tym, że jest zły, a nie o tym, że widok Susanny wzbudza w nim podniecenie. - Dziesiąta? Ojej. - Tak chcesz prowadzić ranczo? Zpiąc do południa? - Wiedział, że zachowuje się nie fair, ale nie mógł się opanować. Miała podkrążone oczy. Pewnie całą noc przewracała się z boku na bok. Może w końcu zasnęła, ale na pewno się nie wyspała. Nagle, zdając sobie sprawę, że jest odkryta, chwyciła róg kołdry i zasłoniła nogi. - Nie odpowiedziałaś mi, po co ci strzelba? Znów mu się zrobiło jej żal. Psiakrew. Nie chciał się nad nią litować, nie chciał jej pożądać. A był absolutnie bezsilny wobec uczuć, jakie w nim wzbudzała. Patrzyła to na strzelbę, to na twarz Travisa, rozpaczliwie szukając jakiegoś wyjaśnienia. To, na które wpadła, brzmiało nieudolnie; nawet dziecko potrafiłoby wymyślić coś bardziej sensownego. - Kojot... Słyszałam w nocy kojota i... 128 Anula ous l a and c s - I co? Uznałaś, że po ciemku zdołasz go ustrzelić? - Nie że ustrzelę, tylko że wystraszę hukiem -odparła ze złością i szybko odwróciła wzrok. - Nie było żadnego kojota, prawda? Po prostu czegoś się wystraszyłaś. Wróciłaś... kiedy? Dwa tygodnie temu, tak? I już ci doskwiera samotność. Boisz się być sama. - Niczego się nie boję, a zwłaszcza samotności - zaprotestowała. Zbyt szybko, zbyt gorliwie. Travis milczał. - Czy mogłabym cię prosić...? - Wskazała ręką drzwi. Ogarnęła go złość. Nie powinien tak długo tkwić przy jej rozbebeszonym łóżku. Powinien był dawno wyjść. - Jeśli cię to interesuje, to Sissy się ozrebiła -oznajmił, po czym odwrócił się na pięcie i opuścił sypialnię. Uciekł od Susanny i od obrazów, jakie podsuwała mu wyobraznia. Kuszących, nieprzystojnych, grzesznych. Boże, ratuj, pomyślał, zatrzaskując za sobą drzwi. Pragnął Susanny do szaleństwa. Opanowała strach, opanowała drżenie rąk. Ubrawszy się, zaczesała włosy do tyłu, po czym upięła je w kok. Oczywiście nie wierzyła, że Travis zastrzeli ją w jej własnym łóżku, ale przez te kilka sekund, gdy leżała na granicy jawy i snu, myślała, że ten gniewny grymas na jego twarzy i strzelba w dłoni to dwie ostatnie rzeczy, jakie widzi przed śmiercią. 129 Anula ous l a and c s A potem nagle dostrzegła pożądanie w jego oczach. Idąc do stodoły, aż zadrżała. Nie przypuszczała, że z oczu można tyle wyczytać. Travis starał się ukryć emocje, udawać obojętność. Bez powodzenia. Z jego spojrzenia wyzierały pragnienie i tęsknota. Czuła to wczoraj. Czuła i widziała dziś. Znała te spojrzenia. Z doświadczenie wiedziała, że mężczyzni nie należą do istot subtelnych, prawdomównych. Po co mieli tracić czas na kwiaty, spacery i czułe słówka, kiedy jednym kłamstwem mogli osiągnąć tyle samo? Wierzyła w te kłamstwa, bo bardzo chciała wierzyć w miłość. Teraz już nie była taka naiwna, nie dawała się oszukać. W oczach Travisa nie widziała miłości. Widziała pożądanie, złość na nią, że wzbudza w nim takie emocje, i na siebie, że nie potrafi ich stłumić. Wciąż przebywał w boksie Sissy, kiedy oparła się o drzwi i zajrzała do środka. - Jakie śliczne! - szepnęła z zachwytem. Płowe zrebiątko o chudych długich nogach przypominało malutką sarenkę. Stało pijąc mleko matki i energicznie wymachując ogonkiem. Susanna przeniosła wzrok na Travisa, który dosypywał siana. - Kto jest ojcem? Tucker? - spytała. Tucker był wspaniałym reproduktorem kupionym jeszcze przez jej ojca. - Nie. Jeden z moich ogierów. To pomysł Vi; chciała zobaczyć, co z tego wyjdzie. Na dzwięk imienia Vi oboje, zamilkli. Susannie natychmiast przypomniały się strony, które rozszyfrowywała w nocy. Zastanawiała 130 Anula ous l a and c s się, czy powiedzieć Travisowi o pamiętniku i liście. Ciekawa była jego reakcji. Już dawno odrzuciła podejrzenia, że miał cokolwiek wspólnego ze śmiercią Vi. Zresztą jeżeli wierzyć pamiętnikowi, wszystko zaczęło się przed wieloma laty... Korciło ją, by podzielić się swoim odkryciem, ale ugryzła się w język. Historia opisywana przez Vi wciąż wydawała się jej zbyt surrealistyczna. Chciała poznać trochę więcej szczegółów, aby móc podjąć decyzję, czy pamiętnik zawiera prawdę, czy jednak jest wytworem fantazji. - Powiesz mi teraz, po co ci była ta strzelba? - zapytał Travis, wyrywając ją z zadumy. Była mu za to wdzięczna. Pragnęła choć przez chwilę odpocząć od pamiętnika. - Już ci mówiłam. - Nienawidziła kłamstw, w dodatku z trudem przechodziły jej przez usta, ale nie mogła się przyznać, że wystraszyła się tego, co wyczytała w pamiętniku. Zastanawiała się, dlaczego mężczyzni, którzy ją tyle razy okłamywali, nie mieli problemów z fałszowaniem prawdy. - Usłyszałam kojota, przynajmniej tak mi się wydawało. Znalazłam strzelbę w szafie. Tata czasem strzelał z niej, żeby wystraszyć te bydlaki. - Twój ojciec potrafił się nią posługiwać. A ty? - Każdy, kto dorasta na ranczu, potrafi strzelać - odparła, zadowolona, że nie musi uciekać się do kłamstwa. Travis podszedł do zrebaka. Trudno było cokolwiek wyczytać z jego twarzy, kiedy stał, delikatnie głaszcząc zwierzę. W jego ruchach 131 Anula ous l a and c s nie było śladu zniecierpliwienia. Chciał zrebię oswoić, przyzwyczaić do dotyku, sprawić, aby nie bało się ludzi i żeby im ufało. Nagle Susanna uświadomiła sobie, że w stosunku do niej Travis nie wykazywał takiej cierpliwości. I zrozumiała, że po prostu jej nie ufa. No tak, pewnie jakaś kobieta go zraniła. - Clarence uważa, że powinnam ci zaufać. %7łe na pewno mnie nie skrzywdzisz - powiedziała prosto z mostu. Jego ręka zawisła nieruchomo w powietrzu. Po chwili opuścił ją i dalej głaskał zrebaka. - Clarence to stary dureń. - Może stary, ale nie dureń - stwierdziła, starając się zachować spokój. - Jest świetnym znawcą natury ludzkiej. Travis wsunął rękę do kieszeni, na moment wbił wzrok w buty, po czym spojrzał Susannie w oczy. - Nie chcę być twoim wspólnikiem, Susanno. - Już mi to mówiłeś - rzekła, nie odrywając spojrzenia od jego twarzy. - A ja nie chcę stąd wyjeżdżać. Zacisnął usta. Podrapawszy zrebaka za uchem, skierował się do wyjścia. Susanna Otworzyła drzwi boksu, potem w milczeniu je zamknęła. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |