[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się ciebie boję. - Wiem. że się mnie boisz - odpowiedział, a jego głos zabrzmiał zbyt głośno w cichym pokoju. Sięgnął ponad sto- łem i chwycił jej drobną dłoń, pocierając kciukiem miękką, wrażliwą skórę. - Nigdy nie pragnęłaś mężczyzny? A może elitarne wy- kształcenie stanowiło przeszkodę? - Często takie wykształcenie przynosi zaskakujące efekty 64 PANNA Z CHARLESTONU - powiedziała tajemniczo. - Większość dziewcząt przed ukończeniem szkoły ma niezłe doświadczenie. - Nie chodziłaś na randki? Pytanie to wywołało bolesne wspomnienia, którym nie chciała stawić czoła. Więc wzruszyła tylko ramionami. - Wtedy byłam bardzo nieśmiała. Trudno mi było rozma- wiać z mężczyznami. - Kiedy tu przyjechałaś, to się zmieniło. - Zachichotał. - Nigdy nie zapomnę pierwszego razu, kiedy cię zobaczy- łem. - Uderzyłam cię w twarz - przypomniała mu ze złośli- wym uśmiechem. - Wtedy nie wiedziałam, jakie to może być niebezpieczne. - Nigdy bym ci nie oddał - powiedział. - Najpierw dał- bym sobie obciąć rękę. - Jake o tym wie i dlatego budzi mnie za każdym razem, kiedy trzeba ratować .świat przed tobą - powiedziała Mande- lyn ze śmiechem. Przyglądał się jej dłoni. - Jake nie jest tak ślepy jak ty. - Jestem ślepa? - Nieważne. - Puścił jej rękę i zapalił papierosa. - Robi się pózno. Lepiej jedz do domu, zanim ktoś powie, że prze- bywasz ze mną po zmroku. - Przeszkadzałoby ci to? - Tak - powiedział. - Nie chcę, żeby pojawiła się jakaś skaza na twojej reputacji. Zastrzeliłbym każdego, kto twier- dziłby, że tutaj dzieje się coś nieprzyzwoitego. - Dzisiaj popołudniu tak było - powiedziała bez zastano- wienia, a potem się zaczerwieniła. PANNA Z CHARLESTONU 65 - Chciałem sprawdzić, czy będziesz mnie pragnęła - wy- jaśnił cicho. Wstała od stołu w takim pośpiechu, że prawie przewróciła krzesło. - Lepiej już pójdę - wyjąkała. On także wstał i ruszył za nią wolnym krokiem. - Czy dżentelmen nie powinien tego mówić? - zapytał oschłym tonem. - Przepraszam, Mandy, często mówię bez zastanowienia. Potraktuj to jako kolejne doświadczenie w kontaktach z mężczyznami. W tej dziedzinie jesteś za- cofana. Wróciła na ganek i popatrzyła na niego smutnym wzro- kiem. - Jest ci przykro z tego powodu? Wolałabyś, żebym była bardziej doświadczona? Położył palec na jej usta. - Bardzo bym chciał, żebyś całe swoje doświadczenie zdobyła ze mną - powiedział cicho. - Nawet pierwszy raz byłby wspaniały. Zadbałbym o to. Poczuła, jak uginają się pod nią nogi. Oszołomiona, jakoś dotarła do samochodu. Doszła do wniosku, że ich znajomość nabrała innego charakteru. - Hej! - zawołał za nią. - Co? - zapytała. - O której jutro się spotkamy? Przełknęła nerwowo ślinę i odwróciła się do niego. Stał na ganku, opierając się o filar. Nikłe światło lamp naftowych wydobywało z mroku jego wspaniałe ciało. Wyglądał osza- łamiająco. Zastanawiała się, co by zrobił, gdyby wróciła i po- całowała go. 66 PANNA Z CHARLESTONU - Około... szóstej - wyjąkała. - Mam się elegancko ubrać? - Lepiej zrób to - powiedziała. - Jeśli wszystko ma być jak należy. - A jakże by inaczej - rzucił z uśmiechem. - Dobranoc, kochanie. - Dobranoc. Odjechała. Po raz pierwszy od dawna czuła się niepewnie za kierownicą. Carson się do niej zalecał. Musiała oszaleć, że pozwoliła mu na to wszystko. To ona miała być nauczy- cielką. Jej wspomnienia mimo dawno utraconej miłości były tak słodkie, że nie dopuści, by wtargnęła w nie szara rzeczywi- stość. Doświadczyła na własnej skórze, że miłość była pier- wszym krokiem do cierpienia. Nie chciała przechodzić przez to ponownie. Nie dałaby rady! Od tej chwili zachowa dystans w kontaktach z Carsonem. Tak będzie bezpieczniej. ROZDZIAA PITY Mandelyn wreszcie dotarła do domu. Nadal jednak była niespokojna. Chodziła tam i z powrotem, póki nie zdecydo- wała się położyć spać. Jednak sen nie nadchodził. Przez wiele godzin przewracała się z boku na bok, wspominając dotyk dłoni Carsona, jego namiętne pocałunki i swoją reakcję. Ja- kaś jej część tego wszystkiego nienawidziła. Upłynęło wiele lat od czasu, kiedy ostatni raz czuła na- miętność. Nie chciała znowu jej ulec, jednak Carson rozpa- lił w niej emocje, które przypominały wspomnienia z prze- szłości. Dotąd nigdy się tak nie czuła. Przewróciła się na plecy i popatrzyła w sufit. Może dlatego, że była bliska zostania starą panną i czuła się samotna, podobnie jak Carson. Wyobrażała go sobie, jego niebieskie oczy, głodne usta i opalone ręce przesuwające się delikatnie po jej ciele... Oczywiście to mogło być tylko zauroczenie. Kształtowała jego nowy wizerunek, więc to normalne, że jest nim zaintere- sowana. Była zadowolona, że wreszcie znalazła odpowiedz. Więc dlaczego za każdym razem, kiedy myślała o nim, drżała z podniecenia? Zamknęła oczy i pomyślała o ptakach. Następnego dnia Patty przyszła z jakimiś dokumentami z banku, które trzeba było podpisać. - To dokumenty potrzebne do uzyskania pożyczki - powie- 68 PANNA Z CHARLESTONU działa i szeroko się uśmiechnęła. - O której spotykamy się z prawnikiem? - O siedemnastej - powiedziała Mandelyn. - Zadowolo- na jesteś? - Szczęśliwa - usłyszała odpowiedz. - Muszę jechać do Carsona i obejrzeć tego byka. Pojedziesz ze mną? W dro- dze powrotnej zatrzymamy się w restauracji i zjemy coś pysznego. - Chętnie - powiedziała Mandelyn. - Angie, kiedy bę- dziesz wychodziła na lunch, po prostu zamknij biuro. - Bawcie się dobrze. Bawcie się... ? Serce jej waliło mocno, kiedy wsiadała do pikapa Patty. Nie chciała spotkać Carsona, choć i tak wieczo- rem przychodził do niej na kolację. Kiedy przyjechały, Carsona nie było w domu. Drzwi były zamknięte na klucz. - Gdzie on może być? - zastanawiała się Patty, przygry- zając wargę. - Przecież wiedział, że przyjadę. - Może jest w oborze - zasugerowała Mandelyn. Patty westchnęła. - Ale jestem bystra! Wcale o tym nie pomyślałam! Może powinnam zająć się czymś innym... Jest jego samochód. Poszły do obory. Mandelyn żałowała, że włożyła buty na wysokich obcasach, ale doskonale pasowały do jej niebiesko- -białej garsonki. Kiedy jednak weszła do obory i zobaczyła zachwyt na twarzy Carsona, doszła do wniosku, że warto było się wystroić. Pochylał się nad bykiem. Jake stał przy nim. Carson nie mógł oderwać oczu od Mandelyn. Obaj mężczyzni podnieśli się i Mandelyn zauważyła, jak Patty ożywiła się. Była ubrana w dżinsy i bluzeczkę, włosy PANNA Z CHARLESTONU 69 upięła w kok; wyglądała niezmiernie kobieco i kusząco. Car- son uśmiechnął się szeroko i przytulił ją. - Moja ulubiona dziewczyna - powiedział, a Mandelyn poczuła, że byłaby zdolna do morderstwa. - Jak tam mój pacjent? - zapytała Patty i odwzajemniła uścisk. Jake przyglądał im się z takim wyrazem twarzy, któ- rego Mandelyn nie mogła zrozumieć. - Bez zmian. - Carson westchnął, przyglądając się byko- wi. Nadal obejmował Patty i Mandelyn odkryła, że ma mu to za złe. Patty pochyliła się nad ogromnym zwierzęciem i profe- sjonalnie je zbadała. - Podam mu drugą dawkę tego samego lekarstwa. To powinno podziałać. Wydaję mi się, że wyzdrowieje. - Jeśli ci się nie uda, nigdy się do ciebie nie odezwę - zagroził Carson. - Zapewniam cię, że przynajmniej pięć [ Pobierz całość w formacie PDF ] |