[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Na nic! - syknęła, pokazując za siebie na garnek. -Widzisz, coś narobił? Przyłazisz tak bez zaproszenia. Zadowolony? - Hag, nie udawaj. Wiedziałaś, że przyjdę. - Nazwał wiedzmę tym imieniem, jedynym, pod jakim ją znał, podobnie jak inni. - Moriel na pewno cię uprzedziła. Czarodziejka przyczłapała bliżej, wynurzając się wreszcie z cienia, i spojrzała na niego. Zmrużywszy oczy, przesunęła językiem po bezzębnych dziąsłach, po czym usiadła naprzeciwko wampira. Lucien zerknął na jej twarz. Oblicze prastare i nieprzyjemne. Hag wpatrywała się w niego nieruchomym spojrzeniem. Mieszkała w tym świecie, odkąd pamiętał, zwabiona tu ze świata ludzi nadzieją na odkrycie utraconych tajników czarnej magii, którą studiowała pilnie przez całe życie. Wampir nie pamiętał, by kiedykolwiek wyglądała inaczej; nawet jeśli odkryła eliksir wiecznej młodości, to stało się to za pózno. - I czemuż to zawdzięczam tę wizytę? - zapytała. Lucien rozchylił wargi, by pokazać paskudne kły, które wyrastały z jego górnej szczęki. Z jego ust popłynął syk, złowrogi i grozny. Mandragora poruszyła się niespokojnie w swoim kącie, lecz Hag powstrzymała ją uniesioną dłonią. Nawet jeśli poczuła strach, to nie dała tego po sobie poznać. Mlasnęła tylko i pokręciła głową. - Oczywiście - powiedziała. - Co ze mnie za gospodyni. Niczym cię nie poczęstowałam. - Odrzuciła z ramion siwe włosy, odsłaniając chudą alabastrową szyję. - Czego się napijesz? - Zarechotała paskudnym skrzekliwym śmiechem, jakby powiedziała właśnie ogromnie zabawny dowcip. Kiedy spojrzenie czarodziejki napotkało kamienne oblicze wampira, rechot zamarł jej na ustach. - Przepraszam - rzekła, gdy się opanowała. - Głupie żarty staruchy. - Jak widzisz - odezwał się Lucien, unosząc dłonie, tak by zobaczyła jego szpony - twoja magia przestała działać. - Opuścił ręce na kolana, a pomarańczowozłocisty ogień w jego zrenicach zmiótł resztkę wesołości z oblicza Hag. Nastąpiła chwila absolutnej ciszy, zwierzęta w klatkach znieruchomiały - nawet te najmniejsze, żaby i traszki w akwariach, wpatrywały się w wampira. - Jakoś mnie to nie bawi, Hag. Twoje żarty też nie. Czarodziejka przeprosiła go skinieniem głowy. W następnej chwili wszystko dookoła znowu się poruszyło. - Musisz mi wyjaśnić, co się stało, Lucienie - powiedziała ochrypłym głosem. Słuchała, a on opowiadał jej o wszystkim: o tym, jak wziął pod opiekę chłopca o imieniu Trey, jak Kaliban uwięził jego córkę i jak walczy! ze swoim bratem wampirem. Opowiedział jej, w jaki sposób rana po ugryzieniu na ramieniu i infekcja, która się wdała, omal nie pozbawiły go życia i o tym, że wierzy, iż to rana jest powodem zmian, jakie w nim zachodzą. Potem wyjaśnił, w jaki sposób Trey ukradł Kalibanowi Kulę Mynora. - ...i dlatego tu jestem. Chciałem się przekonać, czy możesz mi pomóc, tak jak już kiedyś to zrobiłaś. Starucha słuchała go w milczeniu i tylko czasem unosiła brew, lecz mu nie przerywała. Teraz zaś, kiedy było jasne, że wampir zakończył swoją opowieść, podniosła nieco głowę, w zamyśleniu gładząc językiem dziąsła. Gdy wreszcie pochyliła się do przodu i przemówiła, jej głos był zaledwie szeptem. - Ty już nie żyjesz, Lucienie. - Słucham? - Leżałeś pogrążony w czymś w rodzaju śpiączki i myślałeś, że atak brata sprowadzi na ciebie ostateczną śmierć. - Przyglądała mu się chwilę spod nastroszonych brwi. - A przecież ty już nie żyjesz. Od ponad dwustu lat. Umarłeś, kiedy Kaliban zakończył twoje ludzkie życie i zamienił cię w wampira, przekazując ci zakażoną krew. Zapomniałeś o tym? - Oczywiście, że nie. Chciałem tylko powiedzieć... - Ciekawy dobór słów - przerwała mu. - Podobnie jak twoje ostatnie doświadczenia. - Zamilkła na moment, a potem zapytała: - Kto odprawił rytuał z Kulą, by cię na powrót sprowadzić? - Alexa. - Ach tak, dampirzyca. Rozumiem, że dobra z niej czarodziejka. Lucien zignorował jej obrazliwą uwagę. Dampirem rzeczywiście nazywano dziecko wampirzego ojca i ludzkiej matki, lecz określenie to miało negatywny sens tylko tu, w Otchłani. Hag była potężną czarodziejką i podobnie jak wielu jej pokroju irytowała ją świadomość, że ktoś inny uprawiający magię pnie się po szczeblach sztuki, zdobywając wiedzę i umiejętności, których być może jej samej nie staje albo które chciałaby zachować w tajemnicy. Często na tej płaszczyznie dochodziło do walk i kłótni i Lucien nie wątpił, że Hag traktuje Alexę jak zagrożenie. Mimo to cierpliwie czekał na dalsze słowa wiedzmy. - I wcale mnie to nie dziwi. W końcu jest dzieckiem poczętym całkowicie za pomocą magii. Kto by przypuszczał, że jej matka posiadała moc, by reanimować tę część twojej anatomii, i to na tak długo? - Hag cmoknęła po raz kolejny, ignorując piorunujące spojrzenie Luciena. - Najwyrazniej odziedziczyła po Gwendolinie umiejętności - czarodziejka zamierzyła się na czarną grubą muchę, która krążyła przed nią - a nawet wydaje się, że posiadła więcej, skoro udało jej się dokonać tego, co właśnie opisałeś. - Co mianowicie? - Odrodzić cię, Lucienie. Sprowadzić nieumarłego z zaświatów. - Zamilkła i spojrzała dziwnie na wampira. -Jesteś kimś wyjątkowym. Po dwakroć umarłeś, raz jako człowiek i raz jako wampir, a mimo to siedzisz tutaj. - To niemożliwe - rzekł Lucien, kręcąc głową. - Staram się nie przejmować, gdy inni mówią, że coś jest albo nie jest możliwe - odpowiedziała starucha i lekceważąco machnęła ręką w jego kierunku, tak samo jak wcześniej przegoniła muchę. - A co z Kulą? - Wydaje się, że utraciła całą zgromadzoną w niej moc. Teraz właściwie jest tylko ładnym przyciskiem do papieru. - Szkoda - westchnęła czarodziejka. - To był bardzo cenny artefakt. Ale Gwendolina nigdy nie dbała o swoje rzeczy i nie opiekowała się nimi dobrze. Utrata mocy wyjaśnia to i owo. - Co mianowicie? - Przeznaczeniem Kuli było leczyć chore istoty cienia. Chore, ale żywe. Książęta demonów używali jej do uzdrawiania swoich armii, dlatego wszyscy jej pożądali. I... - Nie przyszedłem tu na wykład o historii... - Milcz, wampirze! - syknęła Hag. - Raz mógłbyś się czegoś nauczyć. Twoi szpiedzy w Otchłani nie wiedzą wszystkiego, oj nie. - Przepraszam - bąknął Lucien i skłonił głowę. - Jak ci wiadomo - mówiła dalej czarodziejka - jeśli Kula była używana w połączeniu z innym prastarym artefaktem, z Buławą Skaleba, wówczas miała inne działanie: przywracała zmarłym życie. Dlatego Kaliban ją odnalazł i przekazał Gwendolinie, która miała sprowadzić mu armię. Armię zombie. - Na ustach czarodziejki pojawił się dziwny uśmiech. - Wciąż chodzi mu to po głowie. - Zamilkła wpatrzona w wampira. - Wielu mieszkańców Otchłani gardzi ludzmi. Wszyscy oni, podobnie jak sam Kaliban, chętnie zobaczyliby ludzką rasę na kolanach, lecz ich szeregi są zbyt małe. Istoty cienia nigdy nie były liczne, a przez wieki wojny i wewnętrzne spory jeszcze ich przerzedziły. Gdyby Kaliban poważnie myślał o zaatakowaniu ludzi, musiałby nająć jakąś armię. Zombie idealnie się do tego nadają. Nie brakuje zmarłych, których można by wskrzesić. Lucien czekał, aż Hag pociągnie opowieść, lecz ona siedziała nieruchomo, jakby chciała dać mu czas do przetrawienia tego, co usłyszał. - Skoro Kula jest bezużyteczna, to on nie ma możliwości wskrzeszenia armii. Hag spojrzała mu prosto w oczy. - Twój brat zamierza wskrzesić Helde. Lucien zamarł. Wpatrywał się w staruchę z nadzieją, że ta zaraz się roześmieje i przyzna do żartu. - Helde? Przecież ona zmarła dawno temu. Została zniszczona! - Tak samo jak ty, Lucienie. Tak samo jak ty. Dwukrotnie. Lucien zastanawiał się nad tym, co właśnie usłyszał. Gdyby Kaliban zdołał [ Pobierz całość w formacie PDF ] |