[ Pobierz całość w formacie PDF ]
matka zadzwoniła do niego ze szpitala. Przez następne tygodnie chodził jak błędny. Nie był w stanie myśleć ani pracować. Jego jednostkę rezerwy powołano w 1991 roku do operacji Pustynna Burza. Zgłosił się na ochotnika, nie przejmując się ani przez chwilę moŜliwością utraty Ŝycia. Poszedł prosto na front, w ogień najzaciętszej walki. Za niezwykłą waleczność został odznaczony Purpurowym Sercem i Srebrną Gwiazdą. Wiedziało o tym bardzo niewiele osób. Z nikim, poza Cagem Hartem, nie rozmawiał o swojej słuŜbie wojskowej. Przez całą noc przewracał się z boku na bok, w końcu poddał się i wstał. Przygotował kawę i kanapkę i przeniósł się z rozmyślaniami do stołu. Shannon i wojna naleŜały do przeszłości. Przy całym uczuciu, jakie Ŝywił dla Shannon, nie było między nimi tak silnej namiętności, jaka połączyła go z Violet, której samo wspomnienie zapierało mu dech w piersiach. On i Shannon kochali się miłością spokojniejszą, nie tak burzliwą. Pomyślał o dziecku. Był ciekaw, czy będzie podobne do niego, czy do Violet, i czy to będzie chłopczyk, czy dziewczynka. Wyobraził sobie, jak czyta przed snem małej dziewczynce albo pokazuje gwiazdy przez teleskop małemu chłopcu, czy uczy go rozpoznawać skały. Skały były jego pasją, większą nawet niŜ astronomia. Miał kolekcję kryształów, meteorytów, muszli i róŜnych minerałów. Dysponował teŜ wykrywaczem metalu i chętnie spędzał wolne chwile na poszukiwaniach fragmentów meteorytów. Znalazł juŜ kilka i dołączył do swojej kolekcji. Violet jeszcze nie wiedziała o tym jego szczególnym zamiłowaniu. Był ciekaw, czy ona teŜ interesuje się minerałami. Skończył kawę i przeciągnął się. Kotki przyglądały mu się ciekawie, zaskoczone zmianą codziennej rutyny. - Nie mogłem spać - wyjaśnił im. - Wam się to nie zdarza? Kotki zamrugały. Mógłby przysiąc, Ŝe pilnie słuchają. Podobnie, jak z całą pewnością czasem oglądały telewizję. To najpewniej skutki braku snu, tłumaczył sobie. - Zamierzam się oŜenić z Violet - powiedział im. - A za kilka miesięcy będziemy mieli maleństwo. Lepiej się przyzwyczajcie do tej myśli. Znów zamrugały. Ale tym razem najpierw popatrzyły na siebie, a potem na Blake'a. Potrząsnął głową. Znów to robił. Rozmawiał z kotkami. Violet i dziecko dobrze mu zrobią na głowę. Wstał i podszedł do zlewu. Odkręcał wodę, kiedy jego gołe kostki z dwóch stron zaatakowały ostre ząbki. Zaklął siarczyście. Kotki, z uszami przylegającymi gładko do głów i ogonami sterczącymi sztywno, jak maszty, pomknęły w przeciwne strony. Pomasował ugryzienia, roz- glądając się za nimi. - Mówię, Ŝe macie się przystosować i nie Ŝartuję - wrzasnął zły. Nie opowie o tym Violet, zdecydował, opatrując skaleczenia. Nie pozwoliłaby mu ich wypuścić w dniu ślubu! Kiedy Blake przyjechał zabrać Violet na lunch, ani Duke'a, ani jego Ŝony i syna nie było w zasięgu wzroku. - Wyjechała? - zapytał cicho. Potrząsnęła głową. - Na początku byli bardzo grzeczni i sztywni. Teraz chodzą wokół siebie jak zapaśnicy, wypatrujący okazji do dobrego chwytu. Westchnął, kiedy wzięli się za ręce i szli do samochodu. - Obawiałem się tego. Ludzie się nie zmieniają. Ukrywają pewne cechy, ale one i tak wyjdą w praniu. Zatrzymała się i spojrzała na niego. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |