[ Pobierz całość w formacie PDF ]

biurokratów, najbardziej skłonna do zmian i najbardziej oświecona, bo część jej
przedstawicieli miała wyższe wykształcenie, zapełniała ministerstwa i urzędy imperialne.
Wreszcie frakcja ludzi osobistych była osobliwością naszej władzy powołaną do życia
przez samego cesarza. Dostojny pan, zwolennik silnego państwa i władzy centralnej,
musiał toczyć przebiegłą i zręczną walkę z koterią arystokratów, która chciała rządzić
prowincjami i mieć słabego, powolnego cesarza. Ale nie mógł walczyć z arystokracją jej
własnymi rękoma i dlatego stale powoływał do. swojego otoczenia jako osobistych
nominantów i wybrańców ludzi z ludu, młodych i bystrych, ale najniżej urodzonych, ot,
kogoś z najbardziej podrzędnego plebsu, często na chybił-trafił wybranego z motłochu
gromadzącego się wówczas, kiedy pan nasz spotykał się z ludem. Ci osobiści ludzie
cesarza, wyciągnięci wprost z naszej rozpaczliwej i nędznej prowincji na salony
najwyższego dworu i tu spotykając się z naturalną nienawiścią i wrogością zasiedziałych
arystokratów, a szybko zakosztowawszy smaku pałacowych splendorów i jawnego uroku
władzy, z nieopisaną wprost żarliwością i nawet namiętnością służyli cesarzowi, wiedząc,
że przebywają tu i sprawują niejednokrotnie najwyższe godności w państwie tylko i
wyłącznie z woli dostojnego pana.
Im to właśnie cesarz powierzał stanowiska wymagające największego zaufania.
Ministerstwo pióra, cesarska policja polityczna, zarząd pałacu były obsadzone tymi
ludzmi. Oni wykrywali wszystkie spiski i knowania, tępili zarozumiałą i złośliwą
opozycję. Zważ, panie dziennikarzu, że cesarz nie tylko sam decydował o wszelkich
nominacjach, ale dawniej osobiście każdemu je komunikował. On, tylko on! Obsadzał
szczyty hierarchii, ale także jej średnie i niskie szczeble, wyznaczał naczelników poczt,
kierowników szkół, posterunkowych policji, wszystkich najzwyklejszych urzędników,
ekonomów, dyrektorów browarów, szpitali, hoteli, jeszcze raz powtórzę wszystkich, on,
osobiście. Byli wzywani do Sali Audiencji na godziny nominacji i tu ustawieni w nie
kończącym się szeregu - bo to była masa, masa ludzi! - czekali na przybycie cesarza.
Potem każdy kolejno podchodził do tronu, wysłuchiwał przejęty i pochylony w ukłonie,
jaką cesarz wyznacza mu nominację, całował łaskawcę w rękę i cofając się tyłem, w
ukłonach - wychodził. Nawet najbardziej nieważąca nominacja miała cesarskie autorstwo,
a to dlatego, że zródłem wszelkiej władzy było nie państwo ani żadna inna instytucja,
tylko najosobiściej dostojny pan. Jakież to niezmiernie doniosłe prawo! Bo z tej chwili
spędzonej z cesarzem, kiedy ogłaszał on nominacje i dawał błogosławieństwo, rodziła się
szczególna międzyludzka więz, co prawda ujęta w reguły hierarchii, ale jednak więz, a z
niej wynikała jedna zasada, jaką kierował się pan nasz wywyższając lub strącając ludzi -
zasada lojalności. Mój przyjacielu, można by spisać bibliotekę donosów, jakie latami
spływały do cesarskiego ucha przeciwko najbliższej postawionej mu osobie, ministrowi
pióra - Walde Giyorgisowi. Była to najbardziej przewrotna, odpychająca i skorumpowana
postać, jaką kiedykolwiek nosiły parkiety naszego pałacu. Samo złożenie donosu na tego
człowieka groziło skrajnie ponurymi konsekwencjami. Jakże musiało być już zle, skoro
mimo to - donosili. Ale ucho pańskie było zawsze zamknięte. Walde Giyorgis mógł robić,
co chciał, a rozpasanie jego nie miało granic. Jednakże zaślepiony w swojej bucie i
bezkarności wziął raz udział w zebraniu frakcji spiskowej, o czym wywiad pałacowy
powiadomił czcigodnego pana.
Pan czekał, aż Walde Giyorgis powie mu o tym postępku sam, ale ten nie wspomniał o
sprawie ani słowem, czyli - inaczej mówiąc - złamał zasadę lojalności. I następnego dnia
pan zaczął godzinę nominacji od swojego własnego ministra pióra, człowieka, który
niemal dzielił władzę z dostojnym panem: z pozycji drugiej osoby w państwie Walde
Giyorgis spadł na stanowisko małego urzędnika w zapadłej prowincji południa.
Wysłuchawszy nominacji - a wyobrazmy sobie, jak musiał w tym momencie tłumić
zaskoczenie i zgrozę - zgodnie z obyczajem ucałował łaskawcę w rękę i cofając się tyłem,
w ukłonach, opuścił raz na zawsze pałac. A wezmy taką postać jak książę Imru. Była to
może najwybitniejsza indywidualność w elicie, człowiek godzien najwyższych
zaszczytów i stanowisk.
Cóż z tego, kiedy - jak wspomniałem - łaskawy pan nigdy nie kierował się zasadą
zdolności, tylko zawsze i wyłącznie zasadą lojalności. Otóż nie wiadomo skąd i dlaczego
książę Imru zaczął nagle pachnieć reformą i nie pytając cesarza o zgodę rozdał chłopom
część swojej ziemi. A więc - zmilczając coś przed cesarzem i działając na własną rękę - w [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.htw.pl
  • Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Wszystkie rzeczy zawsze działają zgodnie ze swoją naturą.